Konsolidacja jak kolektywizacja

Miało być fajnie, a przewidywany sukces podobno murowany. Grupę spółek przemysłu zbrojeniowego o najlepszych wynikach finansowych postanowiono połączyć w jedno, aby ta nowa grupa urosła i stała się konkurencyjna. Założenie było dobre. Pierwsze kroki w kierunku konsolidacji podjął rząd PO–PSL. Władze PiS nie widziały w tych działaniach nic złego, chociaż ostro przewietrzyły zarządy spółek.

Publikacja: 26.06.2018 21:00

Konsolidacja jak kolektywizacja

Foto: materiały prasowe

Polska Grupa Zbrojeniowa, tak jak większość spółek Skarbu Państwa, po zmianie władzy stała się łupem politycznym. Z czasem okazało się, że to kolejna wygodna przystań dla polityków wypychanych w cień. Efekt jest opłakany. Z ujawnionego przez „Rzeczpospolitą" raportu o polskim przemyśle obronnym wynika, że niemal wszystkie wskaźniki ekonomiczne są niekorzystne dla tej branży. Przerost zatrudnienia, niezłe płace, a jednocześnie niska wydajność. Do tego marne wyniki sprzedaży.

Autorzy opracowania bez ogródek stwierdzają, że konsolidacja nie tylko nie przyniosła oczekiwanych sukcesów, ale spowodowała wręcz zapaść w eksporcie uzbrojenia (może poza przemysłem lotniczym). Ale trudno spodziewać się czegoś innego, skoro najważniejsze pozycje w kosztach operacyjnych centrali „grupy" zajęły usługi obce, a średnia płaca wyniosła niemal 11 tys. zł. Co czwarty jej pracownik w 2016 r. zajmował stanowisko kierownicze.

Jeżeli prawdą jest – jak twierdzą autorzy, że utworzenie grupy nie było poparte biznesplanem, to nie ma się co dziwić słabej kondycji branży. Problem w tym, że wszystko dzieje się w sytuacji wzrostu zagrożenia militarnego ze strony Rosji, a to pachnie sabotażem. Pustym frazesem są zaś ciągłe obietnice rządzących o finansowym wsparciu dla polskiego przemysłu obronnego.

Nasuwa się za to historyczna analogia – z kolektywizacją, która miała miejsce zaraz po wojnie. Każdy miał być syty. Łączono więc gospodarstwa rolne, tylko po to, aby partyjny kacyk miał stanowisko.

Efekty takich działań widzieliśmy pod koniec lat 80., gdy niemal każde gospodarstwo było w stanie ruiny, a na półkach sklepowych stał tylko ocet.

Wiem, że do silników wojskowych wozów można lać różne płyny, ale na occie daleko się nie pojedzie.

Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Dlaczego znika hejt na elektryki
Opinie Ekonomiczne
Agata Rozszczypała: O ile więcej od kobiet zarabiają mężczyźni
Opinie Ekonomiczne
Iwona Trusewicz: Rodeo po rosyjsku, czyli jak ujeździć Amerykę
Opinie Ekonomiczne
Paweł Rożyński: Nie tylko meble. Polska gospodarka wpada w pułapkę
Opinie Ekonomiczne
Marta Postuła: Czy warto deregulować?
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem