Okładkowe zdjęcie, życzliwa stylizacja i wywiadzik na kolanach. Magdalena Rigamonti chłonie mądrości lidera Behemotha, zadając mu "dociekliwe" pytania w stylu: "No i nie lubią pana, gdy drze pan Biblię". Żadnego dociskania, choćby pytaniem o sens jego wcześniejszego pseudonimu – Holocausto. Raczej pobłażliwy ton wywiadu z idolem, którego się po cichu wielbi. A kiedy raz dziennikarka "Newsweeka" błyśnie pytaniem, czy jej rozmówca odważyłby się porwać Koran, Nergal od razu ją obsztorcowuje: "Cóż za tendencyjne pytanie? Nie potrafi Pani wymyślić nic innego?".

Nergal może besztać swoją rozmówczynię do woli – pewnie szybko się zorientował, że dostała od swojego naczelnego zalecenie, aby jego szatańskiej mości za bardzo nie drażnić.

A niepodszczypywany Nergal ma dla każdego z obozu postępu coś miłego. Gdy trzeba, doceni wpływ "Solidarności" na dzieje, gdy trzeba, subtelnie pochwali PRL, w którym Departament IV MSW tolerował satanizm, bo pasowało mu to do walki z Kościołem. Antyklerykałów zachwyci pewnie narzekaniami w stylu: "miejsce partyjnych dygnitarzy zajęli ludzie związani z Kościołem"...

Nergal wskoczył w niszę zwolnioną przez Palikota. Magdalena Środa czy Wojciech Mazowiecki będą go bronić do upadłego, bo przecież tak ślicznie obraża i wyśmiewa tych, których oni nie lubią. Czując za plecami poparcie takich wpływowych obrońców, nasz bohater może nie bać się kleru, który rzekomo poprzysiągł mu brutalną zemstę. Każdy, komu wolność miła, będzie teraz gotów przytulić małego zaszczutego Nergalka do liberalnej piersi.

A pani Rigamonti wszystko to zamieni w lekką rozmówkę z człowiekiem, który ma od "Newsweeka" błogosławieństwo, by "walić Polaków w ryj". "Newsweek" to lubi i innym poleca.