To prawda. Rolnicy boją się na przykład wyższych kosztów i ograniczenia plonów. Przemysł mówi, że musi więcej płacić za certyfikaty CO2, to też oznacza konieczność poniesienia dodatkowych nakładów. I bardzo często mamy rozdźwięk pomiędzy oczekiwaniami proekologicznymi i tymi dodatkowymi kosztami. Ale musimy mieć świadomość, że nie mamy wyjścia. Bo z jednej strony mamy środowisko, a z drugiej konsumenta, który chce oddychać czystym powietrzem, bez hałasu, chce mieć zdrową żywność, wyprodukowaną bez m.in. degradowania gleby. Musimy się do tego dostosować. I cała sztuka polega na tym żeby znaleźć takie rozwiązania, które dadzą nam możliwość kontynuowania produkcji i dostarczenia konsumentowi takiego cukru, który on będzie spożywał ze świadomością, że został wyprodukowany przy dotrzymaniu tych wszystkich zasad. Musimy być przy tym ekonomicznie efektywni. Nasi partnerzy, czyli rolnicy, muszą mieć korzyści finansowe, muszą zarabiać na uprawie buraka, nasi pracownicy muszą z tego żyć, no i firma musi zarobić, żeby dalej się rozwijać.
Macie strategię, chcecie produkować zielony cukier. Jak to zrobić?
Wszystko zaczyna się na polu. To tam powstaje cukier. W fabrykach tylko go wydobywamy. Ewentualnie uszlachetniamy. Natomiast cała produkcja odbywa się na polu. Zmiana podejścia do produkcji to dla nas trudny temat, bo pracujemy z ośmioma tysiącami partnerów - rolników, którzy dostarczają nam buraki. Trzeba do nich dotrzeć i przekonać do zmian. A te zmiany polegają na takich metodach uprawy gleby, które wymagają znacznego ograniczenia zabiegów uprawowych. W starej technologii rolnik po żniwach robił podorywkę czy jakąś inną uprawkę pożniwną, później to powtarzał, a na jesieni orał pole, przewracał glebę. Wiosną wyrównywał, przejeżdżał pługiem, rozsiewał obornik, nawozy sztuczne. To wymagało ogromnej ilości paliwa i czasu. Odchodzimy od tego. Wprowadzamy metody uproszczonej uprawy w tym technologię strip-till, która polega na tym, że uprawiamy glebę tylko w tych rzędach, w których siejemy buraki. Odległość między nimi to 45 cm i dlatego w nich spulchniamy glebę. Co więcej - nie odwracamy tej gleby. Uznaliśmy, że orka powinna być wyeliminowana, bo wymaga dużego nakładu energii a dodatkowo wprowadza do gleby duże ilości tlenu co w konsekwencji powoduje zmniejszenie ilości próchnicy, która wiąże dwutlenek węgla. W jednym przejeździe wykonujemy spulchnienie, uprawkę przedsiewną, dostarczamy nawozy mineralne i siejemy. Oszczędzamy czas i energię, której ilość potrzebna na jeden hektar buraka zmniejsza się o 50 proc. A robimy to na kilkudziesięciu tysiącach hektarów. I co bardzo ważne - doprowadzamy do podniesienia plonów i ich stabilizacji. Pozwalamy żyć drobnoustrojom, faunie, florze, która powinna pracować w glebie. Bardzo precyzyjnie dawkujemy nawozy mineralne, ich wykorzystanie jest dużo lepsze, możemy obniżyć dawkę na hektar. Mamy zupełnie inną gospodarkę wodną, o wiele większą retencję, czyli o wiele więcej wody, która spadnie z deszczem, magazynuje się w glebie. Jesteśmy bardziej odporni na suszę. Powodujemy też, że zwiększa nam się ilość próchnicy i węgla w glebie. Dzięki temu wszystkiemu obniżamy nasz negatywny wpływ na środowisko, przy jednoczesnym obniżeniu kosztów i podniesieniu plonów.
Rolnicy dali się do tego przekonać?
Oczywiście w różnych regionach mamy różne rodzaje gleby, one wymagają troszeczkę innych metod. Sztuka polega na tym żeby dobrać do poszczególnych pól odpowiednie rozwiązania. Rolnicy, którzy z nami współpracują widzą korzyści. W tym sezonie np. w technologii bezorkowej uprawiana jest już jedna trzecia areału.
No dobrze, mamy zieloną produkcję buraka. Co zrobić żeby proces wydobywania z niego cukru w fabryce też był zielony?