Nie znam człowieka, więc to nie prywata. Wystarczająco często – by nie powiedzieć zazwyczaj – się z nim nie zgadzam, by móc podciągnąć to pod reklamowanie swoich. A jednak myśl ta od jakiegoś czasu nie daje mi spokoju: jeśli ktoś zasługuje na Order Orła Białego, to Szewach Weiss.
Państwo wybaczą, ale nie będzie laudacji, nie jestem w tym specjalnie wprawiony, choć kilka słów wyjaśnienia się należy. Nie chodzi mi nawet o to, że Weiss jest ogromnym i szczerym przyjacielem Polski, bo to jednak kapkę za mało. Otóż on, zachowując swój cały krytycyzm, jest tej Polski prawdziwym ambasadorem w świecie. I to, umówmy się, ambasadorem najbardziej wiarygodnym z możliwych. Szewach Weiss symbolizuje bardzo trudną drogę polsko-żydowskich pretensji, żalów, uprzedzeń, ale i trudnych miłości, szczerych fascynacji i tęsknoty.
Wiarygodność Weissa jako ambasadora Polski pogodzonej z własną historią bierze się nie tylko z racji jego przeszłości, ale i z powodu jego osobistych zasług. Szef rady Yad Vashem, przewodniczący Knesetu, ceniony intelektualista – nie jest Weiss człowiekiem w świecie anonimowym, jego głos jest słuchany i rozpoznawalny w Izraelu, Ameryce, Europie.
Tym bardziej docenić należy, że jest to głos dla nas przyjazny. Bądźmy zupełnie szczerzy – żaden inny Żyd nie mówi o nas tak dobrze! Order Orła Białego nie jest więc potrzebny jemu, ale nam. To w naszym interesie jest, by ludzi takich nagradzać i po prostu zdejmować przed nimi czapki z głów. A dlaczego piszę o Szewachu Weissie akurat dzisiaj? Nie tylko dlatego, że Wigilia to czas pojednania, a któż inny owo pojednanie prawdziwe, niedekretowane przez salony symbolizuje lepiej?
Także dlatego, że jutro wieczorem niemal wszyscy Polacy cieszyć się będą z narodzin pewnego Żyda.