Być może na decyzję Trumpa wpłynęli jego nawrócona na judaizm córka i jej mąż. Może byli to inni lobbyści. Możliwe też, że Trump postanowił realizować obietnicę wyborczą, którą popiera wielu ewangelikalnych konserwatystów. A może chciał okazać zdecydowanie i wysłać jednoznaczny przekaz: „pokój tak, ale Izrael ma swoje prawa”.
Tak czy owak, aby dokonać przeniesienia ambasady do Jerozolimy, Donald Trump nie musi zmienić ani przecinka w istniejącym prawie. Wystarczy, że nie podpisze kolejnego odroczenia decyzji, którą Kongres podjął w 1995 r. Mocą specjalnej ustawy ambasada została bowiem przeniesiona już wtedy, a amerykańscy prawodawcy oficjalnie uznali Jerozolimę za izraelską stolicę. Wcale nie zważając na to, że we wschodniej części miasta swoją stolicę chciałaby umieścić również Palestyna.
Zaniepokojona konsekwencjami administracja Clintona szybko wymogła jednak dodanie zapisu pozwalającego odroczyć wejście ustawy w życie o sześć miesięcy. Wszystko w oczekiwaniu na dalszy proces pokojowy i uregulowanie statusu Jerozolimy. Amerykańscy prezydenci korzystają z tego zapisu już od 22 lat! Pokoju nie widać, prowizorka trwa.
Dojutryzm rządzi naszym światem. Na podobnej zasadzie również w latach 90. pozwolono Korei Północnej na „pokojowy” program nuklearny. W 2002 r. w największych krajach Unii Europejskiej wprowadzono zaś wspólną walutę, nie zważając na odmienne cykle koniunkturalne. Poniekąd to właśnie ta decyzja leży u podstaw obecnego kryzysu UE i jej wewnętrznych sporów. Cały pozimnowojenny neoliberalny ład trzeszczy zresztą w szwach. I pomyśleć, że są tacy, którzy uważają, iż zbudowała go jakaś tajna i potężna loża. Jeśli tak, to musiała ona być założona przez litewskich szlachciców. Jej motto wywodzi się bowiem z „Pana Tadeusza” i brzmi: „jakoś to będzie!”. ©?