Doświadczenie krajów, którym się udało poprawić swoją sytuację demograficzną, pokazuje, że niezbędnym warunkiem powodzenia w tym zakresie jest przeznaczenie na politykę prorodzinną znacznie większych środków niż obecnie przeznacza się w Polsce. W budżecie naszego państwa pieniędzy brakuje, a zasoby, którymi dysponujemy, są ograniczone. Musimy je zatem wykorzystać maksymalnie efektywnie.
Jak to zrobić? Odpowiedź jest prostsza, niż mogłoby się wydawać. Kto powinien decydować, na co przeznaczyć kierowane do rodzin środki, by zaspokoić najważniejsze potrzeby? Nikt nie zrobi tego lepiej niż sama rodzina. Potrzebna jest zatem zasadnicza zmiana podejścia do polityki prorodzinnej. Zamiast przyznawać dopłaty do zakupu pewnych wybranych usług czy produktów, przekażmy te pieniądze bezpośrednio do zainteresowanych, czyli rodzin. Niech one zdecydują, co w danej chwili jest im najbardziej potrzebne.
Czynniki ekonomiczne
Niski wskaźnik urodzeń w Polsce oznacza, że za 30 lat pokolenie dzieci będzie o jedną trzecią mniejsze niż pokolenie rodziców, a za 60 lat pokolenie wnuków będzie stanowiło mniej niż połowę pokolenia dziadków.
Konsekwencje tego zjawiska to m.in.: spadek liczby ludności; szybkie starzenie się społeczeństwa, przewaga osób w wieku emerytalnym w stosunku do osób pracujących, bankructwo systemów emerytalnych (niewiele zmieni tutaj dalsze wydłużanie wieku emerytalnego), spadek PKB ze względu na coraz mniejszą liczbę zarówno konsumentów, jak i producentów, konieczność otwarcia się na coraz większą liczbę imigrantów (negatywne konsekwencje tego widzimy w wielu krajach Europy Zachodniej) itd.
Można wymieniać dalej, ale chyba wystarczy, by określić skutki obecnych tendencji jako „demograficzną katastrofę”. O powadze sytuacji świadczy chociażby fakt, że nawet rządząca Polską partia, z której jeszcze parę miesięcy temu płynęły sygnały, że rodziny z dziećmi to jedynie koszt dla budżetu, zaczyna problem dostrzegać, co znalazło swój wyraz chociażby w tak zwanym drugim expose premiera Tuska.