Reklama

Widok na bazylikę z burdelem w tle

Nie jest prawdą, że w spadku po Euro zostały nam tylko stadiony i zachwycony sobą prezes Lato. Jest jeszcze coś, o czym z dumą - nie przesadzam - donoszą media.

Publikacja: 05.07.2012 20:33

Robert Mazurek

Robert Mazurek

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Przybyło nam burdeli, a biznes erotyczny kwitnie jak kasztany w maju. Zresztą nie trzeba do tego mediów, wystarczy spacer po centrum dowolnego polskiego miasta. Do tego, że w stolicy nie można zaparkować samochodu choćby na kwadrans, by szyby nie zalepiły ulotki proponujące gorące pośladki Kasi albo zimną Erykę, już się przyzwyczaiłem. Koncert w Filharmonii Narodowej? Proszę bardzo: w programie Beethoven, Bartok, Tansman i „Uleczka biust piąteczka" za wycieraczką.

Ponieważ złudzeń do jakości zarządzania Warszawą nie miałem nigdy, z tym większą radością wyrywałem się co jakiś czas w Polskę. Otrzeźwienie przyszło z pierwszym ciepłym weekendem tego roku w Krakowie. Szwendając się z bogobojnym przyjacielem po knajpach, za każdym razem w okolicach bazyliki mariackiej byliśmy zaczepiani przez typów lub pannice oferujących striptiz, taniec na rurze i podobne dyscypliny rodem z obleśnych tancbud.

No, ale może to moja parszywa  gęba ich ośmielała do składania  takich propozycji -  myślałem. Do czasu. Niedawno wrócił z Krakowa przyjaciel, który cnoty kardynalne ma wypisane na twarzy. Razem  z kolegą intelektualistą udali się  na wieczorny spacer, dyskutując  o wyższości Platona nad piwem Noteckim.

Wrażenia? „Stary, tam jest burdel co krok! Zaczepiali nas, wciskali ulotki, koszmar jakiś! Oni chcą konkurować z Wiedniem czy Londynem? To raczej podłe dzielnice Bangkoku"  -  emocjonował się mój przyjaciel.

Nawet Kraków upadł, pomyślałem i zadumałem się nad krótkowzrocznością pożal się Boże włodarzy miasta, którzy mając taką perłę w garści, pozwolili na przekształcenie jej w zarzygany przez hordy pijanych Angoli rynsztok, oferujący im plugawe swawole w historycznym centrum.

Reklama
Reklama

O Wrocławiu i jego europejskim prezydencie, który zezwolił na postawienie na rynku kibli i któremu nie przeszkadzają na tymże rynku burdelowi naganiacze, nawet pisać się nie chce

Tak, wiem, takie przybytki są na  całym świecie. No i dobrze, ale  naprawdę muszą być w samym centrum? Jakoś w Wiedniu, Rzymie czy Budapeszcie tego nie doświadczyłem. Był w Warszawie prezydent, który wydał im wojnę  -  Straż Miejska przestała gonić babcie sprzedające sznurowadła,  a zajęła się śmiecącymi roznosicielami seksulotek, uciążliwe agencje towarzyskie nawiedzały kontrole  sanepidu, inspekcji budowlanej  i policji. Część wyniosła się na przedmieścia, reszta ucichła.  Przez moment było spokojniej.

A że kpili z purytańskiego kurdupla? Na zdrowie. Wolę to niż tłumaczenie dzieciom, czemu  te panie pokazują gołe pupy.

Przybyło nam burdeli, a biznes erotyczny kwitnie jak kasztany w maju. Zresztą nie trzeba do tego mediów, wystarczy spacer po centrum dowolnego polskiego miasta. Do tego, że w stolicy nie można zaparkować samochodu choćby na kwadrans, by szyby nie zalepiły ulotki proponujące gorące pośladki Kasi albo zimną Erykę, już się przyzwyczaiłem. Koncert w Filharmonii Narodowej? Proszę bardzo: w programie Beethoven, Bartok, Tansman i „Uleczka biust piąteczka" za wycieraczką.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Reklama
Opinie polityczno - społeczne
Stefan Szczepłek: Po co nam poprawność językowa, jak wygrywają inteligenci z siłowni
Opinie polityczno - społeczne
Jacek Nizinkiewicz: Rekonstrukcja połowicznym sukcesem, ale Szymon Hołownia uprawia dywersję
Opinie polityczno - społeczne
Adam Bodnar ofiarą polityki, w której nie ma miejsca na kompromis
Opinie polityczno - społeczne
Marek Migalski: Prekonstrukcja rządu. Jak Donald Tusk może jeszcze uratować władzę
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Protesty antyimigranckie, czyli czy górale zatęsknią za arabskimi turystami?
Reklama
Reklama