W dzisiejszym świecie sport to biznes, a polityka nie zmusza zawodników do emerytury z uwagi na wiek czy tuszę. W polityce biznes oznacza głównie show-biznes, czyli występy w mediach w poszukiwaniu widzów i wyborców. Emocje w sporcie i w show-biznesie przyciągają widzów. Stąd PiS i PO ciągle się nawalają, choć łączy ich rodowód i konserwatywny program. Jednak PO jest teraz za słaba, by jej walka z PiS-em wzbudziła jakiekolwiek emocje. Politycy PO nie wyglądają na zatroskanych, lecz politycy PiS wpadli w panikę. Panikę tę łatwo wytłumaczyć. Jak zabraknie politycznych igrzysk, to wyborcy mogą zapytać rząd, jak sobie radzi z recesją i wirusem. Dlatego PiS postanowił stworzyć igrzyska w swoim własnym obozie, bo nie ma nic gorszego niż polityczna cisza.
Ustawa o prawach dla zwierząt wydawała się bardziej bezpieczna dla PiS-u niż ustawa o prawach człowieka czy obywatela. Wśród obecnej władzy nikt nie chce rozmawiać o prawach uchodźców do azylu lub o prawach kobiet do aborcji czy nawet in vitro. W przeciwieństwie do LGBT zwierzęta nie mają groźnej ideologii. Problem w tym, że rytualne (czytaj makabryczne) zabijanie zwierząt to dla wielu rolników niezły biznes, a politykom zależy na poparciu rolników. Przecież rolnicy mają konstytucyjne prawo głosu, a koty, norki i cielaki takiego prawa nie mają.
I tak zaczął się konflikt na prawicy, który ma nam przysłonić bardziej poważne problemy w kraju.
Ten konflikt jednak nie wystarczył wszystkim, bo minister sprawiedliwości nie jest wiarygodnym obrońcą rolników. Jego działka to rządy prawa i w tym obszarze gra na emocjach lepiej od wszystkich. Dotychczas do szału doprowadzał opozycję, lecz teraz zabrał się za swoich. Rząd chciał ustawy, która by zwolniła jego członków od odpowiedzialności za błędy i machlojki w czasach pandemii, a minister tupnął nogą i oświadczył, że to do niego należy interpretacja prawa i wymierzanie sprawiedliwości. Problem w tym, że partia pod nazwą Prawo i Sprawiedliwość ma już innego szefa. Nie dziwi zatem, że cały naród dyskutuje, jak ten konflikt się skończy. Komentatorzy mówią, że minister na celowniku miał nie Prezesa, lecz Premiera, ale każdy wie, że wymiana Premiera nie wywoła społecznych emocji. Minister-Prokurator rzucił więc na pożarcie znanego bankiera oraz prezesa PZPN. Problem w tym, że sprawa Czarneckiego oczernia PiS, a Boniek potrafi mocno kopać. Ewentualny kompromis spowoduje spadek emocji, co jest śmiertelnym zagrożeniem dla rządu. Trzeba będzie załatwić szczepionki, poważnie negocjować z Unią oraz przekupić górników, nauczycieli i pielęgniarki. Minister dostał kilka dni na wymyślenie nowego konfliktu, który skieruje złość społeczną w innym kierunku niż PiS. Kocham igrzyska!
Autor jest profesorem na uniwersytetach w Wenecji i Oksfordzie