Dryfująca ekipa

Wojny o in vitro czy związki partnerskie mają się nijak do pikujących w dół wskaźników ekonomicznych i niewydolności naszego państwa. Sprzedaż, produkcja, dynamika wzrostu PKB idą w dół, bezrobocie, bieda, emigracja – w górę – zauważa publicysta „Rzeczpospolitej”

Publikacja: 07.02.2013 18:02

Bartosz Marczuk

Bartosz Marczuk

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Pozorowane zmiany w Karcie nauczyciela, faktyczne wycofanie się z reformy emerytur górników, całkowite zarzucenie tematu KRUS. Do tego nieudane dla rządu głosowanie w sprawie związków partnerskich, narastające w Platformie Obywatelskiej wewnętrzne konflikty, wysyp lewicowych tematów zastępczych i zbliżające się wybory.

Wszystko to każe postawić tezę: rząd nie podejmie już reformatorskiego wysiłku, nie będzie, ze szkodą dla ogółu, naruszał interesów żadnej wpływowej lub dobrze reprezentowanej grupy. Pomijając niechęć obecnego gabinetu do wielkich projektów, nie ma on już na to siły. Wewnątrz obozu władzy brakuje też co do tego przekonania. Jesteśmy zatem skazani na dryf, co w czasie kryzysu i wobec nierozwiązanych problemów jest tak naprawdę marnowaniem czasu.

Konserwowanie układów

Weźmy pod lupę wypadki tylko z kilku ostatnich tygodni. Minister edukacji narodowej Krystyna Szumilas po pięciu latach prac, debat, konsultacji przedstawiła plan zmian w Karcie nauczyciela. Czy wychodzi on naprzeciw oczekiwaniom postawionych pod mur samorządów lub na przykład rodziców borykających się z niewydolną i nieprzyjazną szkołą? Czy likwiduje absurdalne przywileje pedagogów, za które wysoką cenę płacą podatnicy i gminy? Nie. Jest de facto zakonserwowaniem obecnego układu.

Kolejny przykład. „Rzeczpospolita” napisała w ubiegłym tygodniu, że rząd wycofuje się de facto z reformy emerytur górników. Systemu niezwykle drogiego i dającego jednej grupie zawodowej fantastyczne przywileje. Powodującego roszczenia innych grup zawodowych.
Czy rząd zdementował te doniesienia? Czy powiedział, że przedłoży projekt odpowiedniej ustawy? Nie. A przecież podczas exposé w 2011 roku premier deklarował: „Jeśli chodzi o uprzywilejowane warunki przechodzenia na emeryturę w górnictwie, będziemy proponowali utrzymanie tych przywilejów wyłącznie dla tych, którzy pracują bezpośrednio przy wydobyciu we wszystkiego rodzaju kopalniach”.

Prześledźmy, co się dzieje z reformą KRUS. Także tutaj konserwuje się stan obecny, zwodząc opinię publiczną, że coś się w tej kwestii robi. Rząd nie załatwił nawet tak błahej sprawy, jak docelowy model opłacania przez rolników składek do Narodowego Funduszu Zdrowia. Jednoroczna, przejściowa ustawa (uchwalona tylko na 2012 r.) została po cichu wydłużona na ten rok. Prowizorka trwa mimo słów premiera, które padły w Sejmie, że problem zostanie rozwiązany. Donald Tusk mówił: „Ponieważ rolnictwo mimo swojej specyfiki, którą szanujemy, jest także formą działalności gospodarczej, od 2013 r. dla gospodarstw rolnych zaczniemy wprowadzać rachunkowość, a następnie opodatkowanie dochodów na ogólnych zasadach. Rozpoczniemy od największych gospodarstw, stopniowo, ewolucyjnie rozszerzając te zasady na mniejsze”. Mamy już luty 2013. I co? I nic.

Obietnice bez pokrycia

Gdy prześledzi się inne zapowiedzi szefa rządu, także nie widać determinacji zmian. „Jest rzeczą konieczną (...) kontynuowanie procesu, który kulał w ostatnich latach, także za czasu, kiedy byłem premierem (...). Mówię tu o odchudzaniu administracji” – deklarował premier w Sejmie. I cóż z tego wyszło? Nie tylko, że nie dokonano redukcji liczby urzędników, to jeszcze okazuje się, że są oni suto premiowani. 40 tys. zł bonusów dla marszałków czy – jak wyliczyło w tym tygodniu radio RMF FM – 100 mln złotych rocznie na nagrody dla 15 tys. urzędników pracujących w 19 urzędach centralnych to raczej dowód na zapobiegliwą strategię braku konfrontacji z aparatem urzędniczym niż jego reformę.

Kolejny cytat z premiera: – Co najmniej połowę dzisiaj regulowanych zawodów zamierzamy uwolnić od wszelkich regulacji”. I cóż dzieje się w tej kwestii? Mija drugi rok rządów obecnego gabinetu, a pierwszy pakiet deregulacyjny wciąż tkwi w Sejmie. Drugi, gotowy już pół roku temu, przechodzi żmudne konsultacje, nad trzecim trwają prace. Tutaj przynajmniej nieco do przodu sprawy te popycha determinacja ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina.

W innych resortach, poza nielicznymi wyjątkami, jest albo źle, albo nijak. Jaskrawym przykładem jest znajdujący się w katastrofalnej sytuacji, zarządzany przez ministra Bartosza Arłukowicza, system ochrony zdrowia. Oprócz powtarzanych deklaracji o chęci zmian, sprzątaniu po poprzedniczce, gaszeniu doraźnych pożarów i wydłużających się kolejek do zabiegów niewiele tu się dzieje.

Światopoglądowa galopada

Brak determinacji do uzdrawiania naszej rzeczywistości przykrywany jest tematami zastępczymi. Jak zauważył celnie w opublikowanym w Onecie kilka dni temu tekście „Kołowrotek ideologiczny Platformy” lider PJN Paweł Kowal, ostatnie miesiące to wysyp tematów światopoglądowych. Wrzucanych do debaty publicznej, by media zajmowały się nimi, a nie prawdziwymi problemami Polaków. „Październik: podatek dla Kościoła, listopad: in vitro, grudzień: mowa nienawiści i zagrożenie faszyzmem, styczeń: związki partnerskie. Co nas czeka w lutym? Już wraca eutanazja, a Palikot kroi ustawę pod fałszywym tytułem «testament życia«” – pisze Kowal.

Ta światopoglądowa galopada nijak się ma do pikujących w dół wskaźników ekonomicznych i niewydolności naszego państwa. Sprzedaż, produkcja, dynamika wzrostu PKB idą w dół, bezrobocie, bieda, emigracja – w górę. Co dzisiaj naprawdę martwi Polaków? Ich przyszłość, praca, niewydolność i to, że instytucje publiczne pozostają nieprzyjazne.
Nie widać tu żadnej spójnej wizji. Najlepszy dowód to wpisanie do budżetu państwa po stronie dochodów ponad 1 mld zł z tytułu nałożonych na obywateli mandatów. Jakież państwo planuje swój budżet na bazie represyjnego mechanizmu pościgu za obywatelem?

Tarcia wewnętrzne

Obrazu dryfowania dopełnia wewnętrzna sytuacja w Platformie. Jeśli choć trochę racji ma Paweł Piskorski, który w udzielonym „Rzeczpospolitej” wywiadzie mówił, że Grzegorz Schetyna z Rafałem Grupińskim skierowali premiera na minę przy głosowaniach o związkach partnerskich, to obóz władzy bardziej przypomina rój os niż w miarę zgrany zespół ze wspólnymi celami i wizją. Rządzą już bardziej ambicje i złe emocje niż jakikolwiek program.

Na to wszystko nakładają się zbliżające się nieuchronnie wybory i zmęczenie sprawowaniem władzy. Ktoś może powiedzieć, że to jeszcze ponad dwa lata. Powinien jednak wziąć poprawkę, że ludzie, dla których sprawowanie różnego rodzaju urzędów jest sposobem na życie, muszą się zastanawiać nad tym, jaki będzie przyszły układ. A to nie zachęca do podejmowania niepopularnych decyzji, naruszania interesów wpływowych grup, walki o dobro wspólne.

Powtórka z SLD?

Od Polski 2030 r. do Polski fotoradarowej. Od programu „Powrót” do masowych emigracji i wskaźnika dzietności na poziomie 1,3. Od reformy systemu oświaty po konserwację przywilejów nauczycieli i szykującą się powtórkę z nieprzygotowanymi na przyjęcie 6-latków szkołami. Od „by wszystkim żyło się lepiej” do bezrobocia na poziomie 15 proc., podwyżek podatków i składek. Od „zielonej wyspy” po zniechęconych i zmęczonych obywateli.

Zarówno obecna diagnoza, jak i niedaleka przyszłość nie napawa optymizmem. Grozi nam niestety powtórka z lat 2004–2005, gdy Polska dryfowała, ale władza uparcie trwała, mimo że nie miała już wiele pomysłów na rządzenie. Obawiam się, że podobnie będzie w ciągu najbliższych dwóch lat.

Trudno się zatem zgodzić z tym, o czym pisał na łamach „Rzeczpospolitej” poseł PiS Przemysław Wipler. Nic nie wskazuje na to, że obecna ekipa odda władzę i że już w tym roku odbędą się przedterminowe wybory.

Pozorowane zmiany w Karcie nauczyciela, faktyczne wycofanie się z reformy emerytur górników, całkowite zarzucenie tematu KRUS. Do tego nieudane dla rządu głosowanie w sprawie związków partnerskich, narastające w Platformie Obywatelskiej wewnętrzne konflikty, wysyp lewicowych tematów zastępczych i zbliżające się wybory.

Wszystko to każe postawić tezę: rząd nie podejmie już reformatorskiego wysiłku, nie będzie, ze szkodą dla ogółu, naruszał interesów żadnej wpływowej lub dobrze reprezentowanej grupy. Pomijając niechęć obecnego gabinetu do wielkich projektów, nie ma on już na to siły. Wewnątrz obozu władzy brakuje też co do tego przekonania. Jesteśmy zatem skazani na dryf, co w czasie kryzysu i wobec nierozwiązanych problemów jest tak naprawdę marnowaniem czasu.

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?