Syska: SLD, nie idź z PO

Hipotetyczny rząd PO – SLD musiałby podejmować niepopularne decyzje. Spadkiem społecznego poparcia zapłaciłby przede wszystkim Sojusz Lewicy, a wygranym byłoby PiS – twierdzi publicysta

Publikacja: 11.02.2011 00:37

Syska: SLD, nie idź z PO

Foto: ROL

Red

We wrześniu 2003 roku ówczesny premier Leszek Miller podczas obrad Rady Krajowej SLD nawoływał swoich partyjnych kolegów do rewizji socjaldemokratycznych doktryn i akceptacji ekonomicznego liberalizmu. Jako wzór do naśladowania wskazał Irlandię. Dziś ten pogrążony w kryzysie gospodarczym kraj powinien stać się obiektem szczególnej uwagi obecnych liderów polskiej lewicy.

 

 

Wybory parlamentarne w Irlandii, które odbędą się pod koniec lutego, mogą radykalnie odmienić polityczny krajobraz Zielonej Wyspy. Przedwyborcze sondaże pokazują dramatyczny spadek społecznego poparcia (z 42 do 17 proc.) dla rządzącej centroprawicowej partii Fianna Fail. Rosną natomiast notowania socjaldemokratów z Partii Pracy, którzy po raz pierwszy w historii mogą się stać drugą siłą polityczną na irlandzkiej scenie politycznej.

Doniesienia z Dublina powinny w szczególności zainteresować liderów SLD. Od 2005 roku polski system partyjny przypomina bowiem ten irlandzki, który jest swoistym ewenementem na skalę europejską. Polega on na trwałej dominacji (i konkurencji zarazem) dwóch formacji prawicowych i słabej pozycji lewicy. Korzenie rywalizacji Fianna Fail i Fine Gael sięgają wojny domowej z lat 20. ubiegłego wieku. Właśnie kwestie historyczne są podstawą tamtejszego podziału na bloki polityczne. W takiej logice sporu laburzystom pozostawała do tej pory marginalna rola.

Tym razem to jednak kwestie gospodarcze i walka z kryzysem stały się głównymi tematami irlandzkiej kampanii wyborczej. I dzięki tej zmianie laburzyści nabrali wiatru w żagle, a ich lider Eamon Gilmore stał się najpopularniejszym politykiem w kraju.

 

 

Po roku 1989 polską scenę partyjną porządkowały głównie dwa podziały socjopolityczne: historyczny i kulturowy. Ocena PRL oraz kwestie kulturowe (stosunek do Kościoła, spraw obyczajowych, integracji europejskiej itp.) stanowiły główne kryterium wyborczych decyzji Polaków.

SLD był w stanie odnosić zwycięstwa dzięki skutecznemu mobilizowaniu osób zaangażowanych w strukturach władzy przed rokiem 1989 i wyborców z nostalgią odnoszących się do bezpieczeństwa socjalnego czasów PRL. Jednocześnie politycy lewicy potrafili pozyskać sporą część elektoratu, podkreślając własne kompetencje, skłonność do kompromisu, niechęć do ideologicznych sporów oraz otwartość na świat.

Przed wyborami w latach 1993 i 2001 liderzy SLD przedstawiali swoją formację jako przewidywalną, umiarkowaną i kompetentną alternatywę dla zideologizowanej, podzielonej i nieudolnej prawicy. Podobny w swej treści apel wyborczy z 2007 roku nie przyniósł już jednak spodziewanych efektów. Współtwórcy Lewicy i Demokratów nie zauważyli, że ich miejsce w obozie „modernizatorów” zajęła Platforma Obywatelska, która w oczach wyborców okazała się atrakcyjniejszą i bardziej wiarygodną alternatywą dla PiS.

Partii Tuska udało się także pozyskać część tradycyjnego elektoratu SLD, który na Sojusz głosował ze względów historycznych (gesty wykonane przez Bronisława Komorowskiego wobec gen. Wojciecha Jaruzelskiego są tego stanu rzeczy konsekwencją).

Dlatego dziś SLD musi szukać innego pomysłu na swoją obecność w polskiej polityce. Zachodzącej w partii Napieralskiego zmianie pokoleniowej powinny zatem towarzyszyć reorientacja programowa i próba wypracowania nowej tożsamości. Dzisiejsza rywalizacja Platformy i PiS opiera się na symbolach i emocjach, a nie na realnych różnicach politycznych. W logice tego sporu brakuje miejsca dla SLD, co nie oznacza wszak, że lewica skazana jest na margines.

 

 

Szansą dla partii Napieralskiego będzie postępująca w polskim społeczeństwie ekonomizacja myślenia o polityce. W najbliższej przyszłości podział socjoekonomiczny, sprzyjający rywalizacji według osi prawica – lewica, będzie odgrywał coraz większą rolę i wpływał znacząco na decyzje wyborców.

Partii Tuska udało się pozyskać część tradycyjnego elektoratu SLD, który na lewicę głosował ze względów historycznych

Właśnie realizowany scenariusz irlandzki, w którym w wyniku kryzysu gospodarczego podziały historyczno-symboliczne ustąpiły miejsca kwestiom ekonomicznym i radykalnie wzrosło poparcie dla lewicy, może zostać wkrótce powtórzony w Polsce. W dorosłe życie w naszym kraju wkroczyło bowiem pokolenie wychowane w III RP. W przeciwieństwie do roczników, które socjalizowały się w latach 70., 80. i na początku 90., kwestie historyczne i symboliczne nie mają dla jego przedstawicieli wielkiego znaczenia. Za to zderzenie z rzeczywistością bywa dla nich bolesne.

Dobre wykształcenie i znajomość języków obcych nie są już gwarancją zdobycia pracy odpowiadającej aspiracjom. Brak środków na własne mieszkanie oraz niedostępność publicznych żłobków i przedszkoli to kolejne powody do frustracji. Dodać jeszcze należy radykalny wzrost liczby umów o pracę zawieranych na czas określony (Polska przoduje w Europie pod tym względem) lub w ogóle zastępowanie ich umowami cywilnoprawnymi, które pozbawiają ochrony socjalnej, zdolności kredytowej i elementarnego poczucia życiowej stabilizacji.

Te nowe realia powodują, że tworzy się przestrzeń dla lewicy, która może się stać rzecznikiem aspiracji grup społecznych niebędących w gronie beneficjentów procesów modernizacyjnych. Zresztą SLD pod przewodnictwem Napieralskiego wypracował sobie kilka atutów, które znacznie przybliżają go do tej roli.

Sojuszowi udało się przede wszystkim zachować równy dystans do obu partii prawicowych, choć wielu suflerów podpowiadało zbliżenie do Platformy w imię budowy wspólnego frontu przeciwko formacji Jarosława Kaczyńskiego. SLD utrzymał polityczną podmiotowość.

Kolejnym atutem jest wynik wyborczy osiągnięty przez Grzegorza Napieralskiego w wyborach prezydenckich. I nie chodzi tu wcale o skalę uzyskanego poparcia, lecz o strukturę elektoratu. Liderowi Sojuszu udało się pozyskać sporą grupę młodych wyborców oraz, co ważniejsze, ludzi w wieku średnim. Okazało się, że przyciągnięcie nowych zwolenników spoza tzw. żelaznego elektoratu, identyfikującego się z PRL, nie wymaga wcale rezygnacji z lewicowych haseł i przesunięcia się do centrum politycznego spektrum.

SLD zmienił też swój wizerunek. Jak wskazują opublikowane w grudniu ubiegłego roku badania przeprowadzone przez CBOS, w ostatnich latach to właśnie Sojusz spośród partii parlamentarnych w największym stopniu poprawił swój publiczny odbiór i znacznie poszerzył grono zdeklarowanych sympatyków.

Lewicy sprzyjać będą także rosnące niezadowolenie społeczne związane z podwyżkami cen (a więc wzrostem kosztów codziennego życia) oraz trudna sytuacja budżetu, która spowoduje zapewne szereg społecznie niepopularnych decyzji rządu. PiS, skupiony na wyjaśnieniu katastrofy smoleńskiej i budowie wokół niej politycznej tożsamości, nie będzie w stanie zagospodarować tych frustracji.

SLD ma więc okazję do wykreowania się na główną siłę opozycyjną oraz alternatywę dla rządu Tuska, która jest w stanie podjąć z PO zasadniczy spór w kwestiach gospodarczych i społecznych oraz zaprezentować własny projekt modernizacyjny. Wymagać to będzie konsekwencji, determinacji i wysiłku intelektualnego.

