Prof. Marian Gorynia w artykule „Jak poradzić sobie z koronawirusem" („Rzeczpospolita" 2 kwietnia) zawarł refleksję z pytaniami, co, jak i kiedy należy zrobić, by uporać się z pandemią i kryzysem będącym jej skutkiem. Przywilejem naukowców jest stawiać pytania, ale obowiązkiem polityków znajdować odpowiedzi. Raz wychodzi to lepiej, raz gorzej. Rządowi wyszło gorzej.
Odpowiedź na pytanie „ratować życie czy gospodarkę?" może być tylko jedna: ratować i to, i to. Tymczasem rząd zabija gospodarkę, udając, że chroni nasze życie, a przecież tylko spłaszcza krzywą zachorowań. To nie uratuje nas przed epidemią, tylko ją opóźni. Ogromne koszty gospodarcze i społeczne spowodowane decyzjami rządu miałyby sens wtedy, gdybyśmy ten drogo kupiony czas wykorzystali na przygotowania do wojny z koronawirusem. Nie można w okopach siedzieć za długo, gdy zaczyna brakować prowiantu.
Czas zamknięcia obywateli w domach trzeba wykorzystać na wzmocnienie systemu opieki zdrowotnej: skierowanie strumienia pieniędzy na doposażenie szpitali, zorganizowanie pracy w warunkach epidemii, zapewnienie bezpieczeństwa rodzinom lekarzy, pielęgniarek, ratowników.
Na te działania są pieniądze z Unii. Wbrew temu, co mówi premier, 5,5 mld zł jest do wydania natychmiast, bo to niewykorzystana zaliczka z ub.r., którą rząd musiałby odesłać do Brukseli. Pozostałe ponad 30 mld zł dostaniemy, gdy rząd przedstawi program walki w epidemią i jej skutkami. Nie musi temu towarzyszyć współfinansowanie z budżetu.
Izolacja społeczeństwa to czas na wdrożenie procedur dla służb, instrukcji dla obywateli, a przede wszystkim skoordynowanego zarządzania kryzysowego, od premiera po wójta. Żeby to było możliwe, trzeba wprowadzić stan klęski żywiołowej, nie za tydzień czy miesiąc. Trzeba było to zrobić na początku marca.