Gdy w listopadzie poprzedniego roku rakieta spadła w Przewodowie i zabiła dwie osoby, zastanawialiśmy się, czy państwo zdało egzamin. Politycy obozu władzy starali się udowodnić, że tak się stało – zebrał się sztab kryzysowy, zapowiedziano uruchomienie art. 4 traktatu waszyngtońskiego, czyli konsultacji sojuszniczych w obliczu zagrożenia, prezydent Andrzej Duda zwołał Radę Bezpieczeństwa Narodowego, odwiedził Przewodów. Byliśmy w stanie zrozumieć tłumaczenie wojska, że rakiety nie można było zestrzelić, bo spadła zaraz za granicą państwa. MSZ przekazał nawet notę protestacyjną ambasadorowi Rosji w Warszawie, chociaż niebawem okazało się, że spadła najpewniej rakieta ukraińska.