Jarosław Gowin, odkąd przyszedł do Ministerstwa Sprawiedliwości, stara się przeprowadzić kilka ważnych i trudnych projektów. Co więcej – a tego już zupełnie się nie spotyka w polskiej polityce – nie boi się przyznać, że korzysta z pomysłów politycznych przeciwników.
Przez ostatnie pięć lat zwykle krytykowałem rząd Donalda Tuska za pasywność, z której uczyniono polityczną metodę. Tym chętniej chwalę członków tego rządu, gdy widzę, że dzieje się coś dobrego. A tym razem się dzieje.
Projekt deregulacji polegającej na uwolnieniu dużej grupy zawodów z absurdalnych ograniczeń stawianych przez dotychczasowe przepisy wziął się z raportu przygotowanego przez Fundację Republikańską, której jeden z twórców, Przemysław Wipler, jest dziś posłem PiS. Kilka miesięcy temu Wipler wraz z kolegami opublikował listę zawodów, do których dostęp jest w Polsce ograniczony. Podkreślali przy tym, że nie ma żadnego racjonalnego powodu – poza interesem wąskiej grupy ludzi wykonujących te zawody czy firm świadczących "regulowane" usługi – by wykonywać je mogły tylko osoby ze specjalnymi uprawnieniami.
Raport Fundacji Republikańskiej zadziałał tak, jak powinien w świecie idealnym. Think tank opublikował dokument, partia rządząca, choć nie jest bliska temu środowisku, skorzystała z ich pracy i zamierza wprowadzić postulowane zmiany. Zadowolone są i Fundacja, i Ministerstwo Sprawiedliwości. Think tank ma poczucie, że nie wykonał pracy na darmo, a minister skorzystał z czegoś, co leżało na stole.
Za szczególnie godne pochwały należy uznać zaś to, że Jarosław Gowin wcale nie ukrywa, iż korzystał z materiałów Fundacji Republikańskiej, a Fundacja nie ukrywa tego, że współpracuje z ministerstwem. Co więcej, Wipler publicznie chwali i wspiera w tej sprawie Gowina. Poza tym sprawą deregulacji zajmuje się m.in. Mirosław Barszcz, urzędnik, który wcześniej pracował dla rządu Prawa i Sprawiedliwości.