Wydarzenia ostatniego roku przywołują po raz kolejny pytanie, czym jest Rosja prezydenta Władimira Putina i jakim krajem chce być. Churchill powiedział przecież kiedyś, że Rosja to enigma.
Marzenia o potędze
Po okresie zamętu i niepewności wiązanym z rządami prezydenta Borysa Jelcyna można było mieć nadzieję, że Rosja zacznie stawać się krajem bardziej przewidywalnym. Krajem, w zachowaniu na scenie wewnętrznej i międzynarodowej, a także w przyjmowanym systemie wartości, zbliżającym się do demokratycznego Zachodu. Wyrazem tej nadziei były koncepcje jednolitej przestrzeni politycznej od Vancouver do Władywostoku, a także umowa między Rosją a Unią Europejską, w której nakreślono katalog obszarów ścisłej współpracy w sferach gospodarczych i społecznych, a także obejmujących bezpieczeństwo i politykę zagraniczną. Poważne osobistości proponowały nawet przyjęcie Rosji do NATO.
Unia Europejska była przez Kreml postrzegana jako główny partner, który razem z Rosją miał stanowić przeciwwagę dla Stanów Zjednoczonych oraz rosnących w siłę Chin i innych krajów Azji.
W niepamięć poszły perturbacje roku 1998, kiedy Jelcynowska Rosja stanęła w obliczu niewypłacalności i musiała drastycznie zdewaluować rubla, a poziom realnych dochodów ludności obniżył się o ponad 30 proc. W roku 2006 w rosyjskich kręgach opiniotwórczych panowało przekonanie, że pod rządami Władimira Putina Rosja wkrótce stanie się jedną z największych potęg gospodarczych, rubel będzie globalną walutą rezerwową, a Moskwa – jednym z najważniejszych centrów finansowych świata.
Zawiedzione ambicje
Rok 2008 przyniósł gwałtowne otrzeźwienie. Choć z początku się wydawało, że Rosja przejdzie czas kryzysu wywołanego zaburzeniami na rynkach finansowych suchą stopą, szybko okazało się, że spadek rosyjskiego PKB jest najwyższy w całej grupie państw znanej jako G-20. Nadzieje na stały i szybki rozwój się rozwiały, zniknęło przekonanie o zajęciu w nieodległej przyszłości miejsca wśród głównych potęg gospodarczych świata. Mimo utrzymujących się wysokich cen ropy i gazu gospodarka rosyjska zdradzała objawy stagnacji i działający przez dłuższy czas nieformalny kontrakt Putina ze społeczeństwem sprowadzający się do układu: „ja wam zapewniam stale i szybko rosnący poziom życia, a wy nie wtrącacie się do spraw władzy", mógłby się zawalić tak jak na Ukrainie. Zażegnaniem tej groźby mogło więc być jedynie zmobilizowanie społeczeństwa rosyjskiego wokół innej idei – wielkiego i silnego państwa swą siłą budzącego respekt i szacunek w świecie.