Jeśli były premier i minister spraw zagranicznych, wciąż wpływowy na lewicy senator, potrafi powiedzieć lekceważąco, że premier Cameron "żyje mitem państwa narodowego", i co gorsza wypowiedź ta współ- brzmi doskonale z mądrościami  innych autorytetów – to jest to nie dzwonek alarmowy, ale donośny dzwon, że los naszego państwa spoczywa w rękach elit kierujących się myśleniem i naiwnym, i zupełnie anachronicznym.

W istocie właśnie ostatnie wydarzenia potwierdzają, że "mitycznymi" interesami narodowymi kierują się wszyscy europejscy gracze. Niemcy walczą o ochronę swojego eksportu, Francja – swoich banków, Brytyjczycy – waluty i tak dalej. Dla każdego z polityków instancją najwyższą są jego właśni wyborcy.

I żaden nie zrobił od dawna  niczego, co oznaczałoby podporządkowanie partykularnych interesów swego państwa jakiemuś postulowanemu interesowi "europejskiemu". Przeciwnie. Nie frazesy o solidarności mówią prawdę o zasadach polityki europejskiej, ale rura pod Bałtykiem, która w interesie Niemiec odcięła cztery państwa członkowskie od reszty Unii.

Paplanina telewizyjnych "autorytetów" skupia się teraz na zapewnianiu, że rzucenie kilkunastu miliardów na stabilizowanie euro to dla nas pikuś, bo to pieniądze z rezerwy walutowej, która właściwie nam na nic, tylko leży i się marnuje. Pozwolę sobie przypomnieć, jak te same autorytety reagowały, kiedy do tejże rezerwy walutowej usiłował się dobrać nieboszczyk Lepper.  Żeby było jasne: prawdę mówiły wtedy, nie teraz. To pokazuje dobitnie, że myślenie się w polskich elitach skończyło, rządzi euro-  poprawność.

Autor jest publicystą  tygodnika "Uważam Rze"