Takie właśnie zatroskanie pan minister wykazał, kiedy – spotkawszy go niedawno w radiowej Trójce – zapytałem, co zamierza zrobić z nowym regulaminem dotowania tak zwanych czasopism niszowych. Czyli ambitnych pism, które bez pomocy ministerstwa prawdopodobnie nie mogłyby się ukazywać. Pan minister zatroskał się, zafrasował i powiedział, że na pewno się przyjrzy oraz będzie dociekał, w jaki sposób feralny punkt wspomnianego regulaminu się w nim znalazł.
Jaki to feralny punkt i o co właściwie chodzi? Żeby to zrozumieć, trzeba się cofnąć o rok. Wówczas okazało się, że dziwnym trafem dotacje z Ministerstwa Kultury trafiają w olbrzymiej części do pism lewicowych z „Krytyką Polityczną” na czele, pisma konserwatywne dostają o wiele mniej lub zgoła nic, a komisja weryfikująca wnioski podejmuje decyzje uznaniowo i nie uznaje za stosowne komukolwiek się z nich tłumaczyć.
Zrobiło się małe zamieszanie, które wymusiło rozmowy urzędników MKiDN z przedstawicielami środowisk wydających czasopisma wnioskujące o dotacje. Ustalono kryteria, które miały zapewnić większą przejrzystość i obiektywizm. I nagle pod sam koniec października tego roku pojawił się nowy regulamin rozdzielania pieniędzy, który powiada: „celem priorytetu nie jest wspieranie czasopism o profilu społeczno-politycznym, religijnym, narodowościowym, naukowym czy historycznym. Z tego względu wysoko oceniane będą jedynie te spośród nich, dla których tematyka kulturalna i artystyczna stanowi wiodącą oś problemową”. Tym samym odpadają w przedbiegach: „Fronda”, „Nowy Obywatel”, „Rzeczy Wspólne”, „Pressje”, „Christianitas” i wiele innych.
Coś mi mówi, że w „Krytyce Politycznej” wiodąca oś problemowa kulturalna i artystyczna zostanie wzmocniona. Była oczywiście obecna od zawsze, prezentując postępowe idee. Biorę do ręki pierwszy z brzegu numer pisma, a w nim słuszne i postępowe fotografie, przedstawiające zęby Cyganów, psią kupę, zdechłego szczura, gołych facetów pod prysznicem oraz wnętrze muszli klozetowej. Tak, to na pewno załapie się na cel priorytetu w postaci wiodącej kulturalnej i artystycznej osi problemowej.
Czy jest możliwe, że minister Zdrojewski nie wiedział, co jego podwładni wciskają do regulaminu ubiegania się o dotacje? Oczywiście – wszak sam premier wyjaśniał, że nie jest w stanie czytać wszystkiego i w związku z tym nie zna nawet istotnych raportów NIK. Cóż więc dopiero szeregowy minister kultury. Kiedyś udało się do ustawy wcisnąć „lub czasopisma”, teraz przeszła „wiodąca oś”. I dzięki tej „wiodącej osi” wszystkie zeszłoroczne ustalenia mogą sobie przedstawiciele niesłusznych pism… wiadomo, co.