Wojciech Sadurski o sprawie Grzegorza Brauna

„Rzeczpospolita" dołożyła starań, by nie wywołać u czytelników wrażenia, że utożsamia się z Grzegorzem Braunem. Ale „Wyborcza" ma pełne prawo krytykować decyzję o opublikowaniu wywiadu z oszczercą – pisze filozof prawa

Aktualizacja: 26.05.2011 21:11 Publikacja: 26.05.2011 21:03

Wojciech Sadurski

Wojciech Sadurski

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Red

Spór o Grzegorza Brauna i o jego atak na zmarłego abp. Józefa Życińskiego ma ważny wątek uboczny, kto wie, czy nie ważniejszy niż dyskusja o meritum wypowiedzi Brauna: jest nim kwestia wolności słowa i jej granic. Warto tę rozmowę podjąć, bo padło w niej kilka głosów słusznych i kilka bałamutnych.

Do tych ostatnich zaliczam, niestety, tekst Romana Graczyka opublikowany w "Rzeczpospolitej", który już samym tytułem "Wolność słowa dla słusznych opinii?" ustawia rozmowę w sposób przewidywalny: już z góry wiemy, że będzie o tym, iż wolność słowa chroni także wypowiedzi, z którymi się nie zgadzamy.

Ale kierując rozmowę na te tory, Graczyk wypacza istotę sporu: nie chodzi w nim bowiem o to, czy Braunowi powinno się prawnie zakazać publicznej obrony swej KUL-owskiej wypowiedzi, ale czy jest rzeczą roztropną, by akurat "Rzeczpospolita" stwarzała mu takie forum. Nie jest to dyskusja o granicach wolności słowa, ale o ocenie decyzji redakcyjnej o udostępnieniu Braunowi właśnie tego prestiżowego forum.

Spór o wywiad

Przypomnę: "Gazeta Wyborcza" ostro skrytykowała "Rzeczpospolitą" za opublikowanie wywiadu z Braunem. Łatwo tę krytykę i następnie replikę naczelnego "Rz" potraktować jako naturalną, choć mało budującą walkę konkurencyjną między dwiema firmami. Naturalną – bo różnice między obydwoma dziennikami są wyraziste. Mało budującą – bo dziennikarze powinni więcej pisać o problemach, a mniej o kolegach i koleżankach z konkurencji.

Osobiście nie miałem do faktu zamieszczenia tego wywiadu w "Rz" specjalnych zastrzeżeń – tym bardziej że gazeta dołożyła, moim zdaniem, starań, by nie wywołać u czytelników wrażenia, że w jakimkolwiek stopniu utożsamia się z wrocławskim oszczercą (niechętne Braunowi pytania, równoważący Brauna tekst Stanisława Obirka itp.). Nie zgadzam się jednak z opinią Graczyka, że krytyka ze strony "Wyborczej" to przykład na chęci ukrócenia wolności słowa. Warto zastanowić się nad tym, dlaczego tak nie jest.

Czego nie powiedział Wolter

Choć Graczyk powołuje się na słynną maksymę Woltera, warto mu przypomnieć, że przypisywana francuskiemu myślicielowi sentencja nie brzmi: "Nienawidzę twoich poglądów, ale oddałbym życie, abyś je mógł głosić na łamach "Rzeczpospolitej"". Każda redakcja dokonuje selekcji tekstów nadesłanych; każda dokonuje też świadomego wyboru, jakie teksty zamówić, z kim przeprowadzić wywiad, jakie zadanie wyznaczyć swym korespondentom itp. Każda z tych decyzji oznacza wybór pozytywny – na rzecz pewnych tematów czy tekstów, a jednocześnie wybór negatywny – rezygnacja z innych. Choćby dlatego, że powierzchnia gazetowych szpalt nie jest nieograniczona.

Choć nie jestem zwolennikiem absorbowania czytelników przez gazety sporami branżowymi, to nie ma jakiejś pryncypialnej przyczyny, by nie można było krytykować polityki redakcyjnej gazet za udostępnienie cennego miejsca na szpalcie temu czy innemu człowiekowi. Decyzję "Rzeczpospolitej" o przeprowadzeniu rozmowy z Braunem można przecież oceniać jako rozsądną lub nie, mądrą lub nieprzemyślaną, sprzyjającą obiegowi idei lub raczej nagłaśniającą obelgi, które już znalazły sobie i tak drogę do przestrzeni publicznej.

Jak powiedziałem, redakcyjna decyzja "Rz" mnie nie oburzyła. Ale nie należy traktować krytyki tej decyzji jako potencjalnego zamachu na wolność słowa – jak czyni to Graczyk – bo Braun nie ma prawnego zakazu występowania w mediach, które chcą go przytulić.

Bez cenzury

Nie wypowie się w "Rzeczpospolitej", to pójdzie do "Naszego Dziennika": w Polsce nie ma cenzury, a za ewentualne oszczerstwo może odpowiadać przed sądem bez względu na to, gdzie publicznie je sformułował. Nie ma to nic wspólnego z cenzurą ani z tłamszeniem wolności słowa, ale stanowi egzekwowanie granic tej wolności przez niezawisły sąd.

Zanim jednak do tego ewentualnie dojdzie, Braun może brylować po mediach do woli – oczywiście, jeśli znajdzie sobie przychylny tytuł (a znajdzie, znajdzie!).

Nikt nie ma przyrodzonego, naturalnego uprawnienia publikowania w "Rzeczpospolitej" (lub w "Gazecie Wyborczej", dodajmy). Nie każdy wyznawca idei płaskiej ziemi, nie każdy zawzięty wróg np. Graczyka, nie każdy orędownik tezy o zamachu smoleńskim – musi znaleźć sobie dojście do preferowanego przez siebie medium. Wolność słowa nie polega na tym, że każdy może opublikować każdą bzdurę lub potwarz w jakimkolwiek miejscu, ale że nie ma cenzury prewencyjnej, która raz na zawsze uniemożliwi ogłoszenie pewnych poglądów w jakimkolwiek legalnym medium.

Suwerenne decyzje

Mam własny, prywatny miernik  obecności kompleksów "anty-salonowych": to częstotliwość posługiwania się zbitką "autorytety moralne" w cudzysłowie. Zbitka ta znamionuje zazwyczaj żal autora, że sam nie jest jeszcze żadnym autorytetem, a jednocześnie zawistne przeświadczenie o tym, że ludzie, z którymi polemizujemy, pragną koniecznie czegoś "zakazać" lub coś "narzucić" w sferze idei.

Tak jest, niestety, w tekście Graczyka. "To "Wyborcza" ma suwerennie decydować, jaki obraz Brauna mają poprzez media dostawać Polacy" – pisze oburzony Graczyk, choć przecież dobrze wie, że żadna "suwerenna decyzja" tego typu nie jest możliwa. Wyrażenie opinii na temat redakcyjnej decyzji "Rzeczpospolitej" nie stanowi chęci "decydowania" o czymkolwiek: gdyby tak było, można by odwrócić zarzut i powiedzieć, że to Graczyk chce suwerennie decydować o tym, jakie tematy mogą publicyści "Wyborczej" podejmować.

Oba zarzuty byłyby równie absurdalne: wyrażenie jakiegoś poglądu nie stanowi uzurpacji władzy, a pluralizm polskiej prasy gwarantuje, że żadna opinia nie uzyska statusu monopolisty. Wolność słowa – jeśli ten ideał jest nadrzędny dla Graczyka – powinna przysługiwać także publicystom "Wyborczej", krytykującym politykę redakcyjną swych kolegów z "Rzeczpospolitej".

Zanurzając się w paranoiczny raczej klimat, Graczyk ogłasza: "Zarządzono operację "unicestwić Brauna". Tak dobrze szło, już wszystkie "autorytety moralne" wyraziły stosowne oburzenie, aż tu nagle "Rzeczpospolita" wszystko popsuła" – z ciężką ironią ciągnie Graczyk.

Najlepsza jest puenta: "Wniosek jest jeden: trzeba zlikwidować "Rzeczpospolitą" albo oddać ją w ręce jakiegoś "autorytetu moralnego". Ale histeria nie jest dobrym doradcą publicysty. Można bronić decyzji redakcyjnej "Rzeczpospolitej" o druku wywiadu z Braunem bez przypisywania krytykom tej decyzji chęci anihilacji gazety.

Albo nienawiści do wolności słowa.

Autor jest profesorem uniwersytetu w Sydney, Akademii Leona Koźmińskiego oraz Uniwersytetu Warszawskiego

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?