Powiedz mi, kogo cytujesz, a powiem ci, kim jesteś – można by sparafrazować stare powiedzenie. W przypadku Mateusza Morawieckiego sprawa jest całkowicie czytelna. Kto słuchał wystąpienia polskiego premiera na kongresie Impact22, ten wie, że przywoływał Thomasa Piketty’ego, modnego guru postliberalnego świata, głoszącego między innymi, że źródłem problemów światowej gospodarki i ładu są nierówności. Innymi słowy – że nierówności są złe same w sobie.
Można by jeszcze dodać: powiedz mi, kogo nigdy nie cytujesz, a powiem ci, kim jesteś. Nigdy – a zapewniam, że niestety z powodów służbowych byłem zmuszony do przeczytania i przesłuchania naprawdę sporej liczby wystąpień pana premiera – szef rządu nie zacytował czy nawet nie przywołał żadnego z wielkich klasyków liberalizmu: Adama Smitha, Frédérika Bastiata, Miltona Friedmana, Fryderyka von Hayeka, Carla Mengera czy Henry’ego Hazlitta. Tak jakby nie istnieli.
To o Mateuszu Morawieckim jako kreatorze polskiego ładu gospodarczego, którym tak chwalił się dopiero co w Davos, mówi właściwie wszystko. Ale gdyby ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości, powinien był poświęcić chwilę i wysłuchać całości wystąpienia na Impact22 oraz fragmentów wypowiedzi na Ogólnopolskim Kongresie Dialogu Młodzieżowego. Mieliśmy tam wielkie uderzenie w liberalizm, ale liberalizm rozumiany fałszywie, bo to nie reguły klasycznego liberalizmu doprowadziły do tego, że ogromną przewagę nawet nad rządami mają dzisiaj gigantyczne międzynarodowe korporacje, co potępiał pan premier. Nawiasem mówiąc, korporacje licznie reprezentowane wśród występujących na Impact22, podczas gdy zabrakło przedstawicieli małego i średniego biznesu.
Mieliśmy też potępienie rajów podatkowych, ale bez śladu refleksji, że to państwa, nakładając na zamożnych wielkie podatki, skłaniają ich do wynoszenia się w takie miejsca. Po prostu opłaca się poświęcić część majątku na znalezienie możliwości ucieczki od obciążeń fiskalnych, skoro płacąc podatki, straciłoby się więcej.
Mieliśmy wynurzenia na temat konieczności budowy „nowego porządku”, a bezpośrednim tego refleksem były głośne słowa o niesprawiedliwym bogaceniu się Norwegii w czasie wojny. Nawiasem mówiąc, jest to zapewne również odbicie spodziewanych stawek w kontrakcie za norweski gaz.