Czwartkowa decyzja kierownictwa Europejskiego Banku Centralnego była dla pogrążonej w kryzysie unijnej gospodarki jak otwarcie okna w dusznym pomieszczeniu. Albo zastrzyk morfiny dla przewlekle chorego. Przez chwilę polepszyło się samopoczucie, euro umocniło się wobec dolara, giełdy ruszyły w górę, w dół rentowności hiszpańskich czy włoskich obligacji. Skąd taka fala optymizmu? EBC podjął decyzję, na którą politycy czekali od wielu miesięcy – postanowił skupywać obligacje państw, których koszty długów pożerają ich budżety, przede wszystkim Hiszpanii i Włoch. Dlaczego? Bo często zdarza się, że gdy kraje te potrzebują pieniędzy i urządzają aukcje obligacji, ich oprocentowanie podbijają spekulanci, którzy chcą na długach jak najwięcej zarobić i zmuszają rządy do płacenia drakońskich odsetek od długów. Jeśli EBC będzie mógł na rynku odkupywać w nieograniczonej ilości obligacje tych krajów, dostanie do ręki ważny instrument do obniżania kosztów długów tych krajów.
Gdy na początku tego roku EBC, zakończył wcześniejszy program skupywania obligacji ich rentowności poszybowały w górę. Bank nie da pieniędzy za darmo, warunkiem udzielonej pomocy będzie obietnica reform gospodarczych, czyli przede wszystkim przedstawienie decydentom EBC wiarygodnego planu cięć i oszczędności budżetowych. EBC, co zrozumiałe, nie chce wydawać pieniędzy bez gwarancji, że pomogą one państwom uporać się z długiem publicznym, nie zaś pozwolą na dalsze bezkarne zadłużanie się.
Ale reakcja rynków to jedno. Ważne są również polityczne konsekwencje tej decyzji, którym warto poświęcić chwilę.
Teoretycznie wszyscy powinni być zadowoleni z decyzji instytucji kierowanej przez jedną z najbardziej obecnie wpływowych osób w unii czyli Mario Draghiego.
Ale nie są. Decyzję oprotestował szef Bundesbanku Jens Weidmann, który ostrzegał, że pieniądze z EBC są dla rządów jak narkotyk, który trudno będzie im później odstawić. To trafny argument, bo gdy koszty obsługi zadłużenia nie zależą od dyscypliny fiskalnej, tylko zewnętrznej interwencji, łatwo wyobrazić sobie demoralizujące skutki takiej praktyki dla rządów krajów i tak dość mało zdyscyplinowanego południa.