We właściwej roli

W wolnej Polsce sami zrezygnowaliśmy z niezwykle ważnej części naszej tradycji politycznej, w której Kościół był instytucją użyteczną. Jako strażnik systemu wartości - pisze publicysta

Publikacja: 12.07.2012 18:20

Piotr Legutko

Piotr Legutko

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Red

Niedawne spotkanie na „dziedzińcu pogan" nie było wydarzeniem medialnym i zapewne mało kto zwrócił na nie uwagę. Nie ma się co dziwić. Nie było na nim najważniejszych partyjnych liderów, nie odwrócono starych sojuszy ani nie zawarto nowych.

Cytować też nie było co, bo nikt nikogo nie obraził. „Nudziarstwo", podsumował reprezentatywnie jeden z obecnych dziennikarzy. A jednak na dziedzińcu Collegium Maius UJ wydarzyło się coś istotnego, z kilku powodów.

Nie o sobie nawzajem

Dwa lata temu Benedykt XVI zaproponował nową formułę dialogu wierzących i niewierzących. Nazwał ją „dziedzińcem pogan" w nawiązaniu do świątyni jerozolimskiej, gdzie było to jedyne miejsce otwarte dla wszystkich.

Współczesne dziedzińce odbyły się już we Francji, we Włoszech, a nawet w Albanii. Wszędzie inicjatywa wychodziła od ludzi Kościoła, a miejscem spotkań były uniwersytety. Rozmawiano o najważniejszych problemach współczesnej cywilizacji i kultury. Szukając obszarów wspólnych, a nie pól konfrontacji.

Kiedy na najstarszym i pewnie najpiękniejszym dziedzińcu w Polsce biskup Grzegorz Ryś czytał preambułę do naszej konstytucji. zapanowała szczególna cisza. Wszyscy zebrani mieli poczucie swoistego sacrum, ale nie wywołanego jedynie sposobem czytania i scenerią. Nie chodziło także o teatralność sytuacji, ale raczej o poczucie adekwatności. Nareszcie polityka (ta, od dobra wspólnego) trafiła pod właściwy adres, zyskała stosowną oprawę. Wypiękniała.

Bardzo dawno instytucja tak ważna dla życia publicznego jak najstarszy polski uniwersytet nie wychodziła z taką inicjatywą. Środowiska akademickie od dekady (chyba od czasu ustawy lustracyjnej) miotają się między jednoznacznie określonym zaangażowaniem a uciekaniem od polityki jak od zarazy.

Tu uniwersytet odnalazł się we właściwej dla siebie roli gospodarza, a zarazem tego, kto podnosi poprzeczkę, ustawia agendę, dba o jakość politycznej debaty. Jej uczestnicy, niczym goście na przyjęciu w dobrym domu, zachowywali się godnie i stosownie, za progiem pozostawiając medialne maski, na chwilę wyłączając komórki z „przekazami dnia". Rozmawiali o Polsce, a nie o sobie nawzajem.

Powrót do tradycji

„Dziedziniec pogan" to także właściwa formuła obecności Kościoła w polityce. Zaproponował ją papież, ale przecież w Polsce w ciągu 50 lat po wojnie Kościół był jednym wielkim dziedzińcem pogan, przestrzenią wolnej debaty. Ateistom i agnostykom przychodzącym na kościelne dziedzińce nie przeszkadzał wówczas krzyż, a biskupi i księża nie zamierzali ich nawracać. Dialog był celem samym sobie, wartością niezwykle cenioną.

W myślenie wielu Polaków udało się wdrukować słowo „czarni" w miejsce zajmowane dotąd przez „czerwonych"

Wszystko to zmieniło się w latach 90., gdy Kościołem zaczęto straszyć. A straszyli ci sami, którzy w Kościele znajdowali przez lata azyl. Niestety, skutecznie, bo w myślenie wielu Polaków udało się wdrukować słowo „czarni" w miejsce zajmowane dotąd przez „czerwonych". W geście obrony przeciw takim atakom Kościół - wbrew temu, co się o nim mówi i pisze - abdykował z roli instytucji ważnej w debacie politycznej i skupił się jedynie na misji ewangelizacyjnej oraz katechezie.

Paradoksalnie, broniąc wyłącznie interesu swoich „owieczek", działał niejako wbrew misji opisanej w soborowej definicji Kościoła jako „znaku i narzędzia jedności całego rodzaju ludzkiego w Chrystusie". I wcale przez to nie uniknął ataków. Przeciwnie, straszenie Kościołem stało się trwałym (jedynym?) elementem spajającym nową lewicę, a i obecna władza chętnie ulega pokusie wykorzystywania ludowego antyklerykalizmu do dzielenia i rządzenia.

W ten sposób w wolnej Polsce sami zrezygnowaliśmy z niezwykle ważnej części naszej tradycji politycznej, w której Kościół zawsze był instytucją użyteczną. Nie jako bezpośredni uczestnik gry, ale raczej strażnik pewnego systemu wartości, mediator i czynnik tonujący wzajemną agresję. „Dziedziniec pogan" jest ważną próbą powrotu do tej tradycji.

Dobry pomysł

Ktoś może powiedzieć: „i co z tego?" Medialna obojętność wobec krakowskiego spotkania wynikała z braku wiary w praktyczną wartość tego typu „dziedziców". Tymczasem w czasach postpolitycznych warto doceniać i to, co jest przedpolityczne - jak kanon wartości opisany w preambule do konstytucji.

Uświadomienie sobie, że wciąż możemy się wokół nich zjednoczyć, jest równie istotne jak dojrzewające w nas coraz mocniej poczucie niszczącej - dla wspólnoty politycznej - mocy postpolityki. W ten sposób możemy zobaczyć dwa brzegi, pomiędzy którymi powinien się toczyć główny spór polityczny w Polsce.

Nikt bowiem na „dziedzińcu pogan" od niego nie uciekał. Nikt nie miał zamiaru udawać, że możemy dziś wejść do tej samej rzeki, która jednoczyła za komuny (czy jeszcze dekadę temu) obecnych śmiertelnych wrogów. Na „dziedzińcu pogan" przydają się doświadczenia ze spotkań ekumenicznych, gdzie nikt nie ma zamiaru odstąpić od swojej wiary.

Paradoksalnie nie jest to przeszkodą w dialogu. Przeciwnie, jego strony nie mają nic do stracenia, mogą już tylko zyskać, starając się zrozumieć nawzajem. Mówienie sobie prawdy, bez warunków wstępnych, bez intencji wyciągnięcia z tego korzyści w bieżącej rozgrywce, gdzieś na neutralnym boisku, to dobry pomysł na uzdrowienie przesiąkniętego żółcią życia publicznego w Polsce.

Pomysł nie tylko dla polityków. Na kolejnych dziedzińcach spotkają się publicyści, ludzie kultury, prawnicy. Warto im się przysłuchać.

Autor jest publicystą „Gościa Niedzielnego" i wiceprezesem Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich

Niedawne spotkanie na „dziedzińcu pogan" nie było wydarzeniem medialnym i zapewne mało kto zwrócił na nie uwagę. Nie ma się co dziwić. Nie było na nim najważniejszych partyjnych liderów, nie odwrócono starych sojuszy ani nie zawarto nowych.

Cytować też nie było co, bo nikt nikogo nie obraził. „Nudziarstwo", podsumował reprezentatywnie jeden z obecnych dziennikarzy. A jednak na dziedzińcu Collegium Maius UJ wydarzyło się coś istotnego, z kilku powodów.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę