Minister edukacji narodowej Katarzyna Hall zapowiedziała, że od przyszłego roku szkolnego zostanie zniesiony obowiązek noszenia przez dzieci mundurków wprowadzony przez Romana Giertycha. Pani minister argumentuje, że w tej dziedzinie jest zwolenniczką autonomii szkoły i tego, aby rady pedagogiczne w porozumieniu z rodzicami o tym decydowały. Ta skądinąd słuszna uwaga nie przeszkadza jej forsować projektu obniżenia o rok przymusowego poboru dzieci do szkół, a także wprowadzenia obowiązkowego wychowania przedszkolnego dla pięciolatków.
Słuchając i czytając wypowiedzi pani Hall, łatwo doznać dysonansu poznawczego. W sprawach mundurków popiera ona autonomię rodziców, a w kwestii o wiele ważniejszej, czyli samej idei przymusu szkolnego i wieku szkolnego, takiej autonomii rodzicom zostawić nie chce. I to mimo że artykuł 48 Konstytucji RP mówi jasno, iż to „rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania”.
Aż dziwne, że ta rewolucyjna propozycja, o której po raz pierwszy minister poinformowała 18 grudnia 2007 r. na posiedzeniu Sejmowej Komisji ds. Edukacji, Nauki i Młodzieży, nie wywołała społecznego ani medialnego rezonansu. Gdyby z podobną propozycją wyszedł Roman Giertych, nietrudno wyobrazić sobie reakcję.
Nikt też nie protestuje, gdy minister Hall obraża starsze pokolenie kobiet, stwierdzając, że szkoła lepiej wychowuje dziecko niż jego własna babcia. Chciałbym poznać badania, na podstawie których minister Hall wysuwa takie hipotezy…
Jednym z koronnych argumentów na rzecz przymusowego obniżenia wieku szkolnego ma być fakt, że tak jest w większości krajów Unii Europejskiej. Czy naprawdę na tym ma polegać hasło, że Europę jednoczy jej różnorodność, gdy wszystko, łącznie z procesem edukacyjnym, przebiega dokładnie w ten sam sposób, w oparciu o te same programy i lektury?