Na podchwytliwe pytanie studenta, o czym świadczy długie cygaro w ręku niskiego mężczyzny, odpowiedział kiedyś: czasem cygaro jest tylko cygarem.

Podobnie masowe protesty przeciwko ACTA mogą być tylko masowymi protestami zaniepokojonych internautów. Tak jak protest pieczątkowy lekarzy mógł być tylko wyrazem ich niechęci do nadmiernej biurokracji.

Ale w przypadku cygar czasem nawet nie o palenie chodzi, ale o dym. W sprawie ACTA mamy do czynienia z kolejną mobilizacją społeczną w poprzek podziałów politycznych. Młodzi ludzie protestują, obojętnie przysłuchując się pohukiwaniom polityków PO, przypatrując się gestom zrozumienia ze strony opozycji i żałosnej maskaradzie palikotowców w maskach Anonymous. Nie pierwszy raz możemy obserwować, jak procesy społeczne, zainteresowania najbardziej dynamicznej i kreatywnej części społeczeństwa całkowicie rozmijają się z programami partii i wyobrażeniami establishmentu o oczekiwaniach wyborców. W tym tygodniu przekroczona została kolejna bariera – arogancji i niezrozumienia.

Daleko mi do poglądów Jacka Żakowskiego, upatrującego w prawie o ściganiu fałszerstw i łamaniu praw autorskich formy zniewolenia. Ale jeszcze dalej do postawy, jaką wobec krytyków przyjmują rządzący. Donald Tusk pokpiwa z publicystów i zamiast odnosić się do argumentów, zarzuca dziennikarzowi hipokryzję. Minister kultury utrzymuje, że wszystkie środowiska zostały poinformowane o układzie ACTA. Czyli mamy z tego wnioskować, że 100 tysięcy ludzi, którzy wylegli na ulice 70 miast, kłamie  albo jest tak durnych, że nie rozumie, co się do nich mówi? Do tego wszystkiego mamy nieporadne interpretacje kilku publicystów, insynuujących, że złodziejska natura polskich internautów buntuje się na myśl o praworządności.

Jeżeli już mamy po freudowsku szukać ukrytych motywów hakerów i ich rosnącego grona sympatyków, to tylko w narastającej izolacji elit od reszty społeczeństwa.