Działania reaktywne, polegające na doraźnej krytyce potknięć PO, nie wystarczą. Gdy np. SLD z refleksem i socjotechniczną sprawnością wypunktował absurdy i patologie panujące na kolei pod rządami ministra Grabarczyka, mógł się pokusić także o prezentację własnej, lewicowej wizji transportu publicznego jako narzędzia rozwojowej i inkluzyjnej polityki.

W budowie programu z pomocą SLD mogą przyjść rozmaite środowiska pozaparlamentarnej lewicy. Napieralski nie jest pieszczochem liberalnych mediów, ale udało mu się za to pozyskać do współpracy środowiska dotąd odnoszące się do Sojuszu z rezerwą, jak Zieloni czy Partia Kobiet.

 

 

Docierające jednak coraz częściej do opinii publicznej sygnały o gotowości części polityków SLD do współtworzenia po jesiennych wyborach koalicji rządowej z Platformą można odczytywać jako rezygnację lewicy z gry o wysokie stawki. Współrządzenie w trudnej sytuacji gospodarczej z ugrupowaniem neoliberalnym, w dodatku w roli mniejszego partnera, jest dla lewicy posunięciem ryzykownym.

Choć w sprawie OFE gabinet Tuska stał się obiektem krytyki Leszka Balcerowicza, nie oznacza to wcale, że Platforma utraciła wiarę w zbawczą moc wolnego rynku. Partia ta nadal wspiera projekty zmierzające do komercjalizacji służby zdrowia, edukacji i szkolnictwa wyższego. W firmowanym przez ministra Michała Boniego (a więc tej rzekomo wrażliwej społecznie twarzy rządu) dokumencie „Polska 2030” znajdują się postulaty redukcji roli związków zawodowych, obniżania podatków, zmniejszania wydatków na cele socjalne, zwiększenia selekcji przy przyznawaniu świadczeń społecznych oraz upowszechnienia tzw. elastycznych form zatrudnienia.

Nie ulega wątpliwości, że za społecznie niepopularne decyzje hipotetycznego rządu PO – SLD spadkiem społecznego poparcia zapłaciłaby przede wszystkim lewica. Jedyną siłą opozycyjną i największym wygranym nowego układu politycznego stałoby się PiS, które zapewne odkurzyłoby na tę okoliczność dyskurs o Polsce solidarnej.

Przed Grzegorzem Napieralskim, jak na europejskie realia politykiem bardzo młodym, stoją trudne dylematy do rozstrzygnięcia. Być może przykład Irlandii będzie dla niego jakąś wskazówką. W polityce czasem warto zrezygnować z chwilowych benefitów i poczekać, by potem móc sięgnąć po pełną pulę. I przy okazji na trwałe zapisać się w historii, jak czyni to właśnie Eamon Gilmore.

Autor jest członkiem zespołu „Krytyki Politycznej” i dyrektorem Ośrodka Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassalle’a we Wrocławiu

We wrześniu 2003 roku ówczesny premier Leszek Miller podczas obrad Rady Krajowej SLD nawoływał swoich partyjnych kolegów do rewizji socjaldemokratycznych doktryn i akceptacji ekonomicznego liberalizmu. Jako wzór do naśladowania wskazał Irlandię. Dziś ten pogrążony w kryzysie gospodarczym kraj powinien stać się obiektem szczególnej uwagi obecnych liderów polskiej lewicy.

Wybory parlamentarne w Irlandii, które odbędą się pod koniec lutego, mogą radykalnie odmienić polityczny krajobraz Zielonej Wyspy. Przedwyborcze sondaże pokazują dramatyczny spadek społecznego poparcia (z 42 do 17 proc.) dla rządzącej centroprawicowej partii Fianna Fail. Rosną natomiast notowania socjaldemokratów z Partii Pracy, którzy po raz pierwszy w historii mogą się stać drugą siłą polityczną na irlandzkiej scenie politycznej.

Pozostało 92% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Marek A. Cichocki: Przyszłość Ukrainy jest testem dla Europy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Jan Romanowski: PSL nie musiał poprzeć Hołowni. Trzecia Droga powinna wreszcie wziąć rozwód
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa