Dużo w ostatnim czasie lamentów na temat rozchodzenia się dróg Niemiec i Francji w sprawie Ukrainy. Szczególne wrażenie wywołało wystąpienie przewodniczącego frakcji SPD w niemieckim parlamencie, Rolfa Mützenicha, który wezwał do jak najszybszego „zamrożenia” wojny w Ukrainie. Swoje żądania skierował bynajmniej nie do władców Kremla, ale do własnego rządu i całego Zachodu.
Olaf Scholz chce pokoju, a Emmanuel Macron pręży muskuły
Coraz głośniejsza w Niemczech „frakcja pokoju”, do której próbuje dostosować swoją politykę kanclerz Olaf Scholz, kontrastuje z wojowniczymi deklaracjami Francji w osobie Emmanuela Macrona. Prezydent Francji nie tylko nie zaprzestaje publicznych spekulacji na temat bezpośredniego zaangażowania zachodnich żołnierzy na terytorium Ukrainy, ale by zwiększyć siłę własnych argumentów, w specjalnej fotograficznej sesji pokazał światu swoje niezwykłe sportowe zdolności jako boksera.
Te dwie tak różne postawy Berlina i Paryża stają się źródłem obaw o to, czy w sytuacji rosnących zagrożeń Europa jest zdolna do wspólnego działania, czego wyrazem, zdaniem niektórych, powinna być zgodna francusko-niemiecka współpraca. To jednak nie stan tandemu Francji i Niemiec, co chwila popadającego w jakąś zadyszkę, powinien nas niepokoić. Prawdziwym powodem do zmartwień jest raczej stan pogłębiającej się zachodniej niedojrzałości.
Czytaj więcej
Czy Niemcy są zbyt ostrożne w dostawach broni dla Ukrainy? Kanclerz Scholz temu zaprzecza, ale Ra...
Zachód znów jest bezradny wobec Rosji
Kolejne odezwy niemieckiej partii pokoju są równie słabe co bokserskie popisy prezydenta Macrona. W podobny sposób zdradzają one bowiem całkowity brak zrozumienia, jakiego rodzaju zagrożeniem dla Europy stała się Rosja w swym obecnym stanie. Rosja przeszła kolejne w swej historii totalne przeobrażenie – ktoś powie, że ponownie odsłoniła swoją prawdziwą twarz. W każdym razie stała się śmiertelnym zagrożeniem, której natury, moim zdaniem, większość zachodniego establishmentu polityki i mediów nie do końca pojmuje.