Pierwszy efekt prezydencji Donalda Tuska przyszedł nadspodziewanie szybko. Platformie udało się zjednoczyć wszystkie trzy główne partie opozycji. Zgodnym głosem przestrzegają one dziś przed próbami wykorzystania przez PO prezydencji unijnej do lansowania rządu Tuska w kampanii wyborczej.
W lustrze obcych
Gdy na sali sejmowej prezydent Bronisław Komorowski w obliczu polskiej prezydencji apelował do opozycji o zgodę w sprawach dla Polski najważniejszych, skonsternowani liderzy SLD dowiedzieli się o cofnięciu zgody dyrekcji warszawskich Łazienek na konferencję prasową Sojuszu, która miała być przeciwwagą dla sejmowej uroczystości. Show lewicy miał przypomnieć, że to Aleksander Kwaśniewski i Leszek Miller wprowadzali Polaków do Unii Europejskiej. Chodziło też o to, aby w subtelny sposób zaproponować Platformie możliwość skorzystania z europejskiego doświadczenia postkomunistów.
Okazji nie było. Jak twierdzi rzecznik SLD, najpierw dość szczerze im oświadczono, że na czas prezydencji Łazienki nie będą udostępniane partiom politycznym, a potem pojawiła się wersja oficjalna o planowanym w tym samym czasie koncercie szopenowskim. Co charakterystyczne, większość mediów przyjęła bez większego powątpiewania tezę Sojuszu, że decyzja dyrekcji parku była skutkiem nacisków Platformy.
Istotnie, PO ciężko zapracowała na wizerunek ugrupowania, które sięga – by użyć rosyjskiego określenia – po „administracionnyje resursy", czyli korzysta z administracji, aby dać opozycji po nosie. Incydent z Łazienkami był wyjątkowo bolesny dla Aleksandra Kwaśniewskiego, który dotąd o takich kopniakach w kostkę ze strony władzy mógł słyszeć jedynie ze skarg PiS. Były prezydent już w czasie wizyty Baracka Obamy w Polsce przeżył boleśnie pominięcie go na liście twórców polskiej demokracji zaproszonych do Pałacu Prezydenckiego. Teraz poczuł się tak upokorzony, że publicznie narzekał na próby „wygumkowania lewicy".
Jarosław Kaczyński zaś w opublikowanym w dniu rozpoczęcia prezydencji wywiadzie dla portalu Rebelya.pl wyraził obawę, że Platforma w czasie prezydencji będzie reklamować się „przeglądaniem się w lustrze stworzonym przez obcych" – a więc szczycąc się pochwałami zachodnich mediów i polityków. Kaczyński wątpi, czy „takie lustro będzie miarodajne", skoro „słaby rząd Tuska jest wygodny dla innych państw" i „nawet słaba prezydencja może być opisywana przez zagranicznych komentatorów bardzo entuzjastycznie".