W minionym tygodniu zaskoczyły nas kolejne złe dane z gospodarki USA. W listopadzie ponad 0,5 mln osób straciło tam pracę. Takiego wyniku nie obserwowaliśmy w USA od 34 lat. Od początku roku zwolniono lub odesłano na bezpłatne urlopy już 2 mln osób. Co dalej? W kryzysie lat 80. bezrobocie sięgnęło 10 proc., a w wielkim kryzysie aż 25 proc. Obecnie bezrobocie w USA sięga 6,7 proc. Rynki są cykliczne, a recesje towarzyszyły ludziom od zawsze. Z drugiej jednak strony coraz bardziej dociera do nas, że ta recesja będzie silniejsza od tych, które pamiętamy z najbliższej przeszłości.

Pozytywną informacją odnośnie do danych z rynku pracy są wyniki badań, które przeprowadził prof. Robert Hall z Uniwersytetu Stanforda. Wynika z nich, iż po 1990 r. podczas recesji bezrobocie rosło znacznie szybciej niż wcześniej, gdyż pracodawcy chętniej redukowali zatrudnienie w obawie przed pogarszającą się sytuacją w gospodarce. Wynik analizy jest bardzo intuicyjny. Większy obecnie dostęp informacji powoduje, iż nasze reakcje są szybsze. Złe wiadomości, którymi od kilku miesięcy jesteśmy bombardowani przez media, wymuszają działania zaradcze. Firmy wykorzystują najprostszą metodę poprawy – redukcję zatrudnienia. Osoby indywidualne ze strachu przed nadchodzącym pogorszeniem ograniczają wydatki, nawet gdy kryzys bezpośrednio ich jeszcze nie dotknął.

Informacja ta łagodzi nieco ostatnie dane, co nie zmienia faktu, iż czeka nas pogorszenie sytuacji. Patrząc na niezawodną teorię cyklu koniunkturalnego, pamiętajmy, że giełda jest często predykatorem tego, co będzie w realnej gospodarce. Jeśli skala spadków przełoży się na skalę spowolnienia, mogą nadejść ciężkie czasy dla realnej gospodarki.

Czy będą dalsze spadki cen akcji? Historycznie mieliśmy różne sytuacje. Jednak w ostatnich latach okresy recesji trwały zwykle przez jedną trzecią czasu cyklu. Zatem przekonanie, iż giełda jest dla osób o silnych nerwach, już dawno nie było tak prawdziwe. Strata części naszych oszczędności wywołuje bowiem tak silne emocje, że przeciętny inwestor nie jest w stanie sobie z nimi poradzić. Decyduje się na zamykanie inwestycji, w sytuacji gdy lwia część spadków została zrealizowana. Wygrywają ci, którzy kupują akcje, gdy już nikt nie chce mieć z nimi nic wspólnego, i sprzedają, gdy inwestorzy wyrywają je sobie z rąk. Teraz boimy się akcji, a przecież od połowy listopada WIG wzrósł o ponad 8 proc. Pamiętajmy też, że najciekawsze zyski osiąga się w sytuacji, gdy na giełdach dominuje absolutny pesymizm.