Nie straszmy jointami

Marihuana nie ma nic w sobie specyficznego i wyjątkowego, co sprawiałoby, ?że używana w umiarkowany sposób powodowałaby utratę woli działania ?i ambicji – przekonuje działacz Polskiej Sieci Polityki Narkotykowej.

Publikacja: 10.02.2014 00:55

Red

Trudno jest nie traktować tekstu Bogusława Chraboty „Niemyte dusze" inaczej niż manifestu przekonań autora, żeby nie powiedzieć uprzedzeń wobec zjawiska używania narkotyków. Bynajmniej nie jest to rzeczowy głos w dyskusji na temat tego, jak we współczesnym świecie powinniśmy próbować radzić sobie z problemem narkotykowym.

Wspomnienia dotyczące nieżyjących kolegów ze szkolnej ławy, co to sięgnęli po marihuanę, potem po kompot i skończyli na cmentarzu, to chwyt mocno oklepany i rażący uproszczeniem. To prawdziwa „lastrykowa płyta nagrobna" wymierzona w inteligencję czytelników.

Rozdzielić rynki

Badania naukowe pokazują, że część osób, które uzależniły się od heroiny czy innych twardych narkotyków, miała doświadczenia z marihuaną, ale podobne doświadczenia mieli wcześniej z alkoholem i nikotyną. Przyglądając się liczbom, nie można stwierdzić, że kontakt z marihuaną determinuje używanie innych rodzajów narkotyków, nie ma tu zależności przyczynowo-skutkowej. Marihuana jest najbardziej rozpowszechnionym nielegalnym narkotykiem, więc nie ma w tym nic dziwnego, że osoby stosujące mniej popularne narkotyki zażywały marihuanę. O tym, czy ktoś będzie sięgał po coraz to silniejsze substancje i się od nich uzależni, decyduje cały szereg czynników biologicznych, społecznych i psychologicznych. Ogromna większość osób używających marihuany nigdy nie zażywała innych narkotyków. Niektórzy specjaliści twierdzą, że marihuana jest raczej „końcowym", a nie „wejściowym" narkotykiem.

Badania pokazują, że część osób, które uzależniły się od heroiny czy innych twardych narkotyków, miała doświadczenia z marihuaną, ale podobne doświadczenia mieli wcześniej z alkoholem i nikotyną

Ostatni raport Europejskiego Centrum Monitorowania Narkotyków i Narkomanii (EMCDDA) mówi o tym, że ponad 80 mln Europejczyków używało bądź używa marihuany. Jednym z ważniejszych powodów dążenia do jej legalizacji jest przeświadczenie o konieczności rozdzielenia rynku marihuany od rynku twardych narkotyków. Tak, aby miliony osób niestroniących od jointa nie były narażone na kontakt z bardziej niebezpiecznymi substancjami, a także z mafią narkotykową. I żeby 80 milionów Europejczyków nie płaciło tym samym haraczu bandytom.

Najgorsza ?ta prohibicja

Pomiędzy straszeniem narkotykami a mówieniem o tym, że są one nieszkodliwe, jest ogromna przestrzeń pozwalająca na to, ażeby prowadzić mądre działania profilaktyczne i racjonalną edukację. Uznana, skuteczna zasada profilaktyki to: po pierwsze nie straszyć! Straszenie nie przynosi rezultatów, co widać, słychać i (nomen omen) czuć.

W efekcie najbardziej spanikowani są rodzice. Sparaliżowani strachem nie potrafią rozmawiać ze swoimi dziećmi o narkotykach, choć całkiem znośnie radzą sobie w rozmowach o alkoholu czy nikotynie.

Narkotyki są szkodliwe, marihuana również. Większość zwolenników depenalizacji posiadania narkotyków czy legalizacji marihuany też tak uważa. Ludzie, którzy są pod ciągłym wpływem narkotyków, mają niewielkie szanse na to, żeby być produktywni dla siebie i dla społeczeństwa. Jednak marihuana nie ma nic w sobie specyficznego i wyjątkowego, co sprawiałoby, że używana w umiarkowany sposób powodowałaby utratę woli działania i ambicji.

Tym, co czyni narkotyki bardziej niebezpiecznymi, niż są, jest prohibicja. To za sprawą prohibicji nie mamy wpływu na to, komu i na jaką skalę sprzedawane są narkotyki. Każdy, kto sięga po narkotyki, może jedynie się modlić, że to, co zażywa – a co zostało wyprodukowane w chińskim laboratorium czy w brudnej wannie w piwnicy – nie zabije go. Niektóre „powszechne w szkołach" narkotyki zawierają takie zanieczyszczenia neurotoksyczne, że sama substancja psychoaktywna to przy nich mały pikuś.

Zdaniem Bogusława Chraboty dilerzy to gatunek „powszechnie identyfikowalny". Policja pewnie z niecierpliwością czeka na szczegóły, bo – gdyby tak było – problem handlu narkotykami mielibyśmy rozwiązany. Jeśli ktoś handluje narkotykami w szkołach, to są przede wszystkim uczniowie, czasem bardzo zaradni i pracowici. I niekoniecznie noszą łańcuchy na szyjach. Chociaż stop.

Mamy jeszcze internet i to dzisiaj właśnie on jest największym dilerem narkotyków. Jest bardziej powszechny niż sklepy z dopalaczami. A dopalacze robią karierę w tych krajach europejskich, gdzie prawo narkotykowe jest najbardziej bezwzględne. W Polsce, Rumunii i na Węgrzech sięga się po dopalacze również dlatego, że odpada stres i zastanawianie się nad tym, skąd nadciągnie patrol policji.

Cześć naszej cywilizacji

Karać czy nie karać – to dla autora „subtelna wątpliwość", którą nie warto się zajmować. Ta „subtelna wątpliwość" to dla wielu młodych ludzi życiowy dramat. Mimo że nie wyrządzili nikomu żadnej krzywdy, nikogo nie pobili i nie okradli, dostają wyroki skutkujące często więzieniem, a prawie zawsze degradacją społeczną. Tylko dlatego, że woleli jointa od wódki, dla której Chrabota znajduje zrozumienie i której „ze względów kulturowych" przecież zakazywać nie można.

Jacek Żakowski pisał kiedyś w „Polityce" o „zbawiennej hipokryzji", która pozwala nam zachować dobre samopoczucie i żelazne zasady, choć nie prowadzą one do rozwiązania problemu. Jednym z przejawów tego zjawiska jest akceptacja dla wojny z narkotykami i przyglądanie się temu, jak narkotyki stają się coraz bardziej powszechne, dostępne i szkodliwe.

Może zamiast wypowiadania im nieskutecznych wojen powinniśmy uznać, że są one częścią naszej cywilizacji i starać się ograniczać konsekwencje ich używania. W trosce o naszych bliskich i o nas samych.

Trudno jest nie traktować tekstu Bogusława Chraboty „Niemyte dusze" inaczej niż manifestu przekonań autora, żeby nie powiedzieć uprzedzeń wobec zjawiska używania narkotyków. Bynajmniej nie jest to rzeczowy głos w dyskusji na temat tego, jak we współczesnym świecie powinniśmy próbować radzić sobie z problemem narkotykowym.

Wspomnienia dotyczące nieżyjących kolegów ze szkolnej ławy, co to sięgnęli po marihuanę, potem po kompot i skończyli na cmentarzu, to chwyt mocno oklepany i rażący uproszczeniem. To prawdziwa „lastrykowa płyta nagrobna" wymierzona w inteligencję czytelników.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?