Minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak po raz kolejny zachęcał niedawno Unię Europejską do skorzystania z doświadczeń Australii, która „radzi sobie skutecznie z napływem migrantów". Gdyby obejrzał dokument „Szukając schronienia", pokazany niedawno w ramach Warszawskiego Festiwalu Filmowego, wiedziałby, że australijska polityka migracyjna zakłada bezterminowe przetrzymanie „wyłowionych" ludzi w zamkniętych ośrodkach ulokowanych na obcych wyspach.
Wiedziałby też, że ONZ w sierpniu br. zaapelował do władz Australii o zamknięcie tych obozów, co jest realizowane. Czy naprawdę UE ma naśladować praktykę, od której odstępują jej pomysłodawcy?.
Uchodźca to nie zwyczajny migrant. Przysługują mu prawa umocowane w przepisach, ale także w tradycji europejskiej. W średniowieczu Żydzi wypędzeni ze całej Europy Zachodniej znajdowali azyl w Polsce; z kolei popowstaniowa Wielka Emigracja, a w wiek później – Rząd RP na uchodźstwie otrzymali schronienie na Zachodzie.
Według współczesnego prawa, uzyskać status uchodźcy może ten, „który na skutek uzasadnionej obawy przed prześladowaniem w kraju pochodzenia z powodu rasy, religii, narodowości, przekonań politycznych lub przynależności do określonej grupy społecznej nie może lub nie chce korzystać z ochrony tego kraju". Nie ma tu mowy o aspektach ekonomicznych; bywają zresztą bogaci uchodźcy, bo pieniądze nie zawsze chronią przed wojną i prześladowaniami.
Wśród „miliona" Ukraińców, których przyjęcie przez Polskę napawa dumą premier Beatę Szydło i prezesa Jarosława Kaczyńskiego, pewnie było wielu biednych ludzi, ale uchodźców było tylko dwóch. Ukraińcy uciekający przed wojną w Donbasie zawsze mogą bowiem znaleźć schronienie w innych regionach własnego kraju.