Przymusowy pobór dzieci

Na jakiej podstawie pani minister Katarzyna Hall wysuwa tezę, że szkoła lepiej wychowuje dziecko niż własna babcia? – pyta publicysta

Publikacja: 30.01.2008 00:41

Red

Minister edukacji narodowej Katarzyna Hall zapowiedziała, że od przyszłego roku szkolnego zostanie zniesiony obowiązek noszenia przez dzieci mundurków wprowadzony przez Romana Giertycha. Pani minister argumentuje, że w tej dziedzinie jest zwolenniczką autonomii szkoły i tego, aby rady pedagogiczne w porozumieniu z rodzicami o tym decydowały. Ta skądinąd słuszna uwaga nie przeszkadza jej forsować projektu obniżenia o rok przymusowego poboru dzieci do szkół, a także wprowadzenia obowiązkowego wychowania przedszkolnego dla pięciolatków.

Słuchając i czytając wypowiedzi pani Hall, łatwo doznać dysonansu poznawczego. W sprawach mundurków popiera ona autonomię rodziców, a w kwestii o wiele ważniejszej, czyli samej idei przymusu szkolnego i wieku szkolnego, takiej autonomii rodzicom zostawić nie chce. I to mimo że artykuł 48 Konstytucji RP mówi jasno, iż to „rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania”.

Aż dziwne, że ta rewolucyjna propozycja, o której po raz pierwszy minister poinformowała 18 grudnia 2007 r. na posiedzeniu Sejmowej Komisji ds. Edukacji, Nauki i Młodzieży, nie wywołała społecznego ani medialnego rezonansu. Gdyby z podobną propozycją wyszedł Roman Giertych, nietrudno wyobrazić sobie reakcję.

Nikt też nie protestuje, gdy minister Hall obraża starsze pokolenie kobiet, stwierdzając, że szkoła lepiej wychowuje dziecko niż jego własna babcia. Chciałbym poznać badania, na podstawie których minister Hall wysuwa takie hipotezy…

Jednym z koronnych argumentów na rzecz przymusowego obniżenia wieku szkolnego ma być fakt, że tak jest w większości krajów Unii Europejskiej. Czy naprawdę na tym ma polegać hasło, że Europę jednoczy jej różnorodność, gdy wszystko, łącznie z procesem edukacyjnym, przebiega dokładnie w ten sam sposób, w oparciu o te same programy i lektury?

Warto również zauważyć, że problem religii na świadectwach czy na maturze, kwestia obecności aktywistów homoseksualnych w szkołach czy wreszcie edukacja seksualna wynikają wyłącznie z jednego powodu. Jest nim fakt, że to państwo, a nie rodzice, decyduje o tym, czego młodzież uczy się w szkołach. Gdyby o tym, czego uczą się dzieci, decydowali rodzice, problem wpisania stopnia z religii nie byłby żadnym, godnym choćby jednej dyskusji, tematem.

Państwo i kolejni ministrowie traktują wszystkie dzieci tak samo. Za nic ma państwo dobro dziecka i fakt, że każde ma inną psychikę i inną dojrzałość, której nikt nie zna lepiej niż rodzice. Dla państwa wszystkie dzieci są tym samym rocznikiem poborowym , który ma rozpocząć w danym roku edukację, i tyle. Pani minister Hall nie jest przecież w stanie sprawdzić, czy wszystkie sześciolatki są gotowe do pójścia do szkoły. A nawet gdyby taką wiedzę posiadła, to i tak nie ona powinna o tym decydować. Od takich spraw są rodzice. Jako przyszły ojciec nie życzę sobie, aby o przyszłości mojego dziecka decydowała pani minister Hall ani ktokolwiek inny.

Naszym największym bogactwem są nasze dzieci – powtarza większość rodziców. Skoro tak, to może najwyższy czas odebrać państwu decydującą rolę w procesie ich kształcenia. Co bowiem zrobiliby pełnoletni ludzie, gdyby nagle uchwalono ustawę zobowiązującą wszystkich dorosłych obywateli do czytania rządowych lektur zatwierdzanych, dajmy na to, przez Sejm? Dlaczego nie ma oporu wobec władzy, która narzuca lektury szkolne i cały system edukacji naszym największym skarbom, nie konsultując niczego z rodzicami? Mamy rzecznika praw ucznia, a nie mamy nawet rzecznika praw rodziców. Nikt się z nami nie liczy, mimo że są nas miliony.

Dziewiętnastowieczny francuski myśliciel Fréderic Bastiat powiedział, że „wszelki przymus jest czymś obrzydliwym, lecz najgorszym ze wszystkich jest przymus nauczania”. Mam nadzieję, że minister Hall pozwoli decydować rodzicom nie tylko o tym, w jakim stroju pójdzie ich dziecko do szkoły, ale czy w ogóle do niej pójdzie. W porównaniu z tym zagadnieniem kwestia mundurków nie ma znaczenia. Wszak nie szaty zdobią człowieka i nie one kształtują umysły najmłodszych Polaków.

Autor jest publicystą i prywatnym przedsiębiorcą. Publikuje m.in. w „Gościu Niedzielnym” i „Najwyższym Czasie”.

Minister edukacji narodowej Katarzyna Hall zapowiedziała, że od przyszłego roku szkolnego zostanie zniesiony obowiązek noszenia przez dzieci mundurków wprowadzony przez Romana Giertycha. Pani minister argumentuje, że w tej dziedzinie jest zwolenniczką autonomii szkoły i tego, aby rady pedagogiczne w porozumieniu z rodzicami o tym decydowały. Ta skądinąd słuszna uwaga nie przeszkadza jej forsować projektu obniżenia o rok przymusowego poboru dzieci do szkół, a także wprowadzenia obowiązkowego wychowania przedszkolnego dla pięciolatków.

Pozostało 88% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?