Specyficzne poczucie humoru

Zanim ktoś znów porówna Macierewicza, Terlikowskiego czy o. Rydzyka do taliba, najpierw niech się zastanowi nad tym, czy wie, co mówi - pisze publicysta

Publikacja: 11.07.2012 20:00

Specyficzne poczucie humoru

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

W ostatnich tygodniach kilkakrotnie porównywano ludzi o konserwatywnych poglądach do talibów. W różnych okolicznościach i pod różnymi pretekstami. Na okładce „Newsweeka" w strój taliba został odziany Antoni Macierewicz, badający sprawę katastrofy w Smoleńsku, talibami mieliby być przeciwnicy zapłodnienia in vitro, a także niektórzy prawicowi publicyści.

Ciała zjadały psy

Tego samego dnia, gdy Tomasz Lis w swoim felietonie raz jeszcze pokusił się o podobne zestawienie (używając m.in. zdrobniałej formy „talibek"), agencja Reuters zamieściła w Internecie wstrząsający film. Widać na nim publiczną egzekucję afgańskiej kobiety w wiosce Qol, dokonaną przez taliba uzbrojonego w karabin maszynowy. Przyglądało się temu ok. 150 mężczyzn, którzy przyklaskiwali katowi i wznosili okrzyki radości.

To nie pierwszy i zapewne nie ostatni akt bezprzykładnego okrucieństwa ze strony talibów. Gdy rządzili Afganistanem, ich bestialstwo było wielokrotnie obnażane i piętnowane przez społeczność międzynarodową. Talibowie utrzymywali się u władzy, mordując przeciwników politycznych, wyrzynając całe wsie i prześladując kobiety. Jednocześnie przekonywali, że postępują w zgodzie z naukami płynącymi z Koranu. W rzeczywistości zaś wypaczali je i naginali dla własnych potrzeb.

W 1997 roku talibowie ponieśli klęskę z rąk plemienia Hazarów w Mazar-i-Szarif. Rok później, gdy ponownie wkroczyli do miasta, postanowili się zemścić. „To była wyjątkowo krwawa masakra, można ją wręcz zakwalifikować jako ludobójstwo" - pisze Ahmed Rashid w swojej słynnej książce „Taliban". „Mułła Omar [przywódca talibów] dał swoim żołnierzom przyzwolenie: możecie zabijać do woli przez najbliższe dwie godziny. Zabijali przez dwa dni. Jeździli po mieście swoimi pick-upami i strzelali do wszystkiego, co się ruszało: do sklepikarzy, wieśniaków na targowisku, do kobiet, dzieci, a nawet do kóz i osłów".

Rashid cytuje pewnego Tadżyka, który uniknął rzezi: „Wkrótce większość ulic spływała krwią. Przez pierwszych sześć dni nie pozwalano nikomu grzebać ciał, choć przecież islam nakazuje natychmiastowy pochówek. Ciała gniły, zaczęły je zjadać psy, a smród stał się nie do wytrzymania".

Raport Human Rights Watch zawiera szczegóły makabrycznych rozrywek, jakie urządzali sobie talibowie. Niektórzy Hazarowie nie byli zabijani na miejscu, lecz wyłapywani, torturowani, a następnie setkami upychani do ciężarówek. W krótkim czasie umierali z braku tlenu. Ciężarówki jechały na pobliską pustynię, gdzie opróżniano „ładunek".

Według różnych szacunków talibowie zabili w Mazar-i-Szarif od dwóch do ośmiu tysięcy ludzi.

Śnieg był cały czerwony

Niecałe trzy lata później, na początku stycznia 2001 roku, talibowie wkroczyli do kilku zbuntowanych wiosek w prowincji Yakaolang, w których także mieszkali członkowie plemienia Hazara. Mułła Omar wydał rozkaz wymordowania wszystkich chłopców i mężczyzn w wieku powyżej 12 lat. Spędzono ich w okolice miejscowego szpitala, a następnie systematycznie rozstrzeliwano, na oczach matek i córek.

Kilku cudem przeżyło. „Kule trafiały w głowy i twarze naszych synów, braci, wujków, kuzynów. Bili nas przez kwadrans, a potem zaciągnęli tam, gdzie leżeli bez ducha nasi krewni. Chcieli, byśmy ich sobie dobrze obejrzeli. Byliśmy na skraju utraty przytomności, ale wiedzieliśmy, że musimy zachować świadomość do końca".

Jedna z kobiet opowiadała o jej kuzynie, Yahyi, zabitym przez talibów: „Weszli do jego domu, wyprowadzili na zewnątrz i zastrzelili. To wydarzyło się o poranku, a jego zwłoki leżały pod płotem aż do wieczora. Talibowie nie chcieli ich wydać jego żonie. Śnieg wokół niego był cały czerwony. Żona Yahyi prosiła talibów na kolanach, mówiła, że musi pochować męża, ale ci nie dali się przebłagać i jeszcze dotkliwie ją poturbowali. Dopiero w nocy, gdy odeszli na dobre, Yahya doczekał się pogrzebu".

Inne kobiety nie miały tyle szczęścia, oddano im ciała mężów dopiero po trzech dniach. Według relacji świadków, niektóre zwłoki trudno było przenieść, bo w międzyczasie przymarzły do gruntu.

W Yakaolang wymordowano ponad 300 mężczyzn.

Mąż obcina język żonie

Kobiety w Afganistanie spotykał często los jeszcze gorszy. Jeśli nie ginęły od kul, żyły w ciągłym upodleniu. Musiały nosić burki. Nie mogły pracować poza domem. Nie mogły uprawiać sportu. Nie mogły się głośno śmiać. Nie mogły używać kosmetyków. Nie mogły wychodzić na balkon. Karą za pojawienie się na ulicy z odkrytymi kostkami u nóg była chłosta. Karą za pomalowane paznokcie było obcięcie palców. Karą za cudzołóstwo było ukamienowanie.

Do dziś w Afganistanie niektórzy mężczyźni traktują swoje żony i córki jak przedmioty. Wystarczy przeczytać tytuły kilku depesz z ostatnich miesięcy, zamieszczonych na stronie internetowej organizacji Rawa, walczącej o prawa kobiet: „Mężczyzna obcina głowę swojej byłej żonie i dwójce dzieci"; „Mężczyzna zabija żonę siekierą"; „Młoda kobieta powieszona przez własnego męża"; „Mąż obcina język ciężarnej żonie"; „Nastolatka przetrzymywana przez sześć miesięcy w łazience przez teściów".

W listopadzie 1999 roku Rawa ujawniła nagranie z pierwszej publicznej egzekucji kobiety w Afganistanie rządzonym przez talibów. Zarmeena, 35-letnia matka siedmiorga dzieci, została oskarżona o zamordowanie męża. Wcześniej mężczyzna przez wiele lat znęcał się nad nią. Zdesperowana Zarmeena najpierw otumaniła go za pomocą narkotyku, a następnie jedna z jej córek uderzyła go w głowę młotem.

Na stadion piłkarski w Kabulu, gdzie miała się odbyć egzekucja, przyszło ok. 30 tysięcy ludzi: mężczyźni, kobiety, młodzi, starzy, całe rodziny z dziećmi. Zarmeenie kazano uklęknąć na linii pola karnego. Kat stanął za nią i trzy razy wystrzelił z kałasznikowa w tył głowy. Tłum był zachwycony spektaklem. Gnieniegdzie słychać było okrzyki „Allahu akbar" - Bóg jest wielki.

Najpierw otruję jego

Dwa lata temu BBC pokazała reportaż o 13-letniej dziewczynce z Pakistanu, którą ojciec oraz brat chcieli zmusić do samobójczego zamachu bombowego. „Pójdziesz do nieba długo przed nami" - zachęcali ją. „Słyszałam to codziennie" - opowiadała Meena. „Gdy odmawiałam, bili mnie do nieprzytomności. Moje życie stało się pasmem udręk".

Mężczyźni tłumaczyli jej, w jaki sposób zostanie „uzbrojona". „Bomba będzie miała guzik albo coś w rodzaju pilota. Dostaniesz też telefon komórkowy. Zadzwonimy na ten telefon, a ty w tym momencie naciśniesz guzik".

Brat i ojciec mówili Meenie, że zostanie rozerwana na tysiące kawałków i nikt się nawet nie zorientuje, czy była mężczyzną czy kobietą. I że przed „misją" dadzą jej „lekarstwo", które uśmierzy lęk i sprawi, że będzie umierała „z uśmiechem na ustach".

Brat Meeny organizował dziesiątki samobójczych zamachów, a w rodzinnym domu przechowywano środki wybuchowe. Któregoś dnia Meena wybiegła z domu w poszukiwaniu zbłąkanej kozy. W tym czasie budynek został zrównany z ziemią przez rakiety, wystrzelone z amerykańskiego śmigłowca. Życie straciła większość członków jej rodziny, ale Meena dotąd nie wie, czy zginął także jej brat. „Jeśli żyje i kiedykolwiek jeszcze będzie mnie napastował, najpierw otruję jego, a potem siebie".

Czy wie Pan, o czym Pan mówi?

W związku z powyższym zwracam się z uprzejmym apelem do redaktora Tomasza Lisa: zanim porówna Pan Antoniego Macierewicza, ojca Tadeusza Rydzyka czy Tomasza Terlikowskiego do talibów, zanim po raz kolejny określi Pan tym mianem słuchaczy Radia Maryja, czytelników „Frondy", przeciwników aborcji oraz legalizacji małżeństw homoseksualnych, proszę przez chwilę pomyśleć, czy Pana specyficzne poczucie humoru będzie zrozumiałe dla wdów z Yakaolang i Mazar-i-Szarif. Oraz dla 13-letniej Meeny, której ani Pan, ani ja prawdopodobnie nigdy nie dorównamy w odwadze. Oraz dla tej młodej dziewczyny, która straciła język z powodu nieposłuszeństwa wobec męża. Niech się Pan zastanowi, czy rzeczywiście rozumie Pan słowo „talib" i czy wie Pan, o czym Pan mówi.

Autor jest publicystą tygodnika „Uważam Rze"

Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?