Donald Tusk zamierza uregulować kwestię zapłodnienia in vitro rozporządzeniem, bez przegłosowywania czegokolwiek w Sejmie. Wcześniej z dnia na dzień zerwał negocjacje z episkopatem w sprawie likwidacji Funduszu Kościelnego. Na dodatek wszystkim tym dość gwałtownym działaniom towarzyszą opinie wielu publicystów, że premier „traktuje episkopat, tak samo jak episkopat traktuje Platformę". Teza o winach Kościoła wobec Donalda Tuska jest uważana za tak oczywistą, że nie jest nawet uzasadniania. Czy w zachowaniu premiera i biskupów na pewno jest symetria?
Sumienie posła
W zeszłym tygodniu premier Tusk zapowiedział, że jeśli dyskusja dotycząca in vitro będzie w parlamencie blokowana, to „zdecydujemy się na szybką ścieżkę administracyjną". „Niewykluczone, że podejmiemy tę niewymagającą zgody parlamentu procedurę na mocy rozporządzenia" – podkreślił. W tym tygodniu mówi już o specjalnym programie Ministerstwa Zdrowia.
Trudno zinterpretować to inaczej niż jako lęk przed własnym klubem. Donald Tusk obawia się powtórki sprzeciwu tych posłów PO, którzy wbrew sugestiom szefa Klubu Platformy Rafała Grupińskiego zagłosowali za objęciem ochroną prawną dzieci skazywanych na aborcję z racji wad genetycznych. Po zapowiedzianych przez Tuska „męskich rozmowach" z posłami – John Godson i paru innych posłów wyraziło samokrytykę. Ale już Jacek Żalek i Roman Kosecki oznajmili, że nikt nie będzie im mówił, jak mają głosować w takich sprawach.
To właśnie w obronie tych posłów powstało oświadczenie prezydium episkopatu Polski wyrażające „wdzięczność wszystkim, którzy bronili i będą bronić życia od poczęcia do naturalnej śmierci". Biskupi przypomnieli, że „Kościół nie stanowi prawa w Polsce, ale domaga się pełnego poszanowania wolności sumienia parlamentarzystów w głosowaniach".
Czy taki głos był potrzebny? Odpowiedź daje niedawny felieton Marcina Króla w tygodniku „Wprost". „Poseł jako poseł nie ma sumienia i kierować się nim wobec tego mu nie wolno – pisze znany filozof . – Poseł przecież nie został wybrany jako przedstawiciel swojego sumienia, lecz jako przedstawiciel społeczeństwa, narodu i w dalszej kolejności swoich lojalnych wyborców i swojego ugrupowania". I dalej: „nie głosowałem na sumienia posłów od Godsona po Gowina, lecz na ich poglądy i liczyłem na to, że będą mnie reprezentowali".