Aplikacja Yo

W 2014 roku nie można się jak na razie nudzić. Nie chodzi nawet o wojny i kolejne międzynarodowe tragedie. Nowe technologie dają wystarczająco wiele rozrywki.

Publikacja: 12.08.2014 00:28

Rafał Tomański

Rafał Tomański

Foto: Fotorzepa

Ze względu na chińską astrologię większość 2014 roku upływa pod znakiem drewnianego konia. Jednak początek roku był dla użytkowników przepełniony informacjami o pewnym ptaszku. Nie drewnianym, ale elektronicznym. Gra Flappy Bird, w której lotem owego ptaszka się kierowało, zyskała ogromną popularność w krótkim czasie, a jej twórca zarabiał 50 tys. dolarów dziennie.

Prostota niezamierzona

2014 rok przyniósł do tej pory także falę przejęć prostych komunikatorów za miliardy dolarów. Okazało się, że duże firmy są w stanie wykładać astronomiczne sumy za aplikacje służące jedynie do efektywnego porozumiewania się pomiędzy użytkownikami z całego świata.

Pojawił się także nowy trend – wiadomości ulotnych, kasowanych z serwerów po kilkunastu sekundach od ich otrzymania. Za oferującego takie rozwiązanie Snapchata Facebook skłonny był dać 3 mld dolarów. Kolejna runda negocjacji jest obecnie prowadzona między kierownictwem Snapchatu a właścicielami chińskiego giganta e-handlu, firmą Alibaba. W grę wchodzą kwoty nawet trzy razy większe.

Czy w erze mobilności, komunikacji za pośrednictwem coraz krótszych postów i wiadomości, gdy liczy się szybkość i intuicyjność obsługi, można było sobie wyobrazić coś jeszcze prostszego?

Okazuje się, że tak. 1 kwietnia pewien izraelski programista, Or Arbel, umieścił w mobilnych sklepach z aplikacjami swoje dzieło o nazwie „Yo". Aplikacja, która została stworzona podobno w ciągu zaledwie 8 godzin, potrafiła robić tylko jedną rzecz – można było za jej pośrednictwem wysyłać innym użytkownikom tytułowe „Yo". Odbiorca otrzymywał wiadomość o takiej krótkiej treści oraz plik dźwiękowy, który „yo" odczytywał.

Sama sylaba to po angielsku „hej", familiarne „cześć", które pierwotnie kojarzono ze środowiskiem hiphopowym, obecnie weszło do codziennego słownika. Arbel podobno z początku wstydził się swojego pomysłu i nie podpisał aplikacji konkretną firmą. Sklep AppStore z drugiej strony nie chciał zaakceptować programu, ponieważ aplikacja nie robiła praktycznie nic.

Prostota zamierzona

Jednak w pewnym momencie użytkownicy docenili prostotę „Yo" i w ciągu kilku dni statystyki podskoczyły kilkaset razy. Do tej pory aplikację pobrano ponad 2 mln razy, a 50 tys. aktywnych użytkowników przesłało między sobą ponad 4 mln wiadomości o z góry zaprogramowanej treści.

Sukces prostego programu i dalszy potencjał rozwoju zainteresował inwestorów, którzy zadeklarowali kapitał w wysokości miliona dolarów. Gdy pewnego razu o „Yo" napisał dziennik Financial Times, użytkownicy zainteresowali się nią jeszcze bardziej i w ciągu zaledwie 24 godzin pobrano aplikację ponad 200 tys. razy. Kolejne rundy z udziałem funduszy zwiększyły kapitał o następne 1,5 mln dolarów, w efekcie czego wartość aplikacji sięga od 5 do 10 mln dolarów.

W efekcie „Yo" stał się przez kilka dni najczęściej pobieraną aplikacją w sklepie Apple. Pobił nawet wynik Facebooka, facebookowego Messengera oraz komunikatora WhatsApp. Chętnych do wysyłania między sobą „yo" zrobiło się nagle ponad 300 tys. na świecie. Użytkownicy przesyłali sobie na potęgę przywitania, a twórca aplikacji wprowadził kolejne usprawnienie. Na fali popularności mundialu, wystarczyło wysłać „yo" do użytkownika o nazwie WORLDCUP (czyli mistrzostwa świata), a program wysyłał nam hejki za każdym razem, gdy na brazylijskich stadionach padał gol.

Komunikacja nowej ery

Mundial się dawno skończył, a „Yo" wciąż zdobywa popularność. Według analityków aplikacja ma szansę przebić wyniki samego Twittera. Jej kartą przetargową mają być tzw. wiadomości typu push, powiadomienia, które dostajemy w tle działających programów na komórce. Niezależnie od tego, co robimy pasek z taką nową wiadomością zostaje nam wyświetlony. Push-komunikacja może mieć potencjał do przebicia się ponad innymi powiadomieniami.

W najbliższym czasie „Yo" ma zostać wzbogacone o możliwość dodawania do samego yo także linku. Stwarza to doskonałe możliwości dla agencji informacyjnych, serwisów z wiadomościami, a także blogerów i sponsorujących ich firm. Każdy nowy wpis w błyskawicznym tempie może rozejść się po szerokiej społeczności. I nic nie zakryje o nim wiadomości na naszych ekranach.

W dalszej kolejności „Yo" ma zostać wzbogacone o własny sklep z aplikacjami. W związku z tym powiadomienia do użytkowników będą mogły wysłać na przykład rowery gotowe do wypożyczenia w konkretnym punkcie miejskiej sieci, albo ulubiona restauracja, gdy zwolni się dla nas stolik.

„Yo" może być także wykorzystane jako jedna z części uwierzytelniania hasła – podobnie jak podczas logowania do bankowości internetowej wykorzystujemy kod przesłany na komórkę albo hasło z tokena. „Yo" służy także Izraelczykom do ostrzegania, gdy na ich teren mogą lecieć rakiety. Żart z 1 kwietnia, pod którym nikt się nie chciał podpisać, staje się coraz bardziej skomplikowanym narzędziem, które może komuś uratować życie.

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?