Tusk w butach Barroso

Nie zachwycają mnie plany wysłania lidera PO do Brukseli jako premii za wzorowe sprawowanie w Warszawie - pisze publicysta

Publikacja: 18.09.2012 19:54

Piotr Semka

Piotr Semka

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Czy Tusk ma szanse być najpoważniejszym kandydatem na nowego szefa Komisji Europejskiej? Dobrze zazwyczaj poinformowany tygodnik „Der Spiegel” doniósł niedawno, że „rosną szanse Donalda Tuska na zastąpienie José Manuela Barroso na fotelu przewodniczącego Komisji Europejskiej w 2014 roku. Jak twierdzi niemiecki tygodnik, Angela Merkel jest coraz bliższa decyzji o wysunięciu kandydatury polskiego premiera. „Urząd kanclerski szykuje się już na bankructwo Grecji i Hiszpanii oraz rychły rozpad strefy euro” - tłumaczy „Spiegel”. - „Tymczasem kolejni kandydaci na nowego szefa KE z niezrozumiałych względów odmawiają”.

Część obserwatorów niemieckiej polityki w Polsce od razu stwierdziła, że informacje na ten temat to wróżenie z fusów. Jeszcze inni się zastanawiali, czy nie jest to kontrolowany przeciek z Kanzleramtu mający wzmocnić prestiż premiera w Polsce po aferze z Amber Gold. Inni wreszcie wpadli w patriotyczną nutę i podkreślali, że fotel po Barroso to korzyść dla całej Polski i nie wolno jej „spalić” przedwczesnymi dywagacjami. Ulubiona blogerka premiera Patrycja Rudecka-Kalinowska zarzuciła nawet antypolskość tym, których wizja Donalda Tuska w Brukseli nie zachwyca.

Do wyborów szefa Komisji Europejskiej jeszcze dwa lata i wszystko może się wywrócić do góry nogami. Ale już sama możliwość wyboru obecnego polskiego premiera na szefa KE skłania do postawienia dwu istotnych pytań.

Potrzebny figurant

Czy każda nominacja dla „naszego” powinna cieszyć? Polacy są bardzo wyczuleni na to, jak jesteśmy postrzegani na Zachodzie. Przypomnijmy choćby zachwyty nad tym, jak Polskę opisywano w zachodniej prasie w czasie Euro 2012. Doskonale wiedzą to najważniejsi unijni gracze, podobnie jak Platforma Obywatelska.


Nicolas Sarkozy i Angela Merkel chcieli mieć przez kolejną kadencję słabego szefa Komisji Europejskiej, dlatego ponownie postawili na Barroso

Nic więc dziwnego, że partia Donalda Tuska z wyboru Jerzego Buzka na szefa Parlamentu Europejskiego uczyniła dowód naszej rosnącej pozycji w Unii. Potem w kampanii parlamentarnej z 2011 roku PO użyła postaci szefa europarlamentu do klipów, w których przekonywano, że tylko z wygraną Platformy Polska ma szansę zdobyć 300 miliardów złotych z nowego budżetu unijnego. Wszelkie pytania na temat tego, w jakim stopniu taka nominacja miałaby służyć polskim interesom w Unii, odrzucano jako coś niegodnego. Lekceważono przy tym obserwacje, jak bardzo przewodnictwo w europarlamencie niemieckiego chadeka Hansa-Gerta Poetteringa współgra z polityką Angeli Merkel w Europie. Być może dlatego, że w wypadku Jerzego Buzka trudno wskazać jakąś delikatną, ale ważną dla Polski sprawę, którą udało mu się załatwić. Były premier z AWS wypełnił swoją funkcję bez wpadek, ale i bez żadnych wyrazistych sukcesów. Nie wystąpił z żadną ideą, która przyciągnęłaby uwagę liderów Europy. Stanowił wręcz idealnie bezbarwne interregnum między chadekiem z Niemiec a socjaldemokratą z Niemiec.

Przypadek Buzka dobrze pokazuje, że wielcy unijni gracze potrzebują niekiedy kandydatów figurantów. Pozwala im to z jednej strony pokazywać, że przedstawiciele z nowych krajów unijnych są dopuszczani do ważnych funkcji, a z drugiej - rozdawać nagrody za dobre sprawowanie. Gdyby Platforma zamiast Jerzego Buzka wprowadziła na stanowisko szefa europarlamentu wyrazistego Jacka Saryusza-Wolskiego, zyskałaby poparcie opozycji. Tymczasem zdecydowano się na postać niekontrowersyjną, ale i całkowicie nijaką - choć osobiście sympatyczną.

Czy przypadkiem podobna rola nie jest szykowana dla Donalda Tuska?

Akt łaski

Drugie pytanie brzmi: czy na urząd szefa KE powinno się trafiać bezpośrednio po zakończeniu kadencji premiera?

Tak właśnie było w wypadku José Manuela Barroso, który urząd premiera Portugalii pełnił od 2002 roku do czerwca 2004 roku, gdy został kandydatem na szefa Komisji Europejskiej. Barroso został wybrany głównie dlatego, że był stosunkowo bezbarwny i strawny dla wszystkich najważniejszych graczy unijnych. To dlatego, gdy 1 listopada 2004 roku obejmował swoją funkcję, wyrażano obawę, że nie będzie wystarczająco silnym partnerem dla Berlina i Paryża. Obawy okazały się trafne ze szkodą dla siły Unii. Co więcej, jego ponowny wybór był już aktem łaski Nicolasa Sarkozy’ego i Angeli Merkel, którzy przez kolejną kadencję chcieli mieć słabego szefa komisji.

Teraz stoimy wobec wizji oddania fotela po Barroso Donaldowi Tuskowi. Politykowi, który bywa bardzo brutalny wobec krajowej opozycji, ale na europejskich szczytach nie jest specjalnie wyrazisty.

Wróćmy jednak do pytania, czy na fotel szefa komisji powinno się trafiać z funkcji szefa rządu? Ta praktyka zawsze będzie budzić podejrzenia, że premier, który wie, iż ma szansę na wybór, może wykazywać się większą spolegliwością wobec największych unijnych graczy niż ktoś, kto widoków na euroawans nie ma.

Wzorowy uczeń

Tymczasem w wypadku historii relacji Donald Tusk - Angela Merkel można mówić o statusie wzorowego ucznia w europejskiej szkółce. Już w kampanii 2007 roku Angela Merkel odwiedziła Tuska i pozwoliła, aby ten w jej imieniu zadeklarował, iż dyplomaci lecący z Berlina do Moskwy będą robić przystanek w Warszawie. Było to, rzecz jasna, pobożne życzenie, ale poparcie dla PO w Niemczech rzeczywiście było duże. Tamtejsi politycy bardzo chcieli, by rządy Kaczyńskich przeszły jak najszybciej do historii. Tusk miał unormować relacje między Berlinem a Warszawą. I rzeczywiście szybko wygasił polskie spory z Niemcami. W zamian od pięciu lat Angela Merkel wychwala lidera PO. Wizerunek wzorowego ucznia mąci jedynie jego ociąganie się z wejściem do strefy euro.

Angela Merkel nie szczędzi jednak koledze z Warszawy kolejnych honorów - udział w uczcie św. Macieja w hamburskim ratuszu w lutym 2008, nagroda Karola Wielkiego w 2010 r. z osobistą laudacją pani kanclerz czy nagroda Walthera Rathenaua w tym roku. Wszystko to sprawia wrażenie, że premier Tusk świadomie i z premedytacją jest obsypywany zaszczytami i kreowany na wzór dla innych liderów Europy Środkowej.

W zamian niemiecka kanclerz może liczyć na lojalność polskiego premiera. Gdy ogłosiła, że poprze w wyborach prezydenckich we Francji Nicolasa Sarkozy’ego, Donald Tusk uchylił się od przyjęcia w Warszawie Francois Hollande’a. Czy na pewno obecny gospodarz Pałacu Elizejskiego to zapomniał? A co z Brytyjczykami? Dotąd Tusk jakoś nie zabierał głosu na temat pogłębiających się różnic między strefą euro a Wielką Brytanią. Jako szef komisji musiałby raczej mieć na ten temat własne zdanie i umieć dogadywać się z Brytyjczykami. Czy byłby do tego zdolny?

Cała miłość dla Platformy

Spyta ktoś: a czy to źle, że ktoś uznaje zalety polskiego premiera? Tak, źle, gdy ilość honorowych laudacji przewyższa ilość merytorycznych spotkań, na których omawia się konkretne problemy.

Trudno się też dziwić sceptycyzmowi polskiej opozycji, skoro premier nie ma zamiaru konsultować z nią swojej polityki zagranicznej lub gdy o poparciu dla idei głębszej federacji unijnej dowiaduje się ona z mediów relacjonujących zagraniczne występy szefa dyplomacji.

Politycy opozycji - nawet nie PiS, lecz SLD czy nawet Ruchu Palikota - skarżą się, że cała miłość Berlina idzie na konto Platformy i Donalda Tuska osobiście. Czy zwieńczenie kariery krajowej funkcją w Unii, do czego potrzebna jest akceptacja Berlina, to naprawdę zdrowa sytuacja?

Już słabość pozycji José Barroso, ale także prezydenta Unii Hermana Van Rompuya, wzmacnia argumenty wysuwane przez tych, którzy narzekają na fasadowość najważniejszych stanowisk unijnych. Jeśli Paryż i Berlin chcą odrzucić podejrzenia o dominację w Europie, powinny raczej postarać się o kandydata na szefa Komisji Europejskiej spośród polityków, którzy obecnie nie sprawują władzy. Powinni pomyśleć o osobowości, która będzie miała własny prestiż.

Wolę bowiem Unię Europejską ze zrównoważonymi ośrodkami władzy niż naiwną radość z tego, że „nasz” polityk jest w centrum unijnej władzy i, być może, pomoże nam załatwić dodatkowe miliony euro. Dlatego nie zachwycają mnie rachuby na wysyłkę lidera PO do Brukseli jako premii za wzorowe sprawowanie w Warszawie.

Autor jest publicystą „Uważam Rze”

Czy Tusk ma szanse być najpoważniejszym kandydatem na nowego szefa Komisji Europejskiej? Dobrze zazwyczaj poinformowany tygodnik „Der Spiegel” doniósł niedawno, że „rosną szanse Donalda Tuska na zastąpienie José Manuela Barroso na fotelu przewodniczącego Komisji Europejskiej w 2014 roku. Jak twierdzi niemiecki tygodnik, Angela Merkel jest coraz bliższa decyzji o wysunięciu kandydatury polskiego premiera. „Urząd kanclerski szykuje się już na bankructwo Grecji i Hiszpanii oraz rychły rozpad strefy euro” - tłumaczy „Spiegel”. - „Tymczasem kolejni kandydaci na nowego szefa KE z niezrozumiałych względów odmawiają”.

Pozostało 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?