Ukradzione czy sprzedane, będzie opodatkowane

Za czasów PRL karierę zrobiła sentencja „czy się stoi czy się leży, 2 tysiące się należy". Po 30 latach od zmiany systemu popularność może zdobyć inna złota myśl: „ukradzione czy sprzedane, będzie opodatkowane". I to dzięki polskiej skarbówce.

Aktualizacja: 27.10.2019 21:02 Publikacja: 27.10.2019 20:00

Ukradzione czy sprzedane, będzie opodatkowane

Foto: Adobe Stock

Jakże często słyszą to nasi przedsiębiorcy, którzy zostali oszukani lub okradzeni. Ostatnio media opisały historię spółki handlującej materiałami wystroju wnętrz. Na zagranicznej transakcji straciła ona cały wysłany towar. Zamawiający okazał się zwykłym oszustem podszywającym się pod istniejącą brytyjską firmę. Zanim prawda wyszła na jaw, polska spółka wystawiła fakturę. A fiskus uznał, że kwota na niej widniejąca to... przychód! I ma być on uwzględniony przy obliczaniu podatku dochodowego!

Na nic się zdały argumenty, że zagraniczna firma nie zapłaci. Że oszust podszył się pod nią. Że żadne pieniądze nie wpłyną na konto polskiej spółki, bo złodziej rozpłynął się w angielskiej mgle. Zdaniem skarbówki spółka wystawiła fakturę, ma do pieniędzy prawo i może ich dochodzić (tylko od kogo i jak?). Jest to więc przychód, który trzeba uwzględnić przy obliczaniu podatku.

Od takiego rozumowania jeży się włos na głowie. Co by było, gdyby np. geolodzy odkryli pod jakąś miejscowością w Polsce złoża ropy naftowej? Na drugi dzień do wszystkich działających tam przedsiębiorców – właścicieli piekarni, pralni, serwisu samochodowego itp. – zapukałby fiskus. I zażądał podatku! Bo przecież wszyscy oni mogliby próbować wydobywać tę ropę! I zarabiać grube miliony! A skoro mogą próbować – to muszą zapłacić podatek od tych petrodolarów, których na oczy nie widzieli. Gigantyczny, bo ropa to bogactwo. Urzędnicy skarbówki będą o tym święcie przekonani. Mają przecież telewizor, widzieli film o Dubaju. I dlatego policzą domiar, że hej.

Wracając jednak do poszkodowanej spółki – takie podejście fiskusa nie mieści się w żadnych kategoriach. Nie ma nic wspólnego z państwem prawa. Wygrywają wszyscy poza uczciwym przedsiębiorcą, który przegrywa z kretesem. Traci on bezpowrotnie towar, na który musiał przecież sam wcześniej wyłożyć pieniądze. Do tego jeszcze musi zapłacić daninę, jakby go normalnie sprzedał i jeszcze na tym zarobił. Czyli traci podwójnie.

Przestępca jest zaś „do przodu" o towar zdobyty za darmo. Skarbówka – o podatek uwzględniający przychód, którego w rzeczywistości nie było i nigdy nie będzie! To wręcz „genialna" strategia dostarczająca budżetowi pieniądze z niczego. Powiedzmy jasno, nawet nie z niczego – tylko z oszustwa! I to jest właśnie niedopuszczalne. To, że państwo wykorzystuje krzywdę uczciwego podatnika. Ustawia się ono w kolejce po pieniądze przedsiębiorcy tuż obok naciągacza. I wcale mu to nie przeszkadza. Najwyraźniej kto z kim przestaje, takim się staje.

Tak być nie może. Jeśli firma została okradziona i potwierdzają to odpowiednie organy, to nie powinno być mowy o przychodzie! Nie ze względu na dobrą wolę czy łaskę fiskusa – tylko ze względu na fakty. Wystawienie faktury było konsekwencją działania oszusta. Nie doszło przecież ani do uczciwej, ani faktycznej transakcji.

Takie podejście nakazują zasady logiki. Obce najwyraźniej ustawodawcy i urzędnikom podatkowym. Jeśli ktoś uważa, że przedsiębiorca uzyskuje dochód z niczego, albo że paczki banknotów przynosi mu bocian – to chyba przez tych 30 lat niczego się nie nauczył.

Andrzej Malinowski, prezydent Pracodawców RP

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację