Rosja nieczuła na straty, ale Siergiej Szojgu wypowiada się niejasno o okupowanych częściach Ukrainy
Takich problemów nie ma Rosja. Jej przywódcy polityczni, dowódcy wojskowi oraz samo społeczeństwo są nieczuli na frontowe straty idące już w setki tysięcy poległych i rannych. Dlatego podobne niewesołe ukraińskie prognozy powinny wywołać wybuch radości po drugiej stronie frontu. Tymczasem tak nie jest. Przebywający w zeszłym tygodniu w Pekinie rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu bardzo koncyliacyjnie wystąpił w sprawie wojny z Ukrainą. Nawet niezbyt jasno wypowiadał się o dalszym losie okupowanych ukraińskich terytoriów. W przeciwieństwie do swego kolegi z rządu Siergieja Ławrowa, który upiera się, że jakiekolwiek porozumienie pokojowe „musi uwzględniać realia na ziemi”, czyli rosyjską okupację części Ukrainy.
W 617. dniu wojny obie strony okazują zmęczenie i obie nie widzą możliwości odniesienia szybkiego zwycięstwa. Wyraźnie zaznacza się znużenie wśród rosyjskiej elity politycznej. W kraju Władimira Putina społeczeństwo niewiele ma do powiedzenia, ale ostatnie badania socjologiczne Centrum Lewady pokazały, że aż 70 proc. Rosjan poparłoby prezydenta, gdyby zaproponował zakończenie wojny. Jednocześnie ponad połowa nie chce oddawać dotychczasowych zdobyczy.
Spada popularność Wołodymyra Zełenskiego i pojawia się Ołeksyj Arestowycz
Z drugiej strony frontu po raz pierwszy od początku rosyjskiego najazdu ukraińskie społeczeństwo zawahało się w swym poparciu dla Wołodymyra Zełenskiego. Dla większości Ukraińców coraz ważniejsze są bieda i korupcja niż wojna, choć przytłaczająca większość nie zgadza się na jej zakończenie bez odzyskania okupowanych terytoriów.
W Kijowie pojawiają się jednak ludzie, którzy rzucają wyzwanie zarówno samemu Zełenskiemu (co jeszcze pół roku temu było niemożliwe), jak i społecznym nastrojom.
Były doradca administracji prezydenckiej i dość popularny bloger Ołeksyj Arestowycz zgłosił już swą kandydaturę w wyborach prezydenckich (które na Ukrainie powinny odbyć się wiosną). Zaproponował zamrożenie konfliktu na dotychczasowej linii frontu (czego Kijów unikał dotychczas jak ognia). W zamian Ukraina miałaby zostać przyjęta do NATO, jednocześnie obiecując, że nie będzie próbowała odzyskać siłą okupowanych terenów.