W imię dzietności

Chodzi o to, by kobiety nie znalazły się w sytuacji, w której otrzymają długi urlop macierzyński, ale zapłacą za to cenę na rynku pracy - pisze publicysta „Rzeczpospolitej”

Aktualizacja: 16.10.2012 19:02 Publikacja: 16.10.2012 18:52

Bartosz Marczuk

Bartosz Marczuk

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Dłuższy urlop macierzyński i rozbudowana opieka nad dziećmi nie są wystarczającą receptą na nasze problemy demograficzne. Jest to jednak krok w dobrym kierunku. Budowanie systemu, w którym rodzice będą mieli zapewnione realne wsparcie w sprawowaniu opieki nad dzieckiem to likwidacja jednej z ważnych barier, które zniechęcają młodych Polaków do posiadania potomstwa. Obecnie przedszkola są wciąż dla wielu rodzin niedostępne, opłata za opiekę dzieci wciąż idzie w górę. Taki system jest też inwestycją w „jakość" dzieci. Najmłodsi, którzy chodzą do przedszkola, lepiej radzą sobie na przykład na kolejnych etapach edukacji.

Problem polega na tym, że wydłużając urlopy dla rodziców, musimy unikać sytuacji, w której kobiety znajdą się na cenzurowanym u pracodawców jako osoby znikające z firmy na bardzo długi okres. Może to zaszkodzić zarówno im, jak i wskaźnikowi dzietności.

Drugim problemem, który już sygnalizują samorządy, jest zapewnienie finansowania przedszkoli przez rząd, przy równoczesnym uelastycznieniu zarządzania tymi placówkami. Ministerstwo Edukacji Narodowej powtarza, że opieka nad dziećmi od trzech do pięciu lat ma być tania i powszechna. Tyle że samorządowcy wskazują, iż propozycja rządu bardziej oparta jest na dobrych intencjach niż na realnych i policzonych do końca założeniach.

Mniej w ciąży

Urlop macierzyński zostanie wydłużony do roku - zapowiedział w piątkowym drugim expose premier Donald Tusk. Ta propozycja jest wzorowana m.in. na doświadczeniach krajów północnej Europy - Szwecji czy Estonii.

W pierwszym z tych krajów urlop przysługuje nawet dłużej, niż zakłada plan Tuska - przez rok i cztery miesiące. Co ciekawe, każdy z rodziców musi wykorzystać przynajmniej dwa miesiące opieki nad dzieckiem, inaczej prawo do części płatnego wolnego przepada. Ma to zachęcać do korzystania z tego uprawnienia także ojców dzieci. Urlop nie musi też zostać wykorzystany w całości od razu. Można z niego skorzystać aż do ósmego roku życia dziecka, w zależności od potrzeb. W Estonii od kliku zaledwie lat także funkcjonuje długi urlop rodzicielski. Przysługuje matce lub ojcu aż przez 435 dni. Także tu może być wykorzystany w całości lub częściach, choć nieco przez krótszy czas - do momentu, w którym dziecko ukończy trzy lata. Urlop ten jest hojnie opłacany. Rodzic dostaje pełne zarobki wyliczane z ostatniego roku - nie mniej niż pensja minimalna, choć nie więcej niż trzy średnie płace.

Te przykłady wskazują, w którą stronę powinien zmierzać nasz rząd, wprowadzając roczny urlop. Chodzi o to, by nie wpędzić kobiet w pułapkę dyskryminującego przywileju, czyli sytuacji, w której otrzymają one uprawnienie z tytułu rodzicielstwa, ale zapłacą za to cenę na rynku pracy.

Rząd powinien zatem przede wszystkim wprowadzić maksymalną elastyczność w wykorzystywaniu tego urlopu. Chodzi tu głównie o możliwość jego dzielenia, czyli wykorzystania w ratach. Ma to także zaletę z punktu widzenia postrzegania rodzica przez pracodawcę. Wie on, że matka nie musi znikać z firmy na co najmniej rok w związku z urodzeniem dziecka.

Drugą zasadniczą kwestią jest możliwość łączenia urlopu rodzicielskiego z pracą. Jeśli ktoś chce na przykład po szóstym miesiącu sprawowania opieki wrócić na pół etatu do pracy, nie powinien mieć z tym problemu. Co więcej, zasiłek z ZUS powinien być mu dalej wypłacany, oczywiście proporcjonalnie do czasu pozostawania z dzieckiem w domu.

Powinny też pojawić się zachęty dla ojców, by i oni korzystali z urlopu rodzicielskiego. Można rozważyć nawet rozwiązanie szwedzkie - płatne wolne jest skracane, jeśli nie skorzystają z niego oboje rodzice.

Zdjęcie z kobiet odium osób „znikających na lata z pracy" wymaga też rozważenia sposobu wykorzystywania przez nie zwolnień lekarskich w okresie ciąży. Nie może być tak, że standardem jest długotrwała nieobecność w pracy wynikająca wyłącznie z tego faktu. Pracodawcy, jeśli policzą sześć-osiem miesięcy zwolnienia przed porodem, roczny urlop macierzyński oraz prawo do wykorzystania po nim urlopu wypoczynkowego (zwykle kumulowanego przez kobiety w poprzedzającym zajście w ciążę terminie) będą przerażeni wizją zatrudnienia młodej kobiety. Dlatego rząd powinien obniżyć zasiłek chorobowy za okres ciąży do standardowej wysokości, to jest 80 proc. pensji. Obecnie jest to 100 proc., nie ma więc żadnego bodźca ekonomicznego, by nie korzystać ze zwolnienia, a przyzwolenie społeczne i w środowisku lekarzy na „chorą ciężarną" jest tak duże, iż nie ma praktycznie szansy, aby to zjawisko ograniczyć. Ponadto z kodeksu pracy powinien zniknąć przepis nakazujący pracodawcy udzielić urlopu wypoczynkowego po urlopie macierzyńskim. Jeśli wydłużamy płatne wolne, to nie ma powodu do kumulowania urlopu.

Rząd powinien też rozważyć skrócenie urlopu wychowawczego. Także po to, by nie dyskryminować kobiet na rynku pracy.

Przedszkola poza Kartą

Przy okazji upowszechniania opieki przedszkolnej rząd powinien wprowadzić zmiany systemowe. Zakładana przez niego reforma nie uda się, jeśli gminy nie otrzymają realnego wsparcia finansowego, by zwiększyć liczbę miejsc w przedszkolach i obniżyć opłaty dla rodziców.

Ale zmian wymagają także godziny pracy przedszkoli. Obecny system funkcjonowania publicznych placówek często jest całkowicie oderwany od zmian, jakie zaszły w naszym życiu. Przedszkola, nawet te na peryferiach dużych miast, są zamykane o godzinie 17. To nonsens, bo często rodzice zaczynają pracę ok. 9 rano i nie mają możliwości odebrania dzieci tak wcześnie.

Rząd powinien także znieść w przedszkolach przepisy Karty nauczyciela. Obecna sytuacja powoduje, że gminy ponoszą wysokie, najczęściej nieuzasadnione, koszty ich utrzymania, mimo że nie dostają na to pieniędzy z budżetu. Likwidacja Karty dałaby im prawo do elastyczniejszego zarządzania podległymi im placówkami. Chodzi tu np. o godziny pracy personelu czy wynagrodzenia.

Premier wykonał pierwszy krok. Teraz czas na kolejne. Nikogo nie trzeba już przekonywać, że jedną z podstawowych barier rozwoju Polski jest dramatycznie pogarszająca się sytuacja demograficzna.

Dłuższy urlop macierzyński i rozbudowana opieka nad dziećmi nie są wystarczającą receptą na nasze problemy demograficzne. Jest to jednak krok w dobrym kierunku. Budowanie systemu, w którym rodzice będą mieli zapewnione realne wsparcie w sprawowaniu opieki nad dzieckiem to likwidacja jednej z ważnych barier, które zniechęcają młodych Polaków do posiadania potomstwa. Obecnie przedszkola są wciąż dla wielu rodzin niedostępne, opłata za opiekę dzieci wciąż idzie w górę. Taki system jest też inwestycją w „jakość" dzieci. Najmłodsi, którzy chodzą do przedszkola, lepiej radzą sobie na przykład na kolejnych etapach edukacji.

Pozostało 90% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?