Piotr Semka o polskiej prezydencji UE i wyborach 2011

Czego najważniejsze kraje Europy tak naprawdę oczekują od polskiej prezydencji? Można odpowiedzieć: świętego spokoju – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 04.07.2011 08:39 Publikacja: 04.07.2011 01:17

Piotr Semka

Piotr Semka

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Pierwszy efekt prezydencji Donalda Tuska przyszedł nadspodziewanie szybko. Platformie udało się zjednoczyć wszystkie trzy główne partie opozycji. Zgodnym głosem przestrzegają one dziś przed próbami wykorzystania przez PO prezydencji unijnej do lansowania rządu Tuska w kampanii wyborczej.

W lustrze obcych

Gdy na sali sejmowej prezydent Bronisław Komorowski w obliczu polskiej prezydencji apelował do opozycji o zgodę w sprawach dla Polski najważniejszych, skonsternowani liderzy SLD dowiedzieli się o cofnięciu zgody dyrekcji warszawskich Łazienek na konferencję prasową Sojuszu, która miała być przeciwwagą dla sejmowej uroczystości. Show lewicy miał przypomnieć, że to Aleksander Kwaśniewski i Leszek Miller wprowadzali Polaków do Unii Europejskiej. Chodziło też o to, aby w subtelny sposób zaproponować Platformie możliwość  skorzystania z europejskiego doświadczenia postkomunistów.

Okazji nie było. Jak twierdzi rzecznik SLD, najpierw dość szczerze im oświadczono, że na czas prezydencji Łazienki nie będą udostępniane partiom politycznym, a potem pojawiła się wersja oficjalna o planowanym w tym samym czasie koncercie szopenowskim. Co charakterystyczne, większość mediów przyjęła bez większego powątpiewania tezę Sojuszu, że decyzja dyrekcji parku była skutkiem nacisków Platformy.

Istotnie, PO ciężko zapracowała na wizerunek ugrupowania, które sięga – by użyć rosyjskiego określenia – po „administracionnyje resursy", czyli korzysta z administracji, aby dać opozycji po nosie. Incydent z Łazienkami był wyjątkowo bolesny dla Aleksandra Kwaśniewskiego, który dotąd o takich kopniakach w kostkę ze strony władzy mógł słyszeć jedynie ze skarg PiS. Były prezydent już w czasie wizyty Baracka Obamy w Polsce przeżył boleśnie pominięcie go na liście twórców polskiej demokracji zaproszonych do Pałacu Prezydenckiego. Teraz poczuł się tak upokorzony, że publicznie narzekał na próby „wygumkowania lewicy".

Jarosław Kaczyński zaś w opublikowanym w dniu rozpoczęcia prezydencji wywiadzie dla portalu Rebelya.pl wyraził obawę, że Platforma w czasie prezydencji będzie reklamować się „przeglądaniem się w lustrze stworzonym przez obcych" – a więc szczycąc się pochwałami zachodnich mediów i polityków. Kaczyński wątpi, czy „takie lustro będzie miarodajne", skoro „słaby rząd Tuska jest wygodny dla innych państw" i „nawet słaba prezydencja może być opisywana przez zagranicznych komentatorów bardzo entuzjastycznie".

Na koniec Paweł Poncyljusz, wiceszef PJN, przestrzegł w sobotę PO przed sprowadzaniem prezydencji do parady spotkań liderów PO ze światowymi przywódcami pod wyborczym hasłem „patrzcie, jacy jesteśmy ważni".

Myślenie pozytywne

Czy Platforma może się dziwić, że opozycja nie zachłysnęła się sejmową fetą z górnolotnymi przemówieniami Bronisława Komorowskiego, Grzegorza Schetyny i Bogdana Borusewicza? Zapowiedź mających się odbyć w czasie prezydencji 350 spotkań dyplomatycznych i odwiedzin Polski przez 30 tys. członków najrozmaitszych delegacji brzmi jak grafik dla spin doktorów Platformy, którzy zasypywać mogą Polaków wizerunkiem roześmianego Tuska w roli kumpla europejskich tuzów. Wszystko to jako wyborczy element wizerunku luzackiej, uśmiechniętej Polski, którą jakże łatwo będzie kontrastować z ponurakami z opozycji – tej z lewej i z prawej.

O takiej linii propagandowej świadczy wybór Kuby Wojewódzkiego do roli kumpla Platformy, któremu oddano we władanie koncert otwierający prezydencję. To pierwszy kampanijny ukłon ku elektoratowi nastolatków. A że prawicę wybór akurat Wojewódzkiego irytuje – bardzo dobrze. Niech wiedzą, kto tu rządzi.

Dobrą próbką propagandowego lansowania przez obóz rządowy pozytywnego myślenia (z kopaniem opozycji w tle) jest strona internetowa „Polska ma sens", reklamowana na Twitterze przez rzecznika rządu Pawła Grasia i rzecznika prezydencji Konrada Niklewicza. Witryna ta wystartowała 1 czerwca, a firmuje ją fundacja, której „darczyńcami, sponsorami, patronami" (bez wyjaśniania, kto ma jaką rolę) są zarówno prywatne firmy, jak i np. Ministerstwo Kultury czy kojarzone z Platformą Europejskie Centrum Solidarności.

Na europejskiej arenie Tusk powtórzy chwyty znane z konwencji PO w Ergo Arenie, gdzie pokazywał, że jest sympatycznym swojakiem

Portal deklaruje, że „pragnie skupić wokół siebie mądry entuzjazm ludzi twórczo zmieniających świat na lepsze, pielęgnuje myślenie pozytywne". A jednak w ciągu miesiąca istnienia tej strony grupa jej autorów więcej serca wkładała w ataki na opozycję. Jerzy Skoczylas uderzył za niewystarczająco entuzjastyczne reakcje na rozpoczęcie prezydencji, Jarosław Makowski ogłosił, że „PiS jest jak zdarta płyta", a Krzysztof Burnetko martwił się, czy ojciec Rydzyk znów nie zaszkodzi. Tak wygląda pozytywna, uśmiechnięta twarz lansowana przez rzeczników Grasia i Niklewicza.

Warto przy tej okazji przypomnieć sobie skumulowaną kampanię prezydencką i parlamentarną z 2005 roku. Wtedy to rywalizujące ze sobą PO i PiS dawały do zrozumienia na początku roku, że pragną wspólnej koalicji po wyborach i że zrobią wszystko, aby przedwyborcze starcie ich zbytnio nie podzieliło. Ale logika kampanii jest taka, że pokusa zdystansowania rywala wygrywa z politycznym rozsądkiem. Tak samo może być z kuluarowymi obietnicami polityków rządowych, że Platforma nie „przegnie" z wykorzystywaniem prezydencji we własnym partyjnym interesie.

Kraj jednej partii

Dziś politycy PO zaklinają też związkowców z „Solidarności", by nie zepsuli wizerunku Polski zbyt gwałtownymi wystąpieniami na jesieni. Wzywają również opozycję do konsensusu wokół prezydencji. Jednak wcześniej Donald Tusk nie znalazł czasu na spotkanie z liderami opozycji i wymianę opinii na temat priorytetów naszego przewodnictwa w UE.

Platforma broni się twierdzeniem, że PiS nie przywiązywał wagi do polskiej prezydencji. To prawda, ale takie stanowisko Prawa i Sprawiedliwości to skutek tego, iż PO od dawna traktuje politykę zagraniczną jako swoją wyłączną własność i używa jej jako oręża w konflikcie polsko-polskim.

Kto dziś jeszcze pamięta, jaką wagę nadawano Radzie Bezpieczeństwa Narodowego? Gdy Komorowski jako p.o. prezydenta zapraszał na pierwsze jej spotkania, platformersi z oburzeniem odrzucali oskarżenia, że jest to gra pod publiczkę. Krytykowano Jarosława Kaczyńskiego za lekceważenie tych narad. A jednak nie minął rok prezydentury Komorowskiego i o spotkaniach RBN omawiających ważne, aktualne polityczne tematy słuch zaginął. Ostatnia tego typu rzeczywiście znacząca narada odbyła się przed wizytą Dmitrija Miedwiediewa.

Widać, że Platforma coraz lepiej czuje się w sytuacji „kraju jednej partii". W trakcie sejmowych jatek członkowie rządu z trybuny pouczają wręcz opozycję, że powinna „nauczyć się kochać Polskę".

Przy tym trudno zrozumieć, jakie konkretnie sprawy polski rząd będzie podejmował w czasie prezydencji. Tusk chętnie sięga po entuzjastyczne deklaracje o Polsce jako rezerwuarze optymizmu, którego tak potrzeba Europie targanej lękami przed ogólnym kryzysem. Najwyraźniej na forum europejskim powtórzy chwyty znane z konwencji Platformy w Ergo Arenie, gdzie pokazywał, że jest swojakiem, i demonstrował naiwną wiarę w Europę.

Kolejny punkt, z którego bardzo dumny jest polski rząd, to wrześniowa konferencja w sprawie polityki wschodniej Unii. Ale to już trochę czerstwa bułeczka – przez ostatnie półtora roku nie odnotowaliśmy specjalnych sukcesów w przekonywaniu wschodnich sąsiadów do opcji proeuropejskiej. Owszem, udało się popchnąć nieco Mołdaiwę ku Unii, ale już prozachodnie gesty prezydenta Wiktora Janukowycza nigdy nie zamieniły się w jakiś zdecydowany kurs. Nawet bardzo życzliwy rządowi Tuska niemiecki politolog Cornelius Ochmann wskazuje, że to ciągłe zaklinanie hasła unijnej polityki wschodniej nieco mija się z duchem czasu.

Miniaturowe sukcesy

Można przewidywać, że – równolegle do prób reanimacji polityki wschodniej Unii – nasza dyplomacja będzie się starała wykazać jakimiś inicjatywami w rejonie Morza Śródziemnego. Choć pewnie nie będzie to łatwe, po tym gdy Polska uchyliła się od militarnego udziału w operacji libijskiej.

Niemcy, które ostentacyjnie przyjęły rolę patrona polskiej prezydencji (wystarczy wspomnieć wspólne spotkanie rządów RP i RFN tuż przed inauguracją), starannie rozróżniają theatrum polityki od praxis. Tam, gdzie decydują się losy kontynentu, nie decydują kraje sprawujące aktualnie przewodnictwo, ale spotkania w cztery oczy kanclerza Niemiec z prezydentem Francji. Tak było w listopadzie zeszłego roku, gdy na molo w Deauville Angela Merkel i Nicolas Sarkozy zadecydowali o stworzeniu eurogrupy z rygorystyczną polityką dyscypliny finansowej i o dalszej pomocy dla Grecji.

Wtedy Tusk uznał, że musi zareagować stanowczo. Na szczycie w Brukseli dał publicznie wyraz rozdrażnieniu, iż tak ważnych ustaleń dokonano za plecami 25 krajów Unii. Teraz premier RP daje do zrozumienia, iż powinien być zapraszany na narady liderów eurogrupy. Jak dotąd te oczekiwania puszczane są w Berlinie mimo uszu.

Jeśli sugestie Tuska zostaną zignorowane przez Francję i Niemcy, premier kraju sprawującego prezydencję pozostanie tylko biernym obserwatorem losu Grecji i kolejnych kandydatów na eurobankrutów.

Cóż mu pozostanie? Dyplomatyczne zręczności i miniaturowe sukcesy, jak epatowanie mediów informacją, że unijna komisarz ds. sprawiedliwości Viviane Reading popiera polski pomysł na zniesienie barier w przemyśle internetowym. Inny zgrabny temat to obrona swobody ruchu Schengen.

Splendid isolation

Czego najważniejsze kraje Europy tak naprawdę oczekują od prezydencji? Można odpowiedzieć – świętego spokoju. Na łamach piątkowego „Frankfurter Allgemeine Zeitung" polską prezydencję wychwala zamieszkały w RFN publicysta Tomasz Kurianowicz. Jego tekst to przesłodzony akt strzelisty uznania dla Polski jako kraju marzeń eurokratów. Kraju, gdzie 83 proc. ludzi wykazuje eurooptymizm. Gdzie dzielny święty Donald przebił lancą strasznego smoka Jarosława i gdzie wszystko zapowiada kolejną stabilną kadencję rządów sympatycznego, proeuropejskiego premiera.

Takie teksty prezentują wizerunek miły Platformie. Dla opozycji zaś to niepokojący sygnał, że na Zachodzie na długie lata ustalono, kto uzyskał status „our boys in Warsaw".

Ten platformerski monopol na rolę wzorowego Europejczyka najbardziej pewnie niepokojący jest dla SLD. Dariusz Rosati już zdezerterował do PO, a Włodzimierz Cimoszewicz nie dał się nawet zaprosić na eseldowski show w Łazienkach.

Natomiast dla PiS problemy Platformy, jak wyjść z twarzą z prezydencji, przypadającej na burzliwy czas Europy, są mało interesujące. Jarosław Kaczyński i tak marzy raczej o „wariancie Orbana" w 2015 roku – a więc o samodzielnym zwycięstwie na fali silnego niezadowolenia z władzy.

Jednak patrząc na karkołomne tańce Donalda Tuska na dyplomatycznej linie, politycy PiS powinni już dziś zadawać sobie pytanie, jak oni sami sprostaliby podobnym wyzwaniom. Bo rozliczanie obecnej władzy z pułapek dzisiejszej europolityki bez refleksji, jak rozwiązałoby się te problemy, pcha ku opozycyjnej „splendid isolation".

Pierwszy efekt prezydencji Donalda Tuska przyszedł nadspodziewanie szybko. Platformie udało się zjednoczyć wszystkie trzy główne partie opozycji. Zgodnym głosem przestrzegają one dziś przed próbami wykorzystania przez PO prezydencji unijnej do lansowania rządu Tuska w kampanii wyborczej.

W lustrze obcych

Pozostało 97% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?