Istnieją w Polsce po 89 roku mechanizmy demokratyczne, choć z ich działaniem są poważne kłopoty i wolność słowa, chociaż nie za bardzo jest gdzie ją egzekwować, i niepodległość, choć słabo z niej korzystamy, i… itd. Ostatnio jednak mój opór w kwestii tego typu porównań słabnąć zaczyna, a podobieństwa zaczynają się narzucać.
Kiedy oglądam zgodny chór mediów ekscytujących się wizytą prezydenta Rosji i robiących wszystko, aby nie zadać niewygodnych pytań… Kiedy słucham "Wiadomości" TVP, w których jako fakty prezentowane są ich zapowiedzi (demonstrowała to prowadząca, a choć w materiałach po jej zapowiedziach sprawy nabierały już właściwych proporcji, to kto wsłuchuje się w informacje następujące po entuzjastycznych streszczeniach?)… Kiedy czytam jak propagandzista PO, Tomasz Wołek grozi dziennikarzowi, Wiktorowi Świetlikowi, że doprowadzi do jego eliminacji z mediów… Kiedy widzę gromady profesorów uniwersyteckich w roli politruków rządzącej partii…
Podobieństwo dotyczy zwłaszcza postaw ludzkich. I tu nagle odkrywam, że w jakimś sensie potrafi być gorzej niż w PRL-u. Nie chodzi mi o instytucje państwa, a nawet sposób ich funkcjonowania, pod tym względem jesteśmy daleko od peerelowskiej dyktatury, ale tchórzostwo, konformizm i serwilizm potrafi kwitnąć bujniej nawet niż w późnych latach komuny. Wówczas wynikające z tych postaw działania często bywały maskowane wstydliwie, tłumaczone i ukrywane. Dziś panoszą się ostentacyjnie i obnoszone są jako tytuły zasługi. Oczywiście, na pierwszy plan wysuwają się "dziennikarze", którzy równie gorliwie kadzą rządzącym, co organizują nagonki na opozycję, szczują i insynuują walcząc o utrwalenie status quo i swojej w nim pozycji. Dwa lata trwały rządy PiS, a oskarżenia o łamanie prawa ciągną się już trzy lata, a im bardziej widać jak są dęte, tym bardziej są krzykliwe i gwałtowne, a ich rzecznicy tym mocniej angażować się będą w obronę władzy i establishmentu, przerażeni możliwością zmiany.
Różnimy się od PRL-u, bo chociaż ośrodki opiniotwórcze i media wydały już wyroki, oskarżyły PiS o krew na rękach, łamanie prawa i budowę policyjnego państwa, to, pomimo że wymiar sprawiedliwości generalnie sprzyja obecnym władzom nic na potwierdzenie tych insynuacji nie znalazł i nic w tej mierze nie sfabrykował.
Przemysłowi insynuacji towarzyszy przemysł pogardy. Polacy mają zawstydzić się swojej tożsamości i dać urabiać salonom na obraz i podobieństwo mitycznej "Europy". Mają się stać potulną, łatwą do rządzenia trzodą. Rzadko kiedy mieliśmy do czynienia z tak ostentacyjną odrazą do zwyczajnego obywatela: mohera z ciemnogrodu, tubylca z polskiego NRD, którego winno się zamknąć do skansenu — czego postulat sformułował salonowy "naukowiec" — aby już nie przynosił nam obciachu.