Witosa i Piłsudskiego różniła też wizja sposobu działania. Ludowcy chcą budować i iść do przodu. Zmieniać rzeczywistość, skupiać się na tworzeniu. Z historii trzeba wyciągać wnioski, ale nie może być ona podstawą funkcjonowania. Wręcz przeciwnie, zachowując pamięć, działajmy - tak mówił Witos i jego następcy. Przytoczę w tym miejscu kolejny fragment wspomnianego wyżej testamentu przywódcy Ruchu Ludowego „Od tego Wasza przyszłość zależy! Idźcie z czasem i postępem naprzód, ale szanujcie prawdy i dogmaty wiekami i tradycją uświęcone. One są konieczne dla państwa i rodziny!”. Praca u podstaw, pracochłonne konsultacje społeczne, angażowanie wielu środowisk w proces decyzyjny i żmudne, ale niezbędne zdobywanie wiedzy i poznawanie wielu argumentów. Tak działa, przyzwyczajony do ciężkiej pracy, Władysław Kosiniak-Kamysz przemierzając setki i tysiące kilometrów, aby spotkać się z Rodakami i ich słuchać . Być może dlatego, że z wykształcenia jest lekarzem i dobrze poznał smak pracy u podstaw. Tak bardzo weszło mu to w krew, że w czasie Światowych Dni Młodzieży z udziałem Papieża zrzucił garnitur i wdział lekarski fartuch, niosąc jako wolontariusz pomoc potrzebującym. Jak Witos, który w chwilach wolnych od polityki pracował na rzecz swojego gospodarstwa. Ludowcy wiedzą, że nie da się zlikwidować biedy ustawą i rozdawnictwem. Rozumieją też, jak ważny jest solidaryzm społeczny. Ich cel to utrzymać, rozwijać, pracować.
Wizja sposobu działania post-sanacji w wykonaniu PiS jest diametralnie inna. Widać to choćby na przykładzie Janowa Podlaskiego. Kwitnąca stadnina popada w ruinę, bo nie zarządza nią gospodarz, a politruk. Za sanacji decyzje dotyczące wprowadzenia pakietu ustaw, które miały ograniczyć skutki Wielkiego Kryzysu, czekały latami na podjęcie. Tymczasem politycy i urzędnicy przez nich mianowani prześcigali się w gorliwości w szukaniu haków na swoich politycznych przeciwników. Od początku 1931 r. (drugi gabinet płk W. Sławka 4 grudnia 1930 – 26 maja 1931 r.) odnotowano wyraźne załamanie cen na produkty rolnicze, zwłaszcza hodowlane. Spadki cen nie ominęły również cen zbóż. Ówczesny guru polskiej polityki Józef Piłsudski był w spraw gospodarczych kompletnym dyletantem. Nie lubił ich, co było konsekwencją faktu, iż ich nie rozumiał (analogia do czasów współczesnych nasuwa się sama). Rząd płk W. Sławka nie podejmował żadnych konkretnych działań antykryzysowych. Kolejnym premierem, wybranym 27 maja 1931 r., został płk Aleksander Prystor. Był on jednym z najwierniejszych i najbardziej zaufanych ludzi Józefa Piłsudskiego. Nowy premier nie miał żadnej recepty na walkę z kryzysem. Kolejni ministrowie skarbu w jego gabinecie (ministra płk. Ignacego Matuszewskiego zastąpił brat marszałka – Jan Piłsudski) nie byli w stanie poradzić sobie z kryzysem. Historycy są zgodni, iż Jan Piłsudski, był kompletnie pozbawiony odpowiednich kwalifikacji, do pełnienia w tym trudnym okresie tak odpowiedzialnej funkcji, jednakże fakt, iż cieszył się on zaufaniem „czynnika decydującego” wystarczył. Nie przypomina nam to czegoś? Czyż najważniejszym kryterium w doborze obecnych ministrów nie jest przychylność „czynnika decydującego”? Warto podkreślić, że owej niemocy rządów sanacyjnych towarzyszyła niezwykle patriotyczna retoryka, pełna pięknych i wzniosłych ideałów i miłości do ojczyzny. Na ustach czołowych polityków tego okresu ogromnie dużo znaleźć można było nacjonalistycznych frazesów. Czy nie brzmi to znajomo? Dzisiaj hasła o Polsce słyszymy z obozu rządzącego co chwilę, za to czyny mówią zupełnie co innego, wzbudzając niedowierzanie nawet wśród niedawnych zwolenników. Na pierwszy plan wysuwa się tutaj zupełnie niezrozumiałe i szkodliwe dla Polski wspieranie za wszelką cenę Ukrainy. Tolerancja dla budowania tożsamości tego kraju na bandyckiej ideologii Bandery i jego spadkobierców budzi zrozumiały opór Polaków. W naszej narodowej świadomości historycznej pamięć o ludobójstwie na Wołyniu jest zbyt żywa, by pozwalać sobie na pobłażliwość wobec widocznego na każdym kroku cynizmu politycznego władz Ukrainy.
Na razie największym przegranym tego konfliktu są Polacy. Nasz kraj, podzielony jest jak nigdy dotąd na dwie części gdzie jedna połowa odmawia miejsca we wspólnocie narodowej drugiej. Po ponad 25 latach od odzyskania wolności jesteśmy na skraju rozpadu społeczeństwa na dwa obozy.
Niestety, współcześni kontynuatorzy idei sanacji, nie myślą nawet o próbie dialogu z kimkolwiek i o czymkolwiek. Z całym impetem dążą do konfrontacji. Demolują wszystko co zastali. Nie szanują żadnych ustaw, norm, dobrych obyczajów w polityce. Łacińska zasada „Lex retro non agit„ (prawo nie może działać wstecz) jest niczym wobec woli Jarosława Kaczyńskiego. Prezydent odpowiedzialny za przestrzeganie Konstytucji podpisuje wszystko, byle tylko nie narazić się na krzywe spojrzenia przywódcy . Obecna sytuacja jest najlepszym dowodem starego porzekadło „historia kołem się toczy”. Istotnie, wydaje się, iż ponownie jesteśmy w momencie ostrego konfliktu na linii sanacja – witosowcy. Tę pierwszą grupę reprezentuje Jarosław Kaczyński wraz ze swymi poplecznikami. Drugą Ci, którzy nie chcą żyć w kraju autorytarnym, w którym prezydent i premier są jedynie wykonawcami woli partyjnego wodza. Tak jak wspomniałem, jest to koalicja osób, które chcą być w Europie, chcą wolności, samostanowienia, pracy u podstaw, ludzie o wielu przekonaniach, otwarci na świat, ale też konserwatyści, wierzący i niewierzący. Na wstępie postawiłem pytanie która grupa zwycięży? Wobec wszystkich zagrożeń jakie niesie ze sobą sanacyjna polityka Prawa i Sprawiedliwości, jedno jest najniebezpieczniejsze. Gospodarkę, prędzej czy później, da się odbudować, ustawy zmienić, pewne wadliwe rozwiązania naprawić. Niezwykle ciężko będzie jednak zasypać doły podziałów, które wykopują każdego dnia sanacyjni pogrobowcy. Dlatego, pomni doświadczeń rządów pierwszej sanacji, musimy zrobić wszystko, aby kolejna ich odsłona nie trwała długo. Przed nami wybory samorządowe. Kiedy? Na jakich warunkach? Poza Jarosławem Kaczyńskim nikt tego do końca nie wie. Już sam ten fakt, dobitnie pokazuje w jakim państwie przyszło nam żyć. Jedno jest pewne, jako zwolennicy idei Wincentego Witosa musimy podjąć walkę o Polskę normalną. Musimy podjąć rękawicę i jeszcze raz, podobnie jak nasi polityczni ojcowie, wystąpić przeciw współczesnej sanacji. Przekonywać, mobilizować i zachęcać tych którzy zazwyczaj nie chodzą do urn, aby Polski nie oddali walkowerem. „...Walczcie nieugięcie aż do skutku o należne Wam prawo i stanowisko w Państwie. Nie cofajcie się przed żadną przeszkodą, nie zrażajcie się żadnym niepowodzeniem. Kto wytrwa do końca, ten swój cel osiągnie! Bez walki i ofiar nic nie osiągniecie! Nie zapominajcie ani na chwilę, że polityka to nie jest gadulstwo, ani zabawa. Jest to ważne i ciężkie zadanie, wymagające rzetelnej pracy, zdolności, przygotowania, odwagi i najlepszej woli. Niech pomni każdy, że polityka bez wyciągania z niej konsekwencji jest albo śmiesznym błazeństwem, albo szkodliwym zbrodniczym oszustwem. Ich naturalnym następstwem są te straszne czasy, które przechodzimy. Te potworne szkody byłyby o tyle mniejsze, gdybyśmy nareszcie zmądrzeli po nich! Zobaczymy!...”.