Jakież było nasze zdziwione miłe zaskoczenie, gdy – dosłownie po tygodniu – jęły z zagranicy przychodzić poważne gratulacje i życzenia: a to od państwa Nancy i Ronalda Reaganów (z ich zdjęciem i odręcznym podpisem), a to od królowej Elżbiety II (rzecz jasna, „lady in waiting"), a to z innych kancelarii i dworów (stary książę Franz Josef II von Liechtenstein przysłał nawet osobisty telegram!). Wszystkie te liściki do dziś starannie przechowuję w rodzinnym archiwum jako osobliwą pamiątkę, ale i jako namacalne świadectwo tamtejszych dobrych obyczajów: szary człowiek pisze, sławny prezydent odpowiada (oczywiście ósmy pomocnik piątego prezydenckiego sekretarza).
Dlaczego o tym mówię? Ano – ni z gruchy, ni z pietruchy, tak mi się przypomniało...
Co robi obywatel dziennikarz (emerytowany), który natknął się na ludzką krzywdę i bezprawie? Opisuje to w jakimś prasowym artykule (przedstawia w audycji radiowej, pokazuje w telewizyjnym programie). Jeśli po pewnym czasie nic się nie zmienia – powstaje drugi krytyczny tekst (druga audycja, drugi program), potem trzeci i ewentualnie dalsze, kolejne.
Co robi obywatel dziennikarz, który krytycznie pisał o sprawie dziesięć razy? Wybiera najważniejsze fragmenty napisanego i przedkłada je – wraz z solennym pismem wiodącym – organom i organizacjom, które statutowo, a nawet konstytucyjnie są władne złą sytuację zmienić (przynajmniej spróbować zmienić). Ciągnie za rękaw konkretnych decydentów i wpływowych ludzi. Wskazuje palcem. Podtyka pod nos. Antyszambruje (wpisz w gugle).
Co robi obywatel dziennikarz, gdy taka jego aktywność nic nie daje? Chwyta się ostatniej deski ratunku, czyli ufnie prosi medialnych magnatów (zarazem niby kolegów po fachu) o interwencję prasową. Cytuję: „...chodzi o brak jakiejkolwiek reakcji na moją imiennie adresowaną i składaną w kancelariach pisaninę. Rozumiem, iż Rzecznik Praw Obywatelskich, Komitet Helsiński oraz Fundacja „Panoptykon" mogą się ze mną nie zgadzać merytorycznie, lecz przecież żyjemy w państwie praworządnym, w którym udzielanie choćby zdawkowej odpowiedzi na uprzejme, krótkie i klarowne listy obywateli nie jest żadną grzecznością, tylko formalnym obowiązkiem adresatów..."