Piotr Zaremba o podręczniku do historii IPN

Spokojny ton podręcznika do historii wydanego przez IPN to maksymalny kompromis, jaki można dziś zawrzeć z rzecznikami rehabilitacji tradycji PRL

Publikacja: 02.12.2010 01:44

Piotr Zaremba o podręczniku do historii IPN

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Nigdy dosyć kolejnych prób opisania historii Polski, a w szczególności nigdy dosyć coraz lepszych podręczników. „Od niepodległości do niepodległości” firmowany przez IPN jest podręcznikiem według najlepszych wzorców zachodnich, w szczególności amerykańskich.

Dużo ilustracji i korowód rameczek – a to z sylwetkami co ważniejszych postaci, a to z fragmentami źródeł, od dokumentów po literackie teksty. A to wreszcie z rozszyfrowaniem obiegowych kiedyś haseł wytrychów. Dostawy obowiązkowe i aparatczycy, afera mięsna i komercyjne sklepy, nieznani sprawcy i półkowniki (filmy blokowane przez PRL-owską cenzurę). Dla nas podróż do przeszłości. Dla młodych przewodnik po świecie zaginionym.

[srodtytul]Piłsudski – po aptekarsku[/srodtytul]

Wszystko to mogłoby być jeszcze bardziej kolorowe – i jeśli chodzi o barwy ilustracji, i urodę języka. Ale nigdy jeszcze historia Polski między rokiem 1918 i 1989 nie została przedstawiona tak przystępnie młodzieży jak przez czwórkę historyków opatrzonych niemiłą dla niektórych etykietką „IPN-owscy”. Zgodnie z marzeniem charyzmatycznego szefa tej instytucji Janusza Kurtyki, który nie dożył realizacji swojego pomysłu. A to może jedna z jego większych życiowych zasług.

Czy ten podręcznik ma jakiegoś ducha? Nie mówiłbym może o politycznej poprawności, dziś kojarzy się ona raczej z ideologią zdystansowaną wobec takich wartości jak patriotyzm. Mówiłbym o „procesowej ostrożności”. Zwłaszcza starsze części: ta o II Rzeczypospolitej, i ta o drugiej wojnie światowej (obie pióra Marka Gałęzowskiego) napisane są tak, aby miejscami po aptekarsku obdzielić zasługi różnych nurtów.

Józef Piłsudski jest głównym twórcą polskiej niepodległości, ale i odpowiada za podeptanie demokracji po roku 1926. Ujęciem poszczególnych tematów nie powinni być nadmiernie urażeni zarówno rzecznicy tradycji endeckiej, jak i lewicowej (poza komunistami, ale i o nich pisze się spokojnym sprawozdawczym językiem).

Traci na tym publicystyczna wyrazistość, ale powtórzmy: takie są prawa podręcznika. Może jest on skazany na pewną eklektyczność, aby nikogo nadmiernie nie dotknąć. I raczej sygnalizować pytania, niż suflować zbyt natrętnie odpowiedzi. Tych powinien szukać wykładowca w rozmowie z uczniami.

[srodtytul]Antykomunizm zwycięski[/srodtytul]

Egzamin z „procesowej ostrożności” zdany jest zarówno wówczas, gdy dotyka się tematyki stosunku Polaków do Żydów (łącznie z wyjaśnionym w końcu właśnie przez IPN epizodem Jadwabnego), jak i wtedy, gdy trzeba przypomnieć trochę dziś przyćmione tradycje – choćby mordów na Wołyniu. Wbrew obiegowemu stereotypowi IPN-owskiej, rzekomo bliskiej Rymkiewiczowi, wersji dziejów najnowszych powściągliwie i z naciskiem na wątpliwości zreferowana zostaje debata nad racjami za i przeciw wybuchowi Powstania Warszawskiego.

Oczywiście młodzi historycy (wszyscy urodzeni w latach 70.) jakiegoś wyboru jednak dokonują. Zwłaszcza w następnych częściach. Nie mają zrozumienia dla racji twórców PRL, w tym sensie podręcznik nie jest uśrednieniem wszystkich obecnych w życiu publicznym racji, a rzecznicy nieśmiertelnej tezy „nie wszystko było złe”, nie znajdą tu wielu pożywek dla swoich argumentów. I nie uważam tego za wadę – to jednak co innego, niż różne drogi w służbie Niepodległej.

Gdybym miał dzieci, chciałbym, aby dowiadywały się, że PRL to system narzucony z zewnątrz, a projekt stworzenia nowego człowieka zakończył się totalnym fiaskiem. Można raczej chwalić Filipa Musiała, Adama Dziuroka i Łukasza Kamińskiego, że opowiadają o tym względnie beznamiętnym językiem. Koncentrując się na objaśnieniu, czym były w PRL „puste półki”, a kim „nieznani sprawcy”, a nie na mobilizowaniu antykomunistycznych emocji.

Ten spokojny ton to moim zdaniem maksymalny kompromis, jaki można dziś zawrzeć z rzecznikami rehabilitacji tradycji PRL. Ta tradycja pozostała wyznaniem wiary pewnej części mainstreamu i próbuje się ją nadal na różne sposoby przemycać (ostatnio zaproszeniem generała Jaruzelskiego do prezydenta). A jednak, co paradoksalne, zwycięscy w wielu sferach Adam Michnik z Włodzimierzem Cimoszewiczem żadnego fundamentalnego, „uśredniającego historię” dzieła ostatecznie nie napisali. Ten podręcznik to także dobitne przypomnienie tamtego fiaska.

[srodtytul]Za mało o Mikołajczyku[/srodtytul]

Nie oznacza to, że wszystko mi się w tej książce podoba. Rozumiem jej powściągliwość, ale zabrakło mi kilku mocniej wypunktowanych tez dotyczących zwłaszcza procesów społecznych. Na przykład dobitnego przypomnienia (jest o tym tylko wzmianka), że program państwa podziemnego związanego z rządem na wygnaniu przewidywał radykalne reformy, które przechyliłyby nową Polskę mocno w lewo.

Nie mówi się wyraźnie, że nawet skład zbrojnych formacji tego podziemia świadczył o uobywatelnieniu mas ludowych. Polska po 1945 roku, gdyby nie doszło do komunistycznego zamachu, nie byłaby odwzorowaniem Polski przedwrześniowej. Zbyt zdawkowo potraktowany jest fenomen PSL Stanisława Mikołajczyka, porównywalnego z fenomenem „Solidarności”. Wystarczyło przywołać jeden obraz – wielkiego entuzjazmu, z jakim byłego premiera witali Polacy niosący w Katowicach jego samochód – aby to unaocznić.

Także późniejsze procesy społeczne generowane przez PRL są zbyt często przysłonięte opisami czystej polityki. Młodzi autorzy jakby trochę się obawiali zmierzenia się z zasadniczym pytaniem o skalę poparcia dla systemu w różnych okresach jego rozwoju (skądinąd nie jest to łatwe).

Szczególnie enigmatycznie został potraktowany okres ostatni – jawnej, a potem podziemnej „Solidarności”, będący też czasem gnicia PRL-owskich struktur. Podsumowując go, Łukasz Kamiński mógł zadać więcej pytań de facto o genezę oblicza obecnego, wolnego już społeczeństwa. Może zdecydowała niechęć do wchodzenia w zwadę z i tak bardzo czujnymi przeciwnikami IPN.

Że mogła to być obawa uzasadniona, pokazuje kuriozalny atak „Gazety Wyborczej” na fragmencik dotyczący agenturalnego epizodu Lecha Wałęsy. Podręcznikowi zarzucono, że nie zacytował orzeczenia sądu lustracyjnego. Od kiedy to sądowe werdykty zastępują historyczne badania, „Wyborcza” nie wyjaśniła. Wyrok sądu to ciekawy przyczynek, ale do dziejów III RP, których ta książka nie obejmuje. Sam problem „Bolka” jest przedstawiony ostrożnie i z taktem – bez cienia deprecjonowania zasług Wałęsy. Ale strażnikom „prawowierności” to nie wystarczy.

Ewidentny błąd znalazłem jeden: przestając być w roku 1952 prezydentem, Bolesław Bierut nie został przewodniczącym Rady Państwa, lecz, co napisano w innym miejscu, premierem – na dwa lata (do 1954 r.). Moje bardziej generalne zastrzeżenia wynikają ze skali oczekiwań.

Nie zmienia to faktu, że za sprawą prezesa Kurtyki doszło do udanego eksperymentu. Otwartym pozostaje tylko pytanie o miejsce historii najnowszej w szkołach. Czy rzeczywiście ta edukacja powinna się kończyć w pierwszej klasie liceum?

[i]Od Niepodległości do Niepodległości. Historia Polski 1918 – 1989

Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2010[/i]

Nigdy dosyć kolejnych prób opisania historii Polski, a w szczególności nigdy dosyć coraz lepszych podręczników. „Od niepodległości do niepodległości” firmowany przez IPN jest podręcznikiem według najlepszych wzorców zachodnich, w szczególności amerykańskich.

Dużo ilustracji i korowód rameczek – a to z sylwetkami co ważniejszych postaci, a to z fragmentami źródeł, od dokumentów po literackie teksty. A to wreszcie z rozszyfrowaniem obiegowych kiedyś haseł wytrychów. Dostawy obowiązkowe i aparatczycy, afera mięsna i komercyjne sklepy, nieznani sprawcy i półkowniki (filmy blokowane przez PRL-owską cenzurę). Dla nas podróż do przeszłości. Dla młodych przewodnik po świecie zaginionym.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?