Ruch Palikota - kampania wyborcza - Piotr Zaremba

Ruch Palikota sięgnął po demagogiczną mieszaninę haseł, przede wszystkim po fanatyczny antyklerykalizm

Publikacja: 10.10.2011 00:54

Piotr Zaremba

Piotr Zaremba

Foto: Fotorzepa, Rob Robert Gardziński

Janusz Palikot, zanim osiągnął swój zdumiewająco dobry wynik, odrobił kilka lekcji. Decydując się na udzielenie wywiadu rzeki atakującego Donalda Tuska, osiągnął to, czego chciał najbardziej: rozgłos. Potem zalecił swoim ludziom głośny krzyk i sam krzyczał najgłośniej przeciw pozostałym partiom. Jego tyrady były czasem racjonalne, zwłaszcza gdy demaskował miałkość obozu rządowego, którą zna jak mało kto, częściej niespójne lub pozbawione logiki, ale dość skuteczne, jak kiedyś wystąpienia Stana Tymińskiego czy Andrzeja Leppera. Pod koniec kampanii złagodził przekaz, prezentując się jako przewidywalny koalicjant dla PO.

Jego odkryciem było to, że aby wygrać, trzeba mocno uderzyć w konkurentów do tego samego elektoratu: PO i SLD. Tej prostej prawdy nie pojęli liderzy lewicy, wojując przede wszystkim z PiS. Palikot, wcześniej uwiarygodniony jako bezwzględny pogromca Kaczyńskiego, nie musiał się ścigać w tej konkurencji. Na każdym kroku chłostał Napieralskiego, w mniejszym stopniu i Tuska. To procentowało.

 

Palikot sięgnął po demagogiczną mieszaninę haseł liberalnych i socjalnych, ale przede wszystkim po fanatyczny antyklerykalizm połączony z promowaniem wszelkich nowinek obyczajowych. Pretensja do SLD, mającego skądinąd bezbarwną kampanię, że za słabo się z nim w  ścigał, to pretensja o to, że zawodowi politycy lewicy mieli jeszcze trochę skrupułów. W debacie w TVN 24 Grzegorz Napieralski odrzucił legalizację narkotyków. A Palikot szalał na marszu wolnych konopi.

Palikot osiągnął to, czego chciał najbardziej: rozgłos

W sukurs przyszły mu także antyklerykalne, a czasem i antyreligijne ekscesy mediów. Na ile ci, co po nie sięgnęli, świadomie grali na niego? Wielu z redaktorów broniących Nergala i epatujących wulgarnymi okładkami zdawało się sprzyjać PO, a jednak podsycali emocje pomagające winiarzowi z Biłgoraja. Te emocje, nieobecne parę lat temu, stają się społecznym faktem.

Rola mediów w niepowstrzymywaniu Palikota to temat na oddzielne studia. U niektórych widać było wahania. Jeszcze w ostatnim tygodniu przed wyborami „Gazeta" broniła go przed porównaniami z Lepperem, aby w ostatnich dniach próbować jednak – w interesie PO – przed nim przestrzegać. Podobne niezdecydowanie objawił zresztą sam sztab PO, mimo wyraźnej niechęci części polityków tej partii do „zdrajcy". To albo konsekwencja zaskoczenia jego fenomenem, albo taktyki Tuska, który uznał go za młot na SLD i potencjalnego przyszłego koalicjanta.

Słabość oporu wobec sondażowych sukcesów Palikota widać na tle oblicza jego skleconej naprędce formacji. Trudno mu odmawiać inteligencji i talentów medialnych, ale przecież on sam wnosi ze sobą cień swoich niejasnych interesów, choćby wątpliwości wobec finansowania kampanii w 2005 roku. Tym bardziej dotyczy to list jego partii, na których poumieszczał tajemniczych biznesmenów, a nawet osoby mające w przeszłości konflikt z prawem, a przede wszystkim ludzi nieznanych. Unikali oni debat w swoich lokalnych środowiskach, licząc wyłącznie na ten jeden szyld: „Jesteśmy od Palikota".

System krytykowany za ubezwłasnowolnienie partyjnych działaczy przez „wodzów" miała uzdrowić formacja, której najważniejszą tożsamością jest identyfikacja z przywódcą. Jedyny jej twórca i właściciel głosił, że jest politykiem antysystemowym, a jednak otrzymywał dyskretne wsparcie lub przynajmniej życzliwą wyrozumiałość części establishmentu. Sam Tusk nazwał go „sympatycznym skandalistą".

Janusz Palikot, zanim osiągnął swój zdumiewająco dobry wynik, odrobił kilka lekcji. Decydując się na udzielenie wywiadu rzeki atakującego Donalda Tuska, osiągnął to, czego chciał najbardziej: rozgłos. Potem zalecił swoim ludziom głośny krzyk i sam krzyczał najgłośniej przeciw pozostałym partiom. Jego tyrady były czasem racjonalne, zwłaszcza gdy demaskował miałkość obozu rządowego, którą zna jak mało kto, częściej niespójne lub pozbawione logiki, ale dość skuteczne, jak kiedyś wystąpienia Stana Tymińskiego czy Andrzeja Leppera. Pod koniec kampanii złagodził przekaz, prezentując się jako przewidywalny koalicjant dla PO.

Pozostało 81% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?