Gdy prymas Jakub Uchański zastanawiał na początku lat 60. XVI wieku nad zwołaniem synodu narodowego, wzbudził przerażenie nuncjusza papieskiego Giovanniego Commendoniego i kard. Stanisława Hozjusza. Lęk był uzasadniony, możliwość powstania Kościoła narodowego była realna. Przykłady Niemiec, Szwajcarii, Anglii i krajów skandynawskich były zaraźliwe.
W istocie Hozjusz, by zaradzić bolączkom Kościoła ,sprowadził do Polski w 1564 r. jezuitów, którzy stali się najbardziej gorliwymi apostołami kontrreformacyjnych reform wprowadzonych na soborze trydenckim. Uratowali katolicyzm jednak za cenę jego sarmatyzacji, czyli wtopienia go w antyintelektualny etos polskiej szlachty, która zgodnie odwróciła się od nazbyt wymagających nowych reformacyjnych Kościołów. Udało się to przede wszystkim dzięki poparciu władzy królewskiej i wracających do starego wyznania potężnych rodów magnackich z Radziwiłłami na czele.
Dzisiaj katolicyzm znalazł się również w krytycznej sytuacji, a kryzys, jaki dotknął wiele Kościołów lokalnych, znowu każe myśleć o systemowych środkach zaradczych. W odróżnieniu od XVI w. również papież Franciszek zachęca lokalne Kościoły do wejścia na drogę synodalną. Czy również w naszym kraju zwołanie synodu narodowego nie byłoby dobrym pomysłem? Tak sugeruje Tomasz Krzyżak, pisząc w „Rzeczpospolitej”, że „od pewnego czasu w Kościele – tak po stronie świeckich, jak i duchownych – podnoszą się głosy, by zwołać ogólnopolski synod, by po debacie i rozeznaniu znaleźć właściwy kierunek. Rok 2021 przynosi szansę i warto, by głosy wiernych i biskupów wreszcie się spotkały” („Ucieczka znad przepaści”, 30 grudnia 2020 r.). Pomysł wydaje się sensowny, jednak należy się dobrze zastanowić nie tylko nad szczegółami, ale również rozejrzeć się, jak z kryzysem próbują radzić sobie inni. Wszak kryzys to nie jest nasza polska specjalność, ale jest to problem katolicyzmu globalnego.
Krzyżakowi wtóruje Tomasz P. Terlikowski, który przypominając dorobek Wojtyły, Wyszyńskiego i Blachnickiego zauważa, że „na razie jesteśmy na etapie końca tamtej formy i braku pomysłu na nową” („Koniec epoki Wyszyńskiego”, „Plus Minus” z 2 stycznia 2021 r.). Z tymi pomysłami nie jest tak źle. Pojawiają się, i to od dawna, przynajmniej od Soboru Watykańskiego II. Jednak mijająca epoka Wyszyńskiego i Jana Pawła II była czasem, kiedy zdecydowanie je odrzucano. Może warto przynajmniej do niektórych powrócić, tym bardziej, że inne Kościoły lokalne nie próżnują.
Sporo podpowiedzi można też znaleźć w dokumentach papieża Franciszka, zwłaszcza w dwóch encyklikach „Laudato si” z 2015 r. i „Fratelli tutti” ogłoszonej w roku minionym. Obie wyznaczają trajektorie, po których katolicyzm w wielu krajach już od dawna się przemieszcza. Ta pierwsza zwróciła uwagę na zagrożenia związane ze zmianami klimatu i zagrożeniem ekologicznym, a druga uświadamia katolikom, że w rozwiązywaniu problemów dzisiejszego świata nie są osamotnieni i powinni większą uwagę zwrócić na inne religie, zwłaszcza islam.