Pozorowane zmiany w Karcie nauczyciela, faktyczne wycofanie się z reformy emerytur górników, całkowite zarzucenie tematu KRUS. Do tego nieudane dla rządu głosowanie w sprawie związków partnerskich, narastające w Platformie Obywatelskiej wewnętrzne konflikty, wysyp lewicowych tematów zastępczych i zbliżające się wybory.
Wszystko to każe postawić tezę: rząd nie podejmie już reformatorskiego wysiłku, nie będzie, ze szkodą dla ogółu, naruszał interesów żadnej wpływowej lub dobrze reprezentowanej grupy. Pomijając niechęć obecnego gabinetu do wielkich projektów, nie ma on już na to siły. Wewnątrz obozu władzy brakuje też co do tego przekonania. Jesteśmy zatem skazani na dryf, co w czasie kryzysu i wobec nierozwiązanych problemów jest tak naprawdę marnowaniem czasu.
Konserwowanie układów
Weźmy pod lupę wypadki tylko z kilku ostatnich tygodni. Minister edukacji narodowej Krystyna Szumilas po pięciu latach prac, debat, konsultacji przedstawiła plan zmian w Karcie nauczyciela. Czy wychodzi on naprzeciw oczekiwaniom postawionych pod mur samorządów lub na przykład rodziców borykających się z niewydolną i nieprzyjazną szkołą? Czy likwiduje absurdalne przywileje pedagogów, za które wysoką cenę płacą podatnicy i gminy? Nie. Jest de facto zakonserwowaniem obecnego układu.
Kolejny przykład. „Rzeczpospolita” napisała w ubiegłym tygodniu, że rząd wycofuje się de facto z reformy emerytur górników. Systemu niezwykle drogiego i dającego jednej grupie zawodowej fantastyczne przywileje. Powodującego roszczenia innych grup zawodowych.
Czy rząd zdementował te doniesienia? Czy powiedział, że przedłoży projekt odpowiedniej ustawy? Nie. A przecież podczas exposé w 2011 roku premier deklarował: „Jeśli chodzi o uprzywilejowane warunki przechodzenia na emeryturę w górnictwie, będziemy proponowali utrzymanie tych przywilejów wyłącznie dla tych, którzy pracują bezpośrednio przy wydobyciu we wszystkiego rodzaju kopalniach”.
Prześledźmy, co się dzieje z reformą KRUS. Także tutaj konserwuje się stan obecny, zwodząc opinię publiczną, że coś się w tej kwestii robi. Rząd nie załatwił nawet tak błahej sprawy, jak docelowy model opłacania przez rolników składek do Narodowego Funduszu Zdrowia. Jednoroczna, przejściowa ustawa (uchwalona tylko na 2012 r.) została po cichu wydłużona na ten rok. Prowizorka trwa mimo słów premiera, które padły w Sejmie, że problem zostanie rozwiązany. Donald Tusk mówił: „Ponieważ rolnictwo mimo swojej specyfiki, którą szanujemy, jest także formą działalności gospodarczej, od 2013 r. dla gospodarstw rolnych zaczniemy wprowadzać rachunkowość, a następnie opodatkowanie dochodów na ogólnych zasadach. Rozpoczniemy od największych gospodarstw, stopniowo, ewolucyjnie rozszerzając te zasady na mniejsze”. Mamy już luty 2013. I co? I nic.