Premia za księdza Lemańskiego - analiza Tomasza Mincera

Dziś rodzi się pytanie: ile ks. Lemański wytrzyma w posłuszeństwie? I ile wytrzyma abp Hoser? Bo zapewne kolejnej szansy na pojednanie nie będzie – zauważa publicysta.

Publikacja: 07.08.2014 01:54

Premia za księdza Lemańskiego - analiza Tomasza Mincera

Foto: materiały prasowe

Ksiądz Lemański to nieformalny duchowy lider wszelkich rogatych dusz w Kościele katolickim. Ale rogatych w znaczeniu pozytywnym: tych poszukujących i dynamicznie wierzących, raczej według ducha niż litery. Stanowi więc pewną wartość w Kościele i dla Kościoła, czy to się biskupom podoba czy nie.

Ostatnio podczas festiwalu Przystanek Woodstock znów nabroił. Chociaż ostatecznie nie spotkała go żadna poważna kara, nie da się zaprzeczyć, że powiedział kilka cierpkich słów pod adresem swojego Kościoła i jego kapłanów. I nie da się przejść obok nich obojętnie.

Krytyka radykalna

Wydawało się, że były duszpasterz z Jasienicy podporządkował się decyzji abp. Henryka Hosera. I tym samym wypełnił znaczeniem cnotę posłuszeństwa. Miał siedzieć cicho jak mysz pod miotłą. Ale na festiwalu Jerzego Owsiaka nie szczędził słów krytyki pod adresem polskich biskupów i rodzimego Kościoła katolickiego. Mówił: „Głos Kościoła w Polsce to nie jest głos Kościoła powszechnego – inaczej mówi się w Czechach, Francji czy Rzymie. W Polsce to głos ludzi sfrustrowanych, tracących władzę, ich głos jest bezowocny, nieskuteczny".

To bardzo surowa ocena. Ale jeśli się spojrzy na Kościoły lokalne w wymienionych krajach, trzeba przyznać, że ks. Lemański ma dużo racji. Tam się mówi do wiernych innym językiem. I wchodzi się w twórczy dialog ze świeckością czy nawet ludźmi niewierzącymi (lecz nie na obrzeżach życia duchowego jak w Polsce przy okazji Dziedzińca Pogan, tylko w jego centrum).

Ostatni wyczyn ks. Lemańskiego postawił jednak w trudnym położeniu nie tylko konserwatywnego hierarchę, z którym od lat były proboszcz z Jasienicy toczy spór. Również zwolennicy tego drugiego stanęli przed dylematem. Nie da się bowiem ukryć, że krytyka ks. Lemańskiego była radykalna. A to nie wszystkim „katolikom otwartym" i koncyliacyjnym odpowiada.

Ksiądz Lemański chce być kapłanem Kościoła katolickiego. Zarazem zrobił wszystko, żeby go w nim zmarginalizowano

Koniec końców obie strony umyły ręce, ale słów eksproboszcza z Jasienicy bym nie bagatelizował. Co de facto mówił ksiądz Lemański? Otóż Kościół katolicki w Polsce utracił specyficzną więź łączącą go z innymi Kościołami i watykańską „centralą". Możemy się domyślać, że według ks. Lemańskiego Kościół nie nadąża za przesłaniem obecnym w nauczaniu innych episkopatów i papieża Franciszka. Że biskupi polscy nie dokonali ani językowej, ani programowej reorientacji, mimo pewnej odnowy, jaką przyniósł Franciszkowy pontyfikat.

Mało tego. Hierarchowie – co uwidacznia drugie zdanie z przytoczonej wypowiedzi – są jednostkami wyalienowanymi. Ich strategia obecności Kościoła w życiu społecznym nie przekłada się na oczekiwane rezultaty. Ilustrują to zresztą statystyki obecności na mszach i nieprzestrzeganie katolickiej nauki przez wiernych.

Kwadratura koła

Były proboszcz z Jasienicy deklaruje chęć pozostania w Kościele. Właśnie udało mu się obronić częściowo swoje racje przed zwierzchnikiem. Ale wygląda na to, że na dłuższą metę zderzy się ze ścianą. Z jednej strony stara się być posłuszny biskupowi. Z drugiej otwarcie neguje sensowność takiego posłuszeństwa. Jak inaczej odczytać słowa: „Posłuszeństwo to nie jest ślepe i bezwzględne podporządkowanie się każdej, nawet najgłupszej, decyzji".

Podobna dychotomia występuje też w ocenie przełożonych. Podporządkowaniu się decyzji abp. Hosera towarzyszą sugestie, że Kościół się zmieni na lepsze, ale tylko z powodu młodych, a nie np. Ducha Świętego, który mógłby biskupów oświecić. Na nich jest tylko jedno lekarstwo – czas.

„To wy w najbliższych latach kształtować będziecie oblicze Kościoła" – zwracał się ks. Lemański do zebranych. – „(...) To wy wniesiecie energię i nową jakość. Biskupi się nie zmienią. Powiem brzydko: muszą wymrzeć.". Warto dodać, że ks. Lemański posłużył się tu wypowiedzią swego wykładowcy jeszcze z czasów seminaryjnych. Choć w oryginale rzecz dotyczyć miała nie tyle biskupów, ile księży w ogóle i możliwych zmian po Soborze Watykańskim II. Ponoć jej autor dziś jest biskupem.

Niemniej mamy do czynienia z klasyczną kwadraturą koła. Ksiądz Lemański chce być w Kościele katolickim jego kapłanem. Zarazem zrobił wszystko, żeby go w nim zmarginalizowano. I co chwilę stawia w trudnym położeniu siebie i swego biskupa.

Ale kłopot księdza Lemańskiego polega na czymś jeszcze. W swojej przemowie do młodych tylko pozornie postawił się w sytuacji zewnętrznego obserwatora. Badacza, któremu wolno więcej – krytykować, a nawet oskarżać. Jednocześnie nie wzbraniał się przed niezwykle osobistymi ocenami różnych sytuacji, jakie miały miejsce w Kościele. W tym także sytuacji z jego własnym udziałem.

Swoją historię Lemański traktuje jako przejaw większego kryzysu w Kościele. Chce więc być sędzią tego Kościoła i jednocześnie dowodem winy przeciwko niemu. I dlatego całość sprawia dwuznaczne wrażenie. Ksiądz Lemański swe sumienie czyni najważniejszym kryterium oceny. Ale w Kościele katolickim tylko pozornie jednostkowe sumienie jest najwyższą instancją moralną. W praktyce nie można zapominać o kościelnej hierarchii.

Typ lidera

Ksiądz Lemański to typ społecznego lidera, który być może w innym wcieleniu przybrałby postać utalentowanego polityka. Idzie dziś tropem Martina Luthera Kinga, zwłaszcza wtedy, gdy piętnuje jakąś oczywistą niesprawiedliwość. W naszych realiach jest to grzech pedofilii w Kościele. Trudno żeby to, co mówi o upadłych księżach, nie wpadało ludziom w ucho.

Przypomina też zaangażowanego reformatora chrześcijaństwa mobilizującego masy do refleksji, ale i sprzeciwu. Dziś rodzi się więc pytanie: ile ks. Lemański wytrzyma w posłuszeństwie? I ile wytrzyma abp Hoser? Bo zapewne kolejnej szansy na pojednanie nie będzie.

Jaka z całej tej sytuacji płynie nauka dla Kościoła? Otóż widać jak na dłoni, że za ewangeliczną żarliwość – nie mylić z biskupim pohukiwaniem – za wyrazisty, czytelny przekaz i za charyzmatycznego lidera Kościół może dostać premię od młodych. Ksiądz Lemański jest dla Kościoła ważny z jeszcze jednego powodu, o którym on sam wspomina bardzo często. To jedna z najbardziej rozpoznawalnych twarzy współczesnego dialogu polsko-żydowskiego. Kościół, który chce być Kościołem Jana Pawła II, orędownika dialogu katolicyzmu z judaizmem, musi zwracać na to szczególną uwagę.

Autor jest publicystą Instytutu Obywatelskiego, think tanku PO, oraz redaktorem naczelnym internetowego „Pisma er" (www.pismoer.pl)

Ksiądz Lemański to nieformalny duchowy lider wszelkich rogatych dusz w Kościele katolickim. Ale rogatych w znaczeniu pozytywnym: tych poszukujących i dynamicznie wierzących, raczej według ducha niż litery. Stanowi więc pewną wartość w Kościele i dla Kościoła, czy to się biskupom podoba czy nie.

Ostatnio podczas festiwalu Przystanek Woodstock znów nabroił. Chociaż ostatecznie nie spotkała go żadna poważna kara, nie da się zaprzeczyć, że powiedział kilka cierpkich słów pod adresem swojego Kościoła i jego kapłanów. I nie da się przejść obok nich obojętnie.

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: Bez kantów o Kancie
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Prekiel: Niebezpieczne przerzucanie się oskarżeniami o prorosyjskość
Opinie polityczno - społeczne
Przemysław Urbańczyk: Czy pakt migracyjny zamieni Unię w „oblężoną twierdzę Europa”?
felietony
Wciąż nie wiemy, czy przyszłość Polski zależy tylko od nas
Opinie polityczno - społeczne
Paweł Łepkowski: W polityce walka z krzyżem to ryzykowny wybór
Materiał Promocyjny
Technologia na etacie. Jak zbudować efektywny HR i skutecznie zarządzać kapitałem ludzkim?