Cichy, ciepły, pokorny

Tej decyzji nikt się nie spodziewał. Wielki Pasterz Kościoła, gigant teologii pokazał też, jak bardzo jest zwyczajnym człowiekiem, który potrafi złożyć urząd, gdy uzna, że nie ma już sił, by go sprawować.

Publikacja: 11.02.2013 23:41

Tomasz P. Terlikowski

Tomasz P. Terlikowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Pontyfikat Benedykta XVI może być sprowadzany do wielkiej teologii, ogromnego szacunku dla liturgii i zrozumienia jej roli w życiu Kościoła czy do prób oczyszczenia Kościoła po serii skandali seksualnych, które zniszczyły zaufanie do instytucji w Stanach Zjednoczonych czy Irlandii. Nie sposób jednak nie spojrzeć na ten pontyfikat także od strony bardzo ludzkiej, z perspektywy osobistej drogi do świętości, jaką prowadził i nadal prowadzi Josepha Ratzingera i Benedykta XVI Jezus Chrystus. I dopiero kiedy spogląda się z tej perspektywy, widać całą wielkość tej postaci. Nie tylko jako teologa czy pasterza, ale przede wszystkim jako człowieka.

Joseph Ratzinger często był przedstawiany jako „pancerny kardynał", człowiek bez wątpliwości, niewahający się przywoływać do porządku niepokornych teologów, twardy jak skała strażnik doktryny. On sam nigdy jednak taki nie był. Ludzie, którzy go znają, potwierdzają, że zawsze był pokornym, cichym, ciepłym człowiekiem, który jednak niezmiernie poważnie traktował powołania, jakie stawiał przed nim Kościół.

Gdy był teologiem, służył Kościołowi jako subtelny myśliciel. Gdy został prefektem Kongregacji Nauki Wiary, zajął się służbą czystości przekazu Ewangelii i robił to z niezwykłym oddaniem, a gdy Pan postawił go na czele Kościoła, również tę rolę przyjął z pokorą i podporządkowaniem, a także z zaufaniem w siły Pana, a nie swoje własne.

Może najmocniejszy przykład tego braku zaufania we własne siły można znaleźć w jednym z pierwszych kazań papieskich Benedykta XVI. – Módlcie się za mnie, żebym nie bał się wilków, które przychodzą do owczarni Chrystusowej – mówił wtedy papież, wyraźnie wskazując na to, że ludzkiej słabości, ludzkim lękom mogą zaradzić jedynie modlitwa i łaska od Boga. I taki był przez cały czas swojego pontyfikatu. Zasłuchany w to, co powinien zrobić, lekceważący własne pragnienia i troszczący się wyłącznie o dobro Kościoła.

Benedykt XVI przywrócił wszystkie prawa starej liturgii i wyznaczył nowe perspektywy ruchu ekumenicznego

Decyzja o rezygnacji z tronu papieskiego i przywołane tam uzasadnienie oparte jest na tym samym rozeznaniu ludzkiej słabości, którego ślady widać u początków pontyfikatu. – Rozważywszy po wielokroć rzecz w sumieniu przed Bogiem, zyskałem pewność, że z powodu podeszłego wieku moje siły nie są już wystarczające, aby w sposób należyty sprawować posługę Piotrową. Jestem w pełni świadom, że ta posługa w jej duchowej istocie powinna być spełniana nie tylko przez czyny i słowa, ale w nie mniejszym stopniu także przez cierpienie i modlitwę. Niemniej jednak, aby kierować łodzią św. Piotra i głosić Ewangelię w dzisiejszym świecie, podlegającym szybkim przemianom i wzburzanym przez kwestie o wielkim znaczeniu dla życia wiary, niezbędna jest siła zarówno ciała, jak i ducha, która w ostatnich miesiącach osłabła we mnie na tyle, że muszę uznać moją niezdolność do dobrego wykonywania powierzonej mi posługi – powiedział Benedykt XVI do kardynałów.

I choć można się zastanawiać, jakie wyzwania sprawiają, że w obecnym stanie papież nie jest zdolny do pełnienia posługi papieskiej, to jednocześnie trudno nie docenić odwagi pójścia pod prąd, także własnemu myśleniu teologicznemu, i pokornej zgody na uznania, że nie jest się już w stanie pełnić pewnej posługi.

Abdykacja – i to też trzeba sobie niezwykle uświadomić – sprawia, że ten pontyfikat w całej jego wielkości i teologicznej głębi może być postrzegany – do pewnego stopnia – z jej perspektywy. A byłoby to głęboko niesprawiedliwe.

Niezależnie bowiem od ludzkiego wymiaru posługiwania Benedykt XVI jest przede wszystkim papieżem, który przywrócił wszystkie prawa starej liturgii, wyznaczył nowe perspektywy ruchu ekumenicznego (choćby powołując ordynariat dla byłych anglikanów) czy wreszcie opracował hermeneutykę ciągłości Soboru Watykańskiego II. Wszystkie te rzeczy pokazują, z jak wielkim papieżem mieliśmy do czynienia.

Autor jest redaktorem naczelnym portalu i kwartalnika „Fronda" oraz adiunktem w WSIZiA w Warszawie

Pontyfikat Benedykta XVI może być sprowadzany do wielkiej teologii, ogromnego szacunku dla liturgii i zrozumienia jej roli w życiu Kościoła czy do prób oczyszczenia Kościoła po serii skandali seksualnych, które zniszczyły zaufanie do instytucji w Stanach Zjednoczonych czy Irlandii. Nie sposób jednak nie spojrzeć na ten pontyfikat także od strony bardzo ludzkiej, z perspektywy osobistej drogi do świętości, jaką prowadził i nadal prowadzi Josepha Ratzingera i Benedykta XVI Jezus Chrystus. I dopiero kiedy spogląda się z tej perspektywy, widać całą wielkość tej postaci. Nie tylko jako teologa czy pasterza, ale przede wszystkim jako człowieka.

Pozostało 85% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?