Hollande brukuje piekło

Pomysł nowego prezydenta Francji na wyjście z kryzysu to mniej dyscypliny, więcej łatwego pieniądza. W dobie turbulencji, jakich doświadczamy w Europie, nie jest to odpowiedzialne myślenie - stwierdza publicysta

Publikacja: 09.05.2012 19:30

Hollande brukuje piekło

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Red

"Europa patrzy na nas i w wielu krajach europejskich rezultat naszych wyborów przyniósł ulgę i nadzieję. Myśl, że wreszcie oszczędności wydatków publicznych nie muszą być nieuniknione, jest odtąd moją misją, polegającą na tym, aby dać konstrukcji europejskiej wymiar wzrostu gospodarczego, zatrudnienia, dobrobytu, słowem – wymiar przyszłości. Powiem to jak najszybciej naszym europejskim partnerom, najpierw Niemcom w imię wiążącej nas przyjaźni i naszej wspólnej odpowiedzialności". To słowa Fran?ois Hollande'a wypowiedziane w niedzielny wieczór w Tulle, jego wyborczym mateczniku, w pierwszym publicznym wystąpieniu po ogłoszeniu sondażowych wyników.

Przekładając tę nieco enigmatyczną wypowiedź, właściwą dla momentu i okoliczności, w których została wypowiedziana, na język konkretnych propozycji zmian, Fran?ois Hollande będzie miał wkrótce sposobność powtórzyć Angeli Merkel, że domaga się renegocjowania paktu budżetowego, jak to zapowiadał w kampanii, i z pewnością usłyszy od niej, że nie ma takiej możliwości. Bo pani kanclerz wyraziła to bardzo dobitnie nie dalej jak w poniedziałek, dodając zarazem kurtuazyjne zapewnienie, że czeka na nowego prezydenta Francji w Berlinie "z otwartymi ramionami". Można by więc powiedzieć, że ramiona będą wprawdzie otwarte, ale trzymające gościa z Paryża w żelaznym uścisku dyscypliny finansów publicznych. I o to idzie główny spór.

O ile Hollande domaga się polityki ożywiania wzrostu gospodarczego przez zwiększenie wydatków budżetowych, o tyle Merkel mówi: fundamentem i warunkiem wzrostu jest uzdrowienie finansów publicznych. W tym celu trzeba przez kilka najbliższych lat mniej wydawać z budżetu, niż do niego wpływa. Francja w szczególności ma tu wiele do zrobienia. Udało jej się wprawdzie utrzymać w ubiegłym roku wzrost gospodarczy, ale zaledwie na poziomie 1,7 proc. PKB (dla porównania – Polska miała w ubiegłym roku wzrost 4,3 proc.), w tym roku wyniesie on zaledwie 0,7 proc., a w przyszłym znowu 1,7 proc. – tak planował ustępujący rząd, gabinet socjalistyczny mianowany za kilka dni przez Hollande'a nie ma wielkiego pola manewru, żeby te wskaźniki realnie podnieść. Francuski deficyt budżetowy wyniósł w 2011 r. 5,2 proc., a dług publiczny sięgnął 86 proc. PKB. W tej sytuacji nie było bardzo dziwne obniżenie Francji jesienią przez agencję Standard & Poors najwyższej noty AAA. Nie da się uzdrowić gospodarki bez zaciskania pasa, co twardo przypominał Nicolas Sarkozy, a czego – przynajmniej w kampanii wyborczej – jak gdyby nie dostrzegał Fran?ois Hollande, przeciwnie – mnożył propozycje zwiększenia wydatków.

Łatwy pieniądz

Oczywiście mają rację komentatorzy, którzy powiadają, że Hollande nie jest takim ekonomicznym fantastą, jakim był poprzedni socjalistyczny prezydent Fran?ois Mitterrand. Ale czy to aby na pewno wystarczy? Było nie było, Hollande obiecał przywrócenie niższego (60 lat) wieku emerytalnego dla najdłużej pracujących; zwiększenie zatrudnienia w edukacji narodowej o ponad 60 tys. osób; zwiększenie zasiłku na początek roku szkolnego; redukcję docelowo o połowę ilości elektrowni atomowych (co oznacza wydatne zwiększenia kosztów energii). Socjalistyczny przywódca nie zgodził się z kolei na wpisanie do konstytucji reguły zrównoważonego budżetu. Taki program domyka się tylko przy założeniu wyższego i – co ważniejsze – stabilnego wzrostu gospodarczego. A spełnienie tego warunku wydaje się mocno niepewne. Dlatego upojna noc powyborcza zwolenników Hollande'a na ulicach francuskich miast, zapewniających, że odtąd będzie i praca, i wyższe zasiłki socjalne wydaje się nieco naiwna. Raczej należy sądzić, że Francja – o ile prezydent elekt będzie się trzymał swoich obietnic – popadnie w jeszcze większe tarapaty. Jak to wpłynie na gospodarkę strefy euro i całej Unii – nietrudno przewidzieć.

Co więcej, Hollande stawia pewne postulaty gospodarcze wprost dotyczące Unii. Do rangi symbolu urasta oprotestowanie wspomnianego już paktu budżetowego (nie wiedzieć czemu, uporczywie nazywanego u nas paktem fiskalnym, skoro nie ma w nim mowy o ujednoliceniu podatków). Ale nie jest to – niestety – jedyny jego pomysł na ożywienie gospodarcze w strefie euro. Wśród innych propozycji zwracają uwagę dwie nader kontrowersyjne. Jedna to umożliwienie Europejskiemu Bankowi Centralnemu udzielania pożyczek na niski procent bezpośrednio państwom (a nie – jak dotychczas – tylko bankom), druga to euroobligacje. Kontrowersyjność pierwszego pomysłu polega na tym, że państwa, stosownie do własnej siły przebicia w Unii, będą wymuszać na Banku decyzje o udzieleniu tych preferencyjnych kredytów. Pogrzebie to niezależność EBC, ale – co gorsza – zmniejszy ekonomiczną presję na uzdrawianie finansów publicznych. Skoro można metodą politycznego nacisku uzyskać tani pieniądz, to nie potrzeba trudzić się nad – tak kosztownymi politycznie – reformami strukturalnymi uzdrawiającymi gospodarkę.

Kontrowersyjność drugiego postulatu polega na tym, że cena nowego typu obligacji dla jednych spadnie, ale dla drugich wzrośnie. Skoro dziś niskie jest oprocentowanie obligacji emitowanych przez Niemcy, a wysokie tych emitowanych przez Grecję, dzieje się tak dlatego, że dla rynków finansowych gwarancje niemieckie są bardziej wiarygodne niż gwarancje greckie. Euroobligacje gwarantowane solidarnie przez Grecję, Niemcy i inne państwa miałyby uśrednioną wiarygodność, ergo uśrednione oprocentowanie. Koniec końców podatnik grecki płaciłby za ich wykup mniej, niż płaci obecnie, ale podatnik niemiecki – odwrotnie – więcej. To się nie podoba Niemcom z powodu – rzec można – egoistycznej troski o własny dobrobyt. Ale jest też głębsza racja: tego rodzaju ulga zwalnia Grecję z konieczności naprahttp://www.slownik-online.pl/obrazki/m11.gifwiania własnej, będącej w opłakanym stanie, gospodarki.

Dwa pytania

I taki właśnie jest, z grubsza biorąc, pomysł Fran?ois Hollande'a na wyjście z kryzysu: mniej dyscypliny, więcej łatwego pieniądza. Czy w dobie takich turbulencji, jakich doświadczamy w Europie w ostatnich latach, jest to odpowiedzialne myślenie o Europie? Dramatyczne rozchwianie gospodarek kilku krajów południa kontynentu i poważne kłopoty niemal wszystkich pozostałych krajów strefy euro w drugiej połowie ubiegłego roku udało się na razie nieco opanować. Narzucają się tu jednak dwa pytania: czy sytuacja jest trwale pod kontrolą i co spowodowało pewne uspokojenie ataków spekulacyjnych na  Grecję, Hiszpanię czy Włochy? W świetle odpowiedzi na te pytania łatwiej będzie ocenić program gospodarczy dla Francji i dla Unii prezentowany przez prezydenta elekta i – a contrario – przez jego głównego rywala.

Sytuacja gospodarcza w strefie euro jest opanowana chwilowo, ekonomiści mnożą przestrogi na bliższą i dalszą przyszłość. O ile jednak jest opanowana, to między innymi dzięki wypracowaniu pewnych mechanizmów stabilizujących gospodarki państw członkowskich – głównie przez zwiększenie dyscypliny finansowej. Tu na pierwsze miejsce wybija się podpisany w marcu, a ratyfikowany dotąd przez Grecję i Portugalię, pakt budżetowy. Na drugim miejscu należałoby wymienić europejski mechanizm stabilizacyjny – rodzaj funduszu ratunkowego dla zadłużonych państw. Zauważmy: te mechanizmy jeszcze nie weszły w życie, ale sama ich zapowiedź przyniosła już pewne uspokojenie na rynkach finansowych. Ich osłabienie – a to w gruncie rzeczy proponuje nowy prezydent Francji – przyniesie zapewne efekt odwrotny. Hollande, by tak rzec, chce dobrze, obiecując ludziom więcej pracy i więcej zasiłków, ale, jak wiadomo, dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło. Nie da się powiedzieć, że Nicolas Sarkozy nie używał w kampanii demagogicznych chwytów, ale jeśli chodzi o gospodarkę, to było ich zdecydowanie mniej.

Perspektywy

Wybór Hollande'a ożywił nadzieje europejskiej lewicy i nie jest wykluczone, że będzie – na zasadzie efektu domina – sprzyjał sukcesom socjalistów w innych krajach. W takim wypadku inni przywódcy w Europie też naobiecują ludziom więcej pracy i więcej zasiłków, ale bez specjalnego troszczenia się o stworzenie dla tego solidnych podstaw ekonomicznych. Jak w czasach kryzysu wyjdzie na tym europejska gospodarka?

Zarysujmy trzy możliwe perspektywy rozwoju wydarzeń: najgorszą, pośrednią i najlepszą. Najgorsza byłaby taka, że wybór Hollande'a podburzy sytuację polityczną w takich krajach, gdzie ratyfikacja paktu i tak jest zagrożona (np. w Holandii), pakt padnie i w ogóle padnie sanacja w strefie euro. Spekulanci finansowi znowu zaatakują najsłabsze ogniwa, powtórzy się panika z jesieni, ale z braku najważniejszego instrumentu stabilizacyjnego kryzys popadnie w fazę galopującą. Konsekwencje takiego scenariusza byłyby opłakane i nie redukowałyby się do rozpadu strefy euro, która nie jest przecież wartością samą w sobie. Perspektywa pośrednia byłaby taka, że wprawdzie pakt padnie, ale sanacja będzie – okrężnymi drogami – kontynuowana. Będzie trudniej, wychodzenie z kryzysu zajmie wiele lat. Trzeci, najmniej prawdopodobny, scenariusz byłby taki, że pakt się utrzyma (Hollande zaspokoi się np. symbolicznym aneksem do niego albo odrębnym "paktem na rzecz wzrostu"), spekulanci nie zaatakują, bo będą czuli respekt przed uzdrowionymi instytucjami i poprawiającym się stanem gospodarek. Byłby to zatem scenariusz, w którym wyborcze obietnice bez pokrycia pozostałyby tylko niespełnionymi obietnicami.

Demokracja bywa zabawką niebezpieczną, chociaż dobrze wiemy, że dotąd nikt nie wymyślił nic lepszego.

Autor był dziennikarzem i publicystą m.in. "Tygodnika Powszechnego" oraz "Gazety Wyborczej".

"Europa patrzy na nas i w wielu krajach europejskich rezultat naszych wyborów przyniósł ulgę i nadzieję. Myśl, że wreszcie oszczędności wydatków publicznych nie muszą być nieuniknione, jest odtąd moją misją, polegającą na tym, aby dać konstrukcji europejskiej wymiar wzrostu gospodarczego, zatrudnienia, dobrobytu, słowem – wymiar przyszłości. Powiem to jak najszybciej naszym europejskim partnerom, najpierw Niemcom w imię wiążącej nas przyjaźni i naszej wspólnej odpowiedzialności". To słowa Fran?ois Hollande'a wypowiedziane w niedzielny wieczór w Tulle, jego wyborczym mateczniku, w pierwszym publicznym wystąpieniu po ogłoszeniu sondażowych wyników.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę