W Rumunii rozpoczęła się budowa amerykańskiego systemu obrony przeciwrakietowej, w 2018 r. podobne instalacje staną w Polsce. Wbrew protestom Rosji Amerykanie tworzą tarczę broniącą Europę przed rakietami balistycznymi, a jeśli będą konsekwentni i dotrzymają terminów, zmieni ona geopolitykę bezpieczeństwa w naszej części kontynentu. Polska zaś stanie się jej największym beneficjentem.
Zanim jednak do tego dojdzie, czekają nas napięcia w relacjach z Moskwą. O ile ostatecznie może się ona jeszcze zgodzić na amerykańskie instalacje w Rumunii, o tyle w Polsce – już nie. Tarcza made in USA w połączeniu z rodzimą tarczą promowaną przez prezydenta Bronisława Komorowskiego osłabi bowiem rosyjskie możliwości ataku powietrznego, a zatem naruszy równowagę militarną. Tego zaś prezydent Władimir Putin albo jego następca nie puszczą nam płazem.
Strącić wrogie rakiety
Rosjanie mają swoje racje, ale to ich problem, nie nasz. Ani amerykańska, ani polska tarcza nie obroni nikogo przed salwą nuklearnych rakiet balistycznych, której można by się spodziewać w wypadku wybuchu wojny na pełną skalę pomiędzy Rosją a NATO. Nie narusza zatem atomowej równowagi sił, ale taki konflikt jest bardzo mało prawdopodobny. Co innego w wypadku pojedynczych rakiet, zarówno irańskich, jak i... rosyjskich, te już mogą być skutecznie strącane.
Nie jest to zagrożenie czysto hipotetyczne: w „Białej Księdze Bezpieczeństwa Narodowego RP" przygotowanej przez BBN punktowe uderzenia są poważnie brane pod uwagę jako środek wymuszania korzystnych dla przeciwnika decyzji politycznych. Ponadto zarówno podczas tegorocznych, jak i poprzednich manewrów sił zbrojnych Rosji i Białorusi „Zapad" ćwiczono atak pojedynczymi rakietami na wrogie terytorium, a konkretnie na rubież nad dużą środkowoeuropejską rzeką. Zgadnijcie państwo, o jaką rzekę i jaką rubież chodzi?
Tarcza zablokuje, a przynajmniej poważnie ograniczy takie możliwości, co musi być w Rosji odczytane jako spętanie jej swobody manewru. Stąd też wrogi stosunek do niej, a nawet groźby militarnych retorsji, czyli rozmieszczenia w obwodzie kaliningradzkim i na Białorusi nowoczesnych rakiet manewrujących Iskander. Taki ruch niewątpliwie pogorszyłby bezpieczeństwo Polski, ale gdyby nawet rzeczywiście do tego doszło, tarcza i tak będzie dla nas korzystna. W przyszłości w razie jakiegokolwiek napięcia Kreml mógłby wszak wysłać iskandry do Kaliningradu, Warszawa zaś nie miałaby żadnej możliwości przeciwdziałania, a po instalacji amerykańskiego systemu jest przynajmniej szansa – choć nie pewność – że w razie odpalenia rakiet uda się je strącić.