Jej przedmiotem są losy tych polskich Żydów, którzy trafili na Bliski Wschód. A mowa o grupie ludzi, która nie tylko była olbrzymia (kilkaset tysięcy), ale również niezwykle ważna.
Bo to właśnie polscy Żydzi stworzyli Izrael. To oni odgrywali pierwszorzędne role w jego polityce, nauce, sztuce, kulturze etc. Z Polski wywodzili się najważniejsi izraelscy przywódcy: David Ben Gurion, Menachem Begin czy Chaim Weizmann. Do dziś połowa elit Izraela – choć minęło już przecież kilka pokoleń – ma polskie korzenie.
Ze względu na burzliwe losy Polski z tożsamością tą bywa jednak różnie. Weźmy Szymona Peresa, obecnego prezydenta Izraela. Urodził się w 1923 roku w Wiszniewie na Grodzieńszczyźnie. Gdy Peres przyjeżdża dziś na Białoruś, mówi, że jest Żydem białoruskim, gdy przyjeżdża do Polski – mówi, że polskim. I myślę, że w obu przypadkach ma rację.
Inny przykład: rodzina Schockenów, znanych redaktorów. Choć pochodzili z Poznania, zawsze twierdzili, że są Żydami niemieckimi. Podobny przypadek: Mosze Landau, zmarły niedawno szef Sądu Najwyższego. Urodził się w Gdańsku i uważał się za niemieckiego Żyda. Inny prezes tego sądu Meir Szamgar także urodził się w Gdańsku. Mało tego, mieszkał na tej samej ulicy, ale uważał się za Żyda... rosyjskiego.
Z kolei Martin Buber, najważniejszy żydowski filozof. Mieszkał w Krakowie, ale mówił, że jest Żydem austriackim. Miasto znajdowało się bowiem pod władzą Habsburgów. Ale wielu, wielu innych Żydów mieszkających pod zaborem pruskim, rosyjskim czy austriackim czuło się Żydami polskimi, choć Rzeczypospolitej nie było na mapie Europy.