Polacy czekają na cud. Zwłaszcza ci, którzy zarabiają jedną piątą średniej europejskiej. A tych w naszym kraju jest znakomita większość.
Ciągle notujemy wzrost gospodarczy. Dobra jest też kondycja firm. Mamy relatywnie niski deficyt budżetowy. Wzrósł eksport i wysoki jest popyt. Kupujemy coraz więcej mieszkań i samochodów. Napływają bezpośrednie inwestycje zagraniczne i fundusze europejskie. Wzrosły też płace – blisko o 10 proc. Spadło bezrobocie. Ustała nagonka na biznes, lekarzy i prawników. Jest atmosfera do pracy. Jesteśmy dumni z Donalda Tuska i Radosława Sikorskiego podpisujących umowy europejskie. Unia spogląda na nas z sympatią. Rosja zniosła embargo na mięso.
Pozytywów jest znacznie więcej. I należy przypisać je nie tylko dobrej koniunkturze, ale roztropności i zaradności Polaków.
Dług wewnętrzny Polski przekroczył 500 mld zł. Trzeba spłacać odsetki – 28 mld zł rocznie – z dochodów obywateli. To o 5 mld zł więcej niż wpływy podatkowe od przedsiębiorstw(!). Tymczasem nowe potrzeby pożyczkowe państwa w 2008 r. sięgają już 45 mld.
Zadłużają się też ludzie. Aż o 50 proc. wzrosły pożyczki na kupno mieszkań. Zaczynamy żyć na kredyt. Kłania się Edward Gierek.