A tymczasem zagrożenie związane z organizacją tych białorusko-rosyjskich ćwiczeń szczególnie eksponują przedstawiciele rządu. Wiceszef MON Marcin Ociepa w Radiu Zet stwierdził: „spodziewamy się prowokacji w takiej czy innej formie, to mogą być żołnierze, to mogą być zielone ludziki".
Wyjątkowo szczery okazał się Mariusz Błaszczak. W Radiu Białystok stwierdził, że wprowadzenie stanu wyjątkowego spowoduje, „że unikniemy ataku z tyłu – że tak się wyrażę".
Z kolei szef MSWiA Mariusz Kamiński powiedział: – Wiemy również, że będą ćwiczone scenariusze z udziałem wojsk specjalnych białoruskich i rosyjskich dotyczące przenikania grup dywersyjnych z terenu Polski na teren Białorusi.
Czytaj więcej
Tuż przy naszej granicy kilkanaście tysięcy żołnierzy będzie wykonywało przez dłuższy czas ćwiczenia. Mamy informacje, że sytuacja jest bardzo napięta - mówił w RMF FM premier Mateusz Morawiecki.
Tymczasem w uzasadnieniu do rozporządzenia podpisanego przez prezydenta, które trafiło w piątek do Sejmu, zupełnie nie ma o tym mowy. Podstawowym problemem, z jakim borykają się służby na granicy, „są zintensyfikowane w ciągu ostatnich tygodni próby nielegalnego przekroczenia granicy". Dlatego na granicę zostali „skierowani dodatkowi funkcjonariusze z innych oddziałów Straży Granicznej oraz ponad tysiąc żołnierzy Wojska Polskiego". Warto zwrócić uwagę, że już 26 sierpnia minister Mariusz Błaszczak informował, że na granicy jest prawie dwa razy więcej żołnierzy.