Wykorzystanie kota przez aktywistkę PiS w kampanii wyborczej jest jak najbardziej uzasadnione, choć porównanie nieco drastyczne i może się prezesowi nie spodobać, zresztą nie tylko ono. Ale podążajmy dalej za posłanką Kempą: „A kto ma media, ten przegrywa wybory, więc my się uśmiechamy i czekamy na te wybory z dużym spokojem."

I faktycznie Beata Kempa śmiała się, chwilami wręcz perliście. Nie wytrzymał tego redaktor Rymanowski i pyta: „To pani ma jakieś specjalne badania, które pokazują klęskę Platformy?"

„Każda poważna partia polityczna ma notowania, a już na pewno takie, które mówią prawdę. To jest oczywiste, że mamy prawdziwe notowania. Pan widzi, panie redaktorze, że jestem uśmiechnięta i zadowolona."

Zadowolenie było tak wielkie, że puściła samokontrola i gwiazda opozycji rzuciła w twarz Bartoszowi Arłukowiczowi: „Pański szef, dzięki premierowi Donaldowi Tuskowi mógł się fotografować na tle zielonej wyspy. I takie są fakty ekonomiczne!" To freudowskie przejęzyczenie i zamiana swojego szefa na cudzego szefa tak zdeprymowały ministra ds. wykluczonych, że w rewanżu postanowił wesprzeć kampanię PiS: „Ja jestem w stanie parafrazować i nakręcić ostatni odcinek tych państwa spotów. Jestem w stanie spojrzeć prosto w kamerę i powiedzieć: – Panie prezesie Kaczyński, co prawda nie jestem pisowcem, ale też jestem patriotą."

Panie ministrze, rozumiem, że znów myśli pan o transferze, ale żeby od razu parafrazować...