Schizofrenia narodowych czempionów

Czy powinniśmy pogodzić się z tym, że w Polsce będzie kilkanaście potężnych firm, które nigdy nie będą się kierowały zasadami czysto biznesowymi? – rozważa publicysta „Rzeczpospolitej”.

Publikacja: 05.02.2014 02:00

Marcin Piasecki

Marcin Piasecki

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompała

Całkowicie prywatne PGNiG? Polska Grupa Energetyczna w rękach zagranicznego inwestora? KGHM, w którym decydujący głos mają inni akcjonariusze niż ci związani ze Skarbem Państwa? Prywatny Orlen, prywatny Lotos, PZU, PKO BP poza kontrolą rządu...

Dzisiaj wydaje się to całkowicie niemożliwe. Przypomnę tylko, że jeszcze jakąś dekadę temu powyższe scenariusze miały potencjał realności. Może nie w odniesieniu do wszystkich wymienionych firm, ale poważnie rozważano oddawanie, oczywiście za solidną kasę, naszych narodowych czempionów w prywatne ręce.

Przez te wszystkie lata, w cieniu kryzysu i w cieniu choćby dyskusji o OFE, nastąpiła radykalna zmiana sytuacji w odniesieniu do państwowych czy też quasi-państwowych spółek. Jeżeli mówimy o prywatyzacji, to tylko do momentu, kiedy supremacja skarbu i tak nie będzie zagrożona. Jeżeli mówimy o niezależności menedżmentu tych firm, to mówimy o sferze fikcji. Jeżeli mówimy o próbach odpolityzowania rad nadzorczych tychże spółek, to mówimy o całkiem poważnie zapoczątkowanym procesie, który spełzł na niczym.

I wygląda na to, że w przewidywalnej przyszłości nic się tutaj nie zmieni.

Trójca ZWR

Można oczywiście dyskutować nad wpływem doświadczeń lat kryzysu na podejście do prywatyzacji, i to nie tylko w Polsce. Nie ma co udawać, że tutaj nic się nie zmieniło. Ale trzeba też odpowiedzieć na cały szereg pytań dotyczących sposobu funkcjonowania quasi-państwowych spółek. Z pytaniem naczelnym, brzmiącym doskonale naiwnie, ale w swojej istocie strategicznym: a czym to owe firmy mają się tak właściwie zajmować?

Odpowiedź na dzisiaj brzmi: wszystkim. I można to wyczytać zarówno z wypowiedzi Donalda Tuska, jak i ministra skarbu Włodzimierza Karpińskiego. Zresztą podobnie sprawę traktuje PSL i opozycja.

To „wszystkim" można określić jako zasadę ZWR: zarabiać, wypłacać, realizować. Zarabiać, bo to przecież spółki jak najbardziej komercyjne, muszą wykazać się jak najlepszymi wynikami finansowymi. Wypłacać, bo przynajmniej w teorii pochodną zysku powinna być wypłata dywidendy, której lwią część w tym przypadku przejmuje Skarb Państwa. Wreszcie realizować coś, co tak często określa się jako strategiczne cele państwa, chociażby kwestie jego bezpieczeństwa pod najróżniejszymi względami.

O ile dwa pierwsze cele z trójcy ZWR daje się w większości przypadków pogodzić, to prawdziwy problem pojawia się w momencie dokooptowania do literek Z i W literki trzeciej, czyli R jak realizacja. W tym momencie wypada dla ilustracji przywołać nieco już oklepany, ale dosadny przykład wspomnianej Polskiej Grupy Energetycznej, której poprzedni zarząd nie chciał angażować się w niezwykle kosztowną rozbudowę elektrowni w Opolu. Argumenty ekonomiczne musiały ustąpić pola argumentom z zakresu bezpieczeństwa energetycznego i troski o dobro lokalnej społeczności, tudzież całej Opolszczyzny. Wygrał silniejszy. PGE ma już nowy zarząd.

Czy mamy do czynienia z karygodnym naciskiem polityków na biznes? Owszem, zwłaszcza gdy ciągle będziemy udawać, że mamy do czynienia z normalnymi, komercyjnymi spółkami, których podstawowym zadaniem jest zarabianie pieniędzy i pomnażanie wartości dla akcjonariuszy. Tak przecież nie jest. Dominujący właściciel, czyli Skarb Państwa, czyli rząd, przeforsuje w nich to wszystko, co uzna za korzystne. Dla siebie, a niekoniecznie dla spółki. I dla zdobywania politycznych punktów, a nie śrubowania bilansów tych firm.

Zdefiniować cele

Może najwyższy czas, żeby powiedzieć to w sposób otwarty, a nie bawić się z akcjonariuszami czy opinią publiczną w kotka i myszkę.

Cztery lata temu w radzie gospodarczej przy premierze kierowanej przez Jana Krzysztofa Bieleckiego został opracowany projekt mechanizmu wybierania członków rad nadzorczych firm pozostających pod kontrolą Skarbu Państwa.

Pomysł, przerobiony na projekty ustaw, utknął zresztą w Sejmie. Dokumentom towarzyszył wykaz dwudziestu firm, których mechanizm miał dotyczyć. To była jedna z prób zdefiniowania owych strategicznych spółek Skarbu Państwa. Bez żadnych zresztą niespodzianek – na liście dominował sektor energetyczny, paliwowy i surowcowy.

Może trzeba do tego rodzaju listy wrócić i dać sobie spokój ze złudzeniami o czysto komercyjnym charakterze tych spółek? Pogódźmy się wreszcie z tym, że w naszym kraju będzie istniało kilkanaście czy dwadzieścia kilka firm, które nigdy nie staną się czysto prywatne i nigdy nie będą się kierowały zasadami czysto biznesowymi.

Po prostu w dającej się wyobrazić przyszłości nie znajdzie się nikt odważny, kto podejmie decyzję o ich sprzedaży. Mam wrażenie – choć piszę to z drżeniem serca – że tego rodzaju wyklarowanie sytuacji byłoby również na rękę grupie szczególnie wrażliwej, czyli akcjonariuszom mniejszościowym.

Tylko że – co w całym tym procesie może okazać się najtrudniejsze – państwo w sposób otwarty musiałoby zdefiniować swoje cele dotyczące poszczególnych spółek. Jeżeli nie byłyby to cele rozkładające cały biznes na łopatki, a nie sądzę, żeby państwo chciało doprowadzać do bankructwa swoje perły w koronie, akcjonariusze mieliby przynajmniej czytelne zasady gry. A to zawsze jest lepsze od braku pewności i nieprzyjemnych niespodzianek, które większościowy właściciel potrafił w przeszłości sprawić swoim partnerom.

Taka sytuacja stwarzałaby wreszcie szanse na oczyszczenie atmosfery wokół kadry menedżerskiej w tych firmach. Czasami aż żal patrzeć na to miotanie się prezesów wraz z zarządami. Właściwie są w stanie podpaść w każdej sytuacji. Spółka zarabia porządne pieniądze – niedobrze, bo nie realizuje strategicznych celów państwa. Jeżeli z kolei je realizuje, istnieje ryzyko, że wyniki finansowe nie są takie, jakie być powinny. Kółko się zamyka i najlepiej w takiej sytuacji nie robić nic. Historia biznesu w spółkach Skarbu Państwa zna zresztą takie przykłady.

Czas na decyzję

Powtarzam: dojście do ładu z państwowymi spółkami jest skrajnie trudne. Czy w ogóle możliwe jest jakiekolwiek wyważenie zależności czy też proporcji między pieniędzmi, jakie zarabiają i realizowaniem polityki państwa? Z drugiej strony utrzymywanie dotychczasowej fikcji nie służy ani samym spółkom, ani skutecznej realizacji celów dotyczących chociażby wspomnianego bezpieczeństwa energetycznego. Na coś się trzeba zdecydować. Chyba że znów dojdziemy do wniosku, że jakoś to będzie.

Całkowicie prywatne PGNiG? Polska Grupa Energetyczna w rękach zagranicznego inwestora? KGHM, w którym decydujący głos mają inni akcjonariusze niż ci związani ze Skarbem Państwa? Prywatny Orlen, prywatny Lotos, PZU, PKO BP poza kontrolą rządu...

Dzisiaj wydaje się to całkowicie niemożliwe. Przypomnę tylko, że jeszcze jakąś dekadę temu powyższe scenariusze miały potencjał realności. Może nie w odniesieniu do wszystkich wymienionych firm, ale poważnie rozważano oddawanie, oczywiście za solidną kasę, naszych narodowych czempionów w prywatne ręce.

Pozostało 92% artykułu
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?
Opinie polityczno - społeczne
Artur Bartkiewicz: Sondaże pokazują, że Karol Nawrocki wie, co robi, nosząc lodówkę
Opinie polityczno - społeczne
Rząd Donalda Tuska może być słusznie krytykowany za tempo i zakres rozliczeń
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Katedrą Notre Dame w Kreml