Wypracowana wkrótce po II wojnie światowej europejska Konwencja o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności weszła w życie sześćdziesiąt lat temu, ale Polska ratyfikowała ją dopiero po zmianie ustroju, w roku 1993. Odtąd obywatele, którzy nie zgadzają się z wyrokami polskich sądów, mogą żalić się zagranicznemu Trybunałowi Strasburskiemu.
Po początkowej lawinie skarg (spowodowanej w dużej mierze zaległościami z PRL), obecnie rozpatrywanych jest stosunkowo niewiele spraw (kilkadziesiąt rocznie), a i odszkodowania wypłacane przez Polskę mają charakter raczej kurtuazyjny (łącznie w ciągu roku około sto-dwieście tysięcy euro). Można rzec, iż sytuacja się ustabilizowała. Tym bardziej, iż do świadomości ludzi zaczęło docierać, iż strasburski sąd nie uchyla prawomocnych krajowych wyroków, tylko (co najwyżej) nagradza skarżącego werbalną satysfakcją i niekiedy dodaje symboliczną rekompensatę.
Zarazem jednak zaczęły dziać się rzeczy, nazwijmy je, trochę dziwne. Europejski Trybunał Praw Człowieka (ETPC) ma z założenia służyć żywym ludziom – aby tym ludziom w ich państwach i organizacjach żyło się lepiej w aspekcie demokratycznych swobód i praw człowieka i obywatela. Mówiąc dosadnie: Trybunał jest dla nas, nie na odwrót. Jednak, zwłaszcza po wejściu w życie tzw. Protokołu nr 11 z 1998 roku, ETPC jął żyć jakby własnym życiem, wygodnym nie dla podsądnych, tylko dla siebie.
I tak na przykład po kilku latach procedowania Trybunał wydał niedawno głośny i niekorzystny dla Polski wyrok w sprawie rzekomych więzień CIA. Jednym z naszych głównych dowodów były ściśle tajne materiały wywiadowcze polskich służb specjalnych. Zdaniem władz, ujawnienie tych materiałów naraziłoby na szwank nasze narodowe bezpieczeństwo. Dlatego zaproponowano, by na koszt Rzeczpospolitej strasburscy sędziowie w dogodnym dla siebie terminie przylecieli do Warszawy, zamieszkali w luksusowych apartamentach z wyżywieniem, i do woli zaznajamiali się z tajnymi materiałami – lecz tylko w dobrze strzeżonych pomieszczeniach sztabu generalnego przy ulicy Rakowieckiej 4a. Jednak ETPC odrzucił tę propozycję i zażądał, aby to polscy oficerowie przywieźli te dokumenty do Strasburga i zostawili je do swobodnej dyspozycji sędziów w kancelarii Trybunału...
Trybunał bada skargi oraz orzeka wyłącznie po francusku lub angielsku. W tym celu setki zawodowych tłumaczy przekładają na angielski lub francuski wszystkie dokumenty danej skargi sporządzonej w narodowym języku skarżącego (takich języków funkcjonuje w Europie kilkadziesiąt). Jeśli jednak skarżący osobiście nie zna francuskiego lub angielskiego i nie ma pieniędzy na wyspecjalizowanego tłumacza-prawnika – wówczas nie tylko nie może złożyć przez Trybunałem żadnych wyjaśnień, lecz nawet nigdy nie pozna uzasadnienia zapadłego wyroku! Rozumiem, że Czytelnikom to nie mieści się w głowie – ale właśnie tak jest...