Całkowicie prywatne PGNiG? Polska Grupa Energetyczna w rękach zagranicznego inwestora? KGHM, w którym decydujący głos mają inni akcjonariusze niż ci związani ze Skarbem Państwa? Prywatny Orlen, prywatny Lotos, PZU, PKO BP poza kontrolą rządu...
Dzisiaj wydaje się to całkowicie niemożliwe. Przypomnę tylko, że jeszcze jakąś dekadę temu powyższe scenariusze miały potencjał realności. Może nie w odniesieniu do wszystkich wymienionych firm, ale poważnie rozważano oddawanie, oczywiście za solidną kasę, naszych narodowych czempionów w prywatne ręce.
Przez te wszystkie lata, w cieniu kryzysu i w cieniu choćby dyskusji o OFE, nastąpiła radykalna zmiana sytuacji w odniesieniu do państwowych czy też quasi-państwowych spółek. Jeżeli mówimy o prywatyzacji, to tylko do momentu, kiedy supremacja skarbu i tak nie będzie zagrożona. Jeżeli mówimy o niezależności menedżmentu tych firm, to mówimy o sferze fikcji. Jeżeli mówimy o próbach odpolityzowania rad nadzorczych tychże spółek, to mówimy o całkiem poważnie zapoczątkowanym procesie, który spełzł na niczym.
I wygląda na to, że w przewidywalnej przyszłości nic się tutaj nie zmieni.
Trójca ZWR
Można oczywiście dyskutować nad wpływem doświadczeń lat kryzysu na podejście do prywatyzacji, i to nie tylko w Polsce. Nie ma co udawać, że tutaj nic się nie zmieniło. Ale trzeba też odpowiedzieć na cały szereg pytań dotyczących sposobu funkcjonowania quasi-państwowych spółek. Z pytaniem naczelnym, brzmiącym doskonale naiwnie, ale w swojej istocie strategicznym: a czym to owe firmy mają się tak właściwie zajmować